XLII.

10.1K 496 217
                                    

06.02.2021r.

Las Vegas wciąga, niczym tornado. I mnie też udało mu się wessać do ostatniego fragmanetu ciała i duszy, gdy przebudziłam się o czternastej z kacem.

I z przemyśleniami. Niezliczoną ilością rozterek, których nie dało się niczym stłumić.

Byłam nieobecna. Jakby dusza odleciała z ciała i unosiła się gdzieś między wydarzeniami z zeszłej nocy, a zbliżającym się wielkimi krokami wieczorem.

Randką.

Randką z chłopakiem, na którego niepojawienie się na spotkaniu Aurora zalała się łzami.

Z chłopakiem, którego kochała nawet bardziej od siebie, co z taką urodą musiało być praktycznie niemożliwe.

Dzień, choć właściwie cząstka pozostałego dnia minęła szybko. Zbyt szybko. Wyczołgaliśmy się z hotelu chwilę po szesnastej, zjedliśmy pokaźny obiad w centrum miasta, a moja mądra przyjaciółka Elena postanowiła sobie zrobić spontaniczny tatuaż, gdy tylko natknęliśmy się na pierwsze lepsze studio.

Mówiłam, że będzie tego żałować, ale uparła się i koniec, dlatego dwie godziny i tak krótkiego dnia spędziłam trzymając ją za rękę, gdy mężczyzna z czerwonymi soczewkami tworzył na jej brzuchu pająka średnich rozmiarów.

Była z niego zadowolona do momentu, gdy nie dowiedziała się, że przez kolejne 3 dni ma kategoryczny zakaz picia alkoholu. Potem co prawda nadal zapewniała, że nie żałuje, ale widok kufla piwa, który zamówił Gabriel do podwieczorku stworzył na jej twarzy nieprzyjemny grymas.

I tak minęła nam kolejna składowa doby w Las Vegas. Bez większych ekscesów i wydarzeń godnych głębszej analizy, gdyż wszyscy byliśmy zmęczeni po całonocnej imprezie.

No, może poza Aurorą, która w skowronkach opowiadała non stop o rozmowach z Finnianem i o tym, że są już na dobrej drodze ku temu, co mieli wcześniej. A przy najmniej ona była tego pewna i dała nam to do zrozumienia jakieś dziesięć tysięcy razy w ciągu kilku godzin.

W końcu przestała i chyba tylko dlatego, że słońce zaszło, a nad miastem zapanowała noc.

Każdy zatrzasnął się w swym pokoju po uprzednim wspólnym obejrzeniu jakiejś banalnej komedii romantycznej na stucalowym telewizorze i położył do snu.

Każdy, poza mną.

Ja leżałam w łóżku ze świeżo wykonanym makijażem i ubrana na wyjście.

Ciężko było mi dostosować się do otoczenia, w jakim miała odbyć się ta feralna randka, gdyż go nie poznałam, a tajemniczy Finnian zostawił tą informację tylko na własny użytek.

Napisał, żebym zeszła przed hotel o 24. Nie dodając nic więcej. Miałam przyjść i tyle.

Została raptem godzina, a ja w pełni przygotowana na spotkanie, snułam się po sypialni nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Próbowałam oddać się w ręce internetu i przeglądać jakieś posty, ale znudziło mnie to niemalże od razu.

Wątpliwości rozsadzały mnie od środka z każdą mijającą minutą.

Zegar tykał, aż w końcu w momencie kulminacyjnym postanowiłam sprawdzić, czy Elena może jeszcze nie śpi.

Chyba potrzebowałam zapewnienia, że to co robię wcale nie jest wbiciem komuś noża w plecy, choć w istocie, tak właśnie było.

—El? — Szepnęłam przekraczając próg na palcach, a z ust rudej wydostało się ciche westchnięcie. — Mogę?

Przytaknęła wyraźnie niezadowolona, że wyciągnęłam ją ze stanu zasypiania.

—Co jest?

Usiadłam na skrawku łóżka i nerwowo bawiłam się dłońmi obserwując niebo i wysokie budynki hoteli widoczne za oknem.

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz