XLI.

10.1K 491 128
                                    

Uderzyłam jedną z neonowych maszyn, a stojący obok mężczyzna wzdrygnął się na dźwięk trzaśnięcia i obdarował mnie zdegustowanym spojrzeniem.

Od: Elenka
Aria gdzie ty jesteś? Wypiliśmy już z cztery drinki.

Przewróciłam oczyma wrzucając komórkę z powrotem do torebki i oficjalnie postanowiłam zakończyć moją przygodę z hazardem na ten wieczór. I może też na całe życie, jeżeli utrata piętnastu tysięcy dolarów jednej nocy okaże się wystarczającym czynnikiem, by przestać.

Ja nawet się nie skupiałam przy pociąganiu za dźwignię i próbie wylosowania tych samych obrazków owoców, od których widoku chciało mi się już wymiotować. Po prostu wciskałam kolejne żetony i cierpliwie czekałam, aż znów przegram, by dorzucić kolejne.

Głową byłam gdzieś hen daleko i nie miałam siły, by się temu przeciwstawić.

Finnian Trovato zaprosił, choć właściwie to zażądał, bym poszła z nim na randkę.

Ów stwierdzenie krążyło po mojej głowie i z każdym powtórzeniem brzmiało jeszcze abstrakcyjniej, niż wcześniej.

O co mu chodziło?

Telefon znów zawibrował, a poddenerwowana przyjaciółka wysłała kolejną wiadomość. Niechętnie pożegnałam się z kolorowymi maszynami, w których zostawiłam olbrzymią ilość pieniędzy. A z wnętrz automatów trafią one prosto do czyściutkich rączek Finniana.

—No i jak? Jesteś już milionerką?

Wcisnęłam się na skórzaną kanapę między Elenę i Sofie i ochoczo upiłam kilka łyków kolorowego napoju, który został mi wciśnięty pod sam nos przez Gabriela.

—Niestety nie. Chyba osobowość hazardzistki zostanie pożegnana.

—Na pewno. — Szturchnęłam wrednego rudzielca w ramię, na co ta parsknęła śmiechem. — Za dobrze cię znam, żeby wierzyć w takie bzdety.

Opróżniłam całą szklankę i odstawiłam ją na stolik ze smętną miną, bo ilość alkoholu nie była zadowalająca, jak na moje standardy włoskiej alkoholiczki.

Nie chciałam zachować się prostacko, dlatego ugryzłam język, gdy do głowy wpadł mi pomysł, by wyjść z kasyna i kulturalnie upić się gdzieś na mieście.

Błogosławieństwo nieistniejącego Boga popchnęło Gabriela, by sam wyszedł z takową inicjatywą.

Opuściliśmy mury hotelu zatrzymując się przy wejściu, a ja świadomie, lub nie, pobieżnie przeleciałam wzrokiem po otoczeniu, jakby chcąc upewnić się, czy gdzieś za rogiem nie czai się znany mi chłopak.

Na szczęście, lub nie, nie było go.

—Clay, i jak? Dzwoniłeś do Fina? — Kolejna osoba najwidoczniej czytała mi w myślach.

—Pisałem. — Odparł przeczesując swoje loki. — Raczej go nie będzie.

Zacisnęła krwistoczerwone usta w wąską linię i pokiwała głową. W tym samym czasie ja i Milo skrzyżowaliśmy spojrzenia. Bezsłownie próbowałam przekazać mu, by nawet nie ważył się wspomnieć półsłówkiem o naszej grze w kości. Chyba zrozumiał, a skoro nie zrobił tego wcześniej, najpewniej sam nie chciał dobijać Aurory w tak podły sposób.

—Zajebiście. — Uniosła swój delikatny, uroczy głos, w którym po raz pierwszy odczułam tak uderzającą nutę goryczy.

—Aurora nie przejmuj się. Mieliśmy się przecież bawić.

—Tak, ja wiem. — Zerknęła na Sofie uśmiechając się smutno. W jej niebieskich oczach ukazały się łzy. Małe, przezroczyste kropelki jednostajnie spływały po zaczerwienionych polikach i kapały na ziemię.

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz