LV.

10.4K 501 125
                                    

Potrzebowałam samotności. Ciszy, spokoju i poukładania sobie wszystkiego, co działo się w nadmiernie pokręconej głowie. Ścisnęłam w dłoni niewielką fotografię z Polaroida nie myśląc nawet o włożeniu jej do torebki.

  Rozniosłabym cały świat, gdyby cokolwiek się z nią stało, a w torbie pełnej wszelakich kluczy, spinek, kosmetyków i niezliczonej ilości niepotrzebnych pierdół, mogłoby się tak stać.

  Przeszłam przez furtkę uśmiechając się jak głupia na myśl, że jego ubrania dalej tkwiły na moim ciele, a ja nie miałam zamiaru mu ich zwracać. Nigdy.

  I najpewniej spędziłabym w owych skowronkach resztę wieczoru, dokończyła odcinek serialu, wzięła kilkugodzinną kąpiel i ułożyła się do snu wąchając, jak psychopatka jego bluzę. Tak, ta wizja zdawała się idealna.

Niestety na tarasie przed moim domem dostrzegłam postać.

  Było późno. Zresztą żaden z moich znajomych nie przyszedłby w odwiedziny bez wcześniejszego uprzedzenia. Chyba, że Elena, ale ona i tak miała swoje klucze.

—Sof? — Zmarszczyłam brwi wchodząc po schodach i rozpoznając tożsamość osoby zajmującej miejsce na ogrodowym fotelu.

—O, hej Ari. — Wynurzyła twarz znad ekranu telefonu i rozprostowała plecy. — Przepraszam, że cię nachodzę, ale chciałam tylko chwilę pogadać. Myślałam, że jesteś w do... — Zatrzymała się, kiedy znalazłam się bliżej niej i przeskanowała zdezorientowanym wzrokiem całą mą osobę. — To twoje ciuchy?

   Speszyłam się. Mimo narastającego z każdą sekundą jej bezlitosnego oceniania mojego ciała, a raczej przydużej odzieży na nim, postanowiłam przestać zatajać prawdę. To zaszło już zdecydowanie za daleko.

—Finniana. — Odpowiedziałam ściszając głos. — Chcesz wejść do środka?

—Tu jest przyjemnie. No chyba, że ty chcesz.

—Możemy zostać. — Usiadłam na niewielkiej sofie obok i przyciągnęłam nogi do siebie. — Mogłaś pisać, albo zadzwonić. Długo czekałaś?

—Raptem 10 minut. Już miałam dzwonić, ale akurat przyjechałaś. — Odpowiedziała nerwowo bawiąc się krótką kitką na dole głowy. — Co to jest? — Spytała zerkając na fotografię wciąż tkwiącą w mojej dłoni.

  Przewróciłam oczyma czując w duchu, jak wielkie kłopoty, i jak ogromna kłótnia czai się podstępnie za rogiem. Nie z Sofie.  Z jej najlepszą, najpiękniejszą na świecie przyjaciółką, która nie zniesie informacji, jaką mam jej do przekazania.

  Podałam czarnowłosej zdjęcie, które przyjęła z zaciekawieniem. Zdziwiła mnie jej reakcja. Jej szeroko wyłupione, niepomalowane oczy i delikatnie rozwarte usta. Jakby zobaczyła coś nadzwyczajnego, gdy wówczas byłam to tylko ja i jej przyjaciel.

—Powiedzmy, że się do siebie... zbliżyliśmy. — Skomentowałam przez moment zastanawiając się, jak rzeczywiście nazwać to coś, co między nami było. — Wiem, że muszę pogadać z Aurorą. Jutro to zrobię, obiecuję.

—Aria. Czym zrobiliście to zdjęcie? — Spoglądała na mnie z tak ogromnym szokiem, jakbym powiedziała coś zupełnie nierealnego. Niemającego prawa bytu.
 
Fakt, że dziewczyna zazwyczaj malowała się dosyć mocno nie szczędząc sobie ostrych, ciemnych kolorów, a tamtego wieczoru jej trupia cera pozostawała w naturalnym stanie, tylko potęgował jej zszokowany wygląd.

  Ona nawet nie wyglądała, jakby zobaczyła przed sobą ducha. Sprawiała wrażenie, jakby sama stała się tym duchem, a ja nie miałam pojęcia, dlaczego.

—Miał na szafie jakiś stary Polaroid. — Odpowiedziałam nie do końca wiedząc, w jakim celu jej ta informacja. — A co?

—To pamiątka po rodzicach. Jedna z niewielu. — Wyjaśniła całkowicie poważnym tonem nadal tkwiąc w zdziwieniu na widok owego zdjęcia. — On nigdy nie pozwalał nawet dotykać tego pieprzonego aparaciku. Mi, chłopakom, a nawet Aurorze. Dostawał spazmów, jak tylko ktokolwiek pytał, czy może zrobić zdjęcie.

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz