26.01.2021r.
Przecierałam zaspane, napuchnięte oczy i powolnymi krokami pokonywałam stopień po stopniu schodząc na dół, do jadalni, by wcisnąć w siebie cokolwiek na śniadanie.
Nienawidziłam jeść z samego rana i zazwyczaj o takich też porach nie raczyłam nawet podnieść się z łóżka, jednak tego dnia obudziłam się o siódmej.
Miałam do dokończenia malowanie cholernych kartoników, które punkt siedemnasta za trzy dni trafią w ręce Finniana Trovato.
Gabriel czuł się poniekąd winien mojego utkwienia w tym interesie, jednak ja nie chciałam nawet słuchać o jego ofiarowaniu mi pomocy. I tak miał głowę pełną choroby mamy, więc dorzucanie mu innych trosk byłoby z mojej strony okrutne.
Tak samo, jak okrutne było produkowanie narkotyku od początku do końca w pojedynkę. Nie spodziewałam się, że brak tej jednej pary rąk przysporzy mi tyle dodatkowej pracy.
—Jeszcze trzy torby są w moim pokoju. — Zmarszczyłam brwi słysząc dobiegające z dołu głosy, i gdy tylko przekroczyłam próg salonu, zastałam w nim mojego cudownego męża.
Chciałabym powiedzieć, że się stęskniłam, ale niestety kłamstwo ma krótkie nogi. Może nawet krótsze od jego.
—Wyjeżdżasz gdzieś? — Spytałam na widok jednego z lokajów trzymającego w dłoniach dwie, potężne walizki.
Nie to, żebym z Marco widywała się specjalnie często, gdyż od rana do wieczora zwykle bywał poza domem, jednak wizja jego całkowitego opuszczenia Palermo wydawała się być spełnieniem mych najskrytszych marzeń. Jednym z wielu.
—Możesz być z siebie dumna. Dopięłaś kurwa swego. — Szturchnął mnie ramieniem i popędził schodami na piętro, a ja po krótkim zastanowieniu ruszyłam za nim.
—Powiesz mi łaskawie, o co ci chodzi? — Weszłam do jego gabinetu, gdy mężczyzna po omacku wrzucał jakieś papiery do kartonowego pudła.
—Wyrzuciłaś mnie z własnego domu. Nie waż się nawet odzywać. — Wzdrygnął się, a ton jego głosu pełen był niezrozumiałej dla mnie pogardy.
Co zrobiłam?
—Że niby co? — Zmarszczyłam brwi tarasując mu przejście, kiedy ten chciał wyjść z pokoju. — Masz mi to wyjaśnić w tej sekundzie.
—Jesteś taką dziwką Aria.
Troia.
To słowo zadziałało na mnie ze strojoną mocą. Nigdy nie zareagowałabym ze spokojem na tak obrzydliwe wyzwisko, jednak po incydencie z ojcem wzdrygałam się za każdym razem, gdy tylko je słyszałam.
A ten dupek postanowił użyć tak okrutnego nazewnictwa w moim kierunku.
Pod wpływem silnego napadu złości, zacisnęłam prawą dłoń w pięść i z impetem uderzyłam mojego męża prosto w tą jego głupkowatą mordę.
—Nazwij mnie tak jeszcze raz, a uderzę mocniej. — Syknęłam z trudem powstrzymując malujący się na twarzy grymas spowodowany bólem dłoni na skutek zadanego ciosu. — Mów o co chodzi.
Zachwiał się na nogach i odruchowo przyłożył rękę do napuchniętego nosa. Niestety nie leciała z niego krew.
—Zapytaj swojego kochanka. — Wymamrotał ledwo zrozumiale. — Zapytaj Finniana Trovato.
—To on kazał ci się wynieść? — Pokiwał głową nadal trzymając się za obolałą część ciała, co wprawiło mnie w niemałą satysfakcję. — Tylko spróbuj powiedzieć cokolwiek mojemu ojcu, a nie ręczę za siebie. Rozumiesz?
CZYTASZ
Senza Fine
RomanceAriadna Pastorini urodziła się we włoskiej rodzinie mając w domu bezdusznego ojca despotę, który brał czynny udział w zajęciach sycylijskiej mafii. Została zmuszona do wzięcia zaaranżowanego ślubu z osobą, która nie pociągała jej w żadnym stopn...