XIII

10K 332 35
                                    




—Napierdolę  się dzisiaj, jak szmata. — Zakomunikowała Elena zaraz po tym, jak  kupiliśmy w markecie nieprzyzwoite ilości taniego alkoholu.

—A  myślałam, że chcesz zrobić dobre wrażenie na nowych znajomych. —  Zaśmiałam się pod nosem idąc za nią do niewielkiej kamienicy w centrum  miasta, gdzie mieszkała jej koleżanka Aurora.

—No przecież zrobię. Po alkoholu jestem tylko trochę bardziej odważna. — Jej słowa nie  potrzebowały nawet werbalnego komentarza, bo w odruchu bezwarunkowym ja i  Gabriel spojrzeliśmy na siebie wymownie. — No co?

—Nic rudzielcu. Najeb się, jak szmata, a my ci najwyżej potrzymamy włosy.

—Ale  rzyganie tylko do kibla. Nie zamierzam sprzątać twoich wymiocin ze  stołu. — Dorzuciłam swoje upomnienie unosząc palec wskazujący ku górze, a  oburzona rudowłosa uderzyła mnie w plecy. Mimo drobnej postury siłę to akurat miała, jak koń.

—Nie naróbcie mi wstydu. — Marudziła pod nosem  zatrzymując się przy klatce schodowej i wybrała zapisany w telefonie  numer mieszkania koleżanki.

—Chyba ty nam. My z Ariadną jesteśmy  wzorem do naśladowania.— Zaraz po otwarciu drzwi, weszliśmy na klatkę  schodową kierując się na trzecie piętro.

—Na pewno. — Rzuciła  sarkastycznie, gdy byliśmy już u celu przesympatycznej wyprawy.

Rudowłosa kilkukrotnie zapukała w wysokie, drewniane drzwi, a po krótkiej chwili w progu powitała nas uśmiechnięta blondynka z włosami  sięgającymi do ramion. Gdyby ktoś wysilił się o stworzenie definicji  „anielskiego piękna", jej portret znalazłby się w załączniku.

—Hejka El! A was bardzo miło poznać, jestem Aurora. — Wpuściła nas do środka  krzywiąc się w jednym z najbardziej uroczych uśmiechów, jakie  kiedykolwiek widziałam.

Jej rodzice mieli doskonałą intuicję  nazywając ją imieniem bogini świtu. Naprawdę wyglądała, jak wschodzące z  samego rana słońce.

—Ariadna.

—Gabriel.

Podaliśmy jej dłoń,  którą uścisnęła z zadowoleniem i poprowadziła naszą trójkę do, jak się  domyślałam salonu, z którego dochodziły śmiechy w akompaniamencie  muzyki.

Mieszkania w kamienicach niewątpliwie miały w sobie ten  antyczny klimat nie do podrobienia. Wysokie sufity, starodawne meble i  ten specyficzny zapach, który w moim odczuciu był naprawdę ładny.

—Usiądźcie sobie na sofie. Przynieść wam szklanki, czy kieliszki? —  Spytała, gdy byliśmy już w sporym pomieszczeniu, w którym naliczyłam  dziesięć osób.

—Pomogę ci Auri. — Zaproponowała Elena, a ja miałam  ochotę ją za to palnąć w czubek marchewkowej łepetyny.

Dobrze, że  chociaż Gabriel wciąż stał obok mnie, bo nie zniosłabym tych wszystkich  spojrzeń w pojedynkę.

Minęło kilka sekund niezręcznego stania w  miejscu, aż w końcu posłusznie zajęliśmy miejsce na śnieżnobiałej  kanapie witając się z wszystkimi osobami. Uraczyłam krótkim spojrzeniem  każdego, aż w końcu napotkałam jedną, znajomą twarz przyglądającą mi się  ze zdziwieniem.

Ta dziewczyna, na którą wcześniej wpadłam. Ta  pierdolnięta laska z kijem w dupie, której wypadła karta, a ja ją  oddałam mimo wcześniejszego incydentu.

Dziwny i całkowicie  nieprzyjemny dla mnie zbieg okoliczności.

—Możemy pić!— Rudowłosa  postawiła trzy kieliszki  na szklanym stoliku i z narastającą ekscytacją  wcisnęła się między nas wyciągając z plastikowej siatki butelkę  tequili. — Aurora polać ci też? — Zwróciła się w stronę blondynki, która  zajęła miejsce na niewielkim taborecie obok nas.

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz