LVI.

10.1K 519 172
                                    

   Pierwszy raz w życiu postanowiłam posprzątać dla kogoś dom. Sama nie wierzyłam w to, co robię, a jednak uparcie tkwiłam przy szafie wkładając do niej porozrzucane ubrania z ziemi.

Później odkurzyłam salon, a nawet wyciągnęłam naczynia ze zmywarki, co stanowiło już jakieś apogeum moich umiejętności.

Wyniku mojej pracy nie nazwałabym raczej lśniącą czystością, a jedynie z pozoru schludnym miejscem, co i tak uznałam za sukces klasy światowej, jak na moje możliwości.

Finnian Trovato mógł czuć się wyjątkowo, gdyż największa brudaska na całej wyspie uprzątnęła lwią część wyprodukowanego przez siebie syfu specjalnie dla niego.

Czyż to nie poetyckie?

Wyszłam dla niego ze swojej strefy komfortu tak, jak on dla mnie.

Fakt, że moją strefę komfortu stanowiły rozbestwione, wygniecione ciuchy wyrzucone z szafy, nieumyte naczynia i powszechnie panujący kurz, był wątkiem pobocznym.

Odłożyłam zmiotkę z szufelką do schowka, gdy w budynku rozległ się dźwięk dzwonka. Podreptałam do drzwi z uradowaniem, jakbym miała zastać tam ważniejszą odobistość od samego prezydenta, kiedy w progu stał jedynie on.

Mogłabym skłamać, ale ucieszył mnie jego widok.

Tak samo, jak mogłabym skłamać, że wyrzuty sumienia zjadały mnie od środka na samą myśl o wydarzeniach z południa, kiedy to Aurora z załamaniem wyznała, że wie o mnie i o nim.

Wyrzuty sumienia naturalnie gdzieś tam były, ale zostały całościowo przysłonięte dokładnie w momencie, w którym chłopiec o zielonych oczach zjawił się przede mną.

Nie miałam już żadnych wątpliwości, czy moje postępowania należały do słusznych.

***

Finnian

Zobaczyłem ją w drzwiach i tylko tyle wystarczyło, bym na moment zapomniał o tym, jak chujowo się czułem.

Z pozoru tak niewiele. A jednak tak wystarczająco.

—Dobry wieczór chemiczko. — Odezwałem się pierwszy, gdy gestem dłoni zaprosiła mnie do środka.

—Hej.

Bacznie przyjrzałem się wnętrzu salonu, który ku memu zdziwieniu nie wyglądał już, jak ostatnio. Przejechałem wzrokiem po aneksie kuchennym i po zlewie, w którym nie było ani jednego brudnego naczynia.

Najbardziej zadziwiła mnie jednak nie czystość sama w sobie, a raczej to, że owa czystość nie była perfekcyjna.

A to znaczyłoby, że Ariadna Pastorini sama postanowiła wykonać domowe porządki.

—To jak z tą sałatką? — Rzuciłem jej pytające spojrzenie wspominając wiadomość, jaką mi wcześniej wysłała.

Omal nie wypadłem z bieżni, gdy ją przeczytałem, ale chemiczka nie musiała tego wiedzieć.

—Daję ci jeszcze jedną szansę przed posiłkiem. — Pokazała mi wewnętrzną stronę otwartej dłoni z zamiarem posłania groźby, która wydała się niezwykle zabawna. — Co powiedziałeś Aurorze o nas?

—O czym?

—Finnian. — Westchnęła kierując się w stronę kuchni, co również zrobiłem idąc za nią, jak pies.

Wlożyłem ręce do kieszeni spodni i oparłem się o jeden z blatów.

—Spytała, czy może ze mną pojechać na spotkanie z Sofie, bo chętnie by porozmawiała i może poszła na jakiś obiad, czy coś. — Zacząłem obserwując, jak brunetka wyciąga z lodówki butelkę soku jabłkowego. — Powiedziałem, że jest taka jedna dziwna dziewczyna, która raczej nie byłaby z takiego wyjazdu zadowolona. A raczej chciałbym, żeby nie była.

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz