XXVII.

9.9K 345 26
                                    

                                 
                                     Ariadna
                                  
13.01.2021r.

Tata był zły w każdym, najmniejszym tego słowa znaczeniu, ale przez swoją zaborczość udało mu się poniekąd przygotować mnie do akademickiego życia. Skrupulatnie i systematycznie sprawdzał moją wiedzę niemalże w każdej dziedzinie, toteż sesja na studiach była dla mnie, niczym banał.

I mimo tysięcy problemów na głowie, egzaminy na szczęście do nich nie należały.

Brawo Ariadna, jebie ci się życie, ale przynajmniej masz dobre ocenki.

Uporczywie i nieustannie myślałam o tym, co powiedział mi Finnian. O tym, że to mój ojciec rzekomo przyczynił się do śmierci jego rodziców, a przede wszystkim o szantażu, jaki zastosował z pełną świadomością, że poskutkuje.

I poskutkował.

—Ujebałem to, jak chuj. — Wyciągnęłam słuchawki z uszu, gdy tylko Gabriel wyszedł z sali wykładowej obierając minę absolutnego męczennika.

—Na pewno nie było tak źle. — Poklepałam go po plecach, a zbulwersowany chłopak snuł się korytarzem niemalże ciągnąc swoje nogi za sobą.

—Ty wyszłaś po jebanych dwudziestu minutach! Pieprzona geniuszka!

—Schlebiasz mi. — Uśmiechnęłam się na jego wzbierające się wzburzenie i pociągnęłam go w kierunku wyjścia z uczelni. — Jeszcze tylko dwa egzaminy i mamy labę na dwa tygodnie.

—Ja spędzę ją na nauce, a ty razem ze mną na korepetycjach. — Jęknął niezadowolony. Wiedziałam, że przesada. Często dramatyzował, a na studiach to już szczególnie. Wiecznie narzekał, że czegoś nie zdał, by potem marudzić na widok trójki, kiedy to wymarzył sobie minimum czwórkę. — O której widzimy się z Eleną?

—Za pół godziny. — Odparłam zerkając na godzinę w telefonie. — Boję się Gabi.

—Ja też. — Wsiedliśmy do mojego samochodu, a gorzki smak nadchodzącej wielkimi krokami przyszłości już zagościł w naszych ustach.

Świadomie podjęłam decyzję o wyznaniu prawdy Elenie. Nie dlatego, że dłużej nie byłam w stanie jej przed nią ukrywać. Egoistyczne pobudki skłoniły mnie do tego, bo potrzebowałam jej pieprzonej pomocy.

***

Skromny, uroczy dziewiętnastowieczny park był miejscem, w którym ja i rudowłosa odpalałyśmy swoje pierwsze papierosy, przeżywałyśmy dziewicze rozterki miłosne i upijałyśmy się najtańszym winem kupionym przez pijaczynę, któremu za to zapłaciłyśmy.

Wielkie figowce zdobiły zieloną trawę, a popiersia historycznych postaci już nie raz wywołały u nas istną panikę, gdy byłyśmy pijane.

Wybrałam właśnie tą konkretną lokalizację w nadziei, że dziewczyna choć trochę się nade mną zlituje z uwagi na ciepłe wspomnienia.

Siedzieliśmy na jednej z ławek, a chłodne powietrze wdzierało się przez materiał dżinsowej kurtki blondyna i mojego płaszcza.

Nie zdążyliśmy nawet porządnie ułożyć sobie w głowie całej litanii do wygłoszenia, bo marchewkowe włosy pojawiły się obok nas chwilę potem.

—No hej. — Wcisnęła się między nas zakładając ręce pod klatką piersiową, a z jej ust wydostało się pojedyncze westchnięcie. — Czego chcecie?

—Ruda nie irytuj się. Złość piękności szkodzi.

Nawet nie uśmiechnęła się na słowa Gabriela, jak to miała w zwyczaju, a jedynie przewróciła oczyma dając nam jasny sygnał, że nie na rękę jej to spotkanie.

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz