XXXVIII.

7.1K 333 77
                                    

—Aria? Co jest?

—Możesz otworzyć mi drzwi? — Spytałam, by zaraz po tym głośno ziewnąć. Stukałam paznokciami o futrynę skonfundowana nadchodzącym wyjaśnieniem dziewczynie, gdzie byłam.

—Ty nie jesteś u siebie? — Wychrypiała jeszcze nie do końca rozbudzona ze snu.

—Nie. Dlatego proszę otwórz, bo za moment się posikam. — Skwitowałam już nieco bardziej ponaglająco, a rozczapierzony rudzielec zjawił się w progu zaraz po zakończeniu połączenia. — Grazie. — Wbiegłam do apartamentu nie czekając na nią, co może i było pozbawione kultury, ale potrzeba fizjologiczna wtedy była rangi najwyższej.

  I też, może odrobinę, tylko odrobinkę marzyło mi się, by Elena udała się do swojego pokoju zapominając o tej sytuacji i odpuściła mi wytłumaczenia odnośnie zniknięcia.

Naturalnie, nie było tak. Dopadła mnie, kiedy tylko weszłam do sypialni zrzucając z siebie sweter.

—A teraz mów. Gdzie księżniczka się szlajała po nocy, kiedy rzekomo była tak zmęczona co?

  Przy zgaszonym świetle wcisnęłam się w pierwszą lepszą bluzkę wyjętą z otwartej walizki i wskoczyłam do łóżka zaraz obok niej.

—Weszłam na dach. — Z kieszeni spodni wyciągnęłam paczkę papierosów w komplecie z zapalniczką i niedbale rzuciłam ów zestaw na stolik nocny. — Jakoś nie mogłam zasnąć, więc stwierdziłam, że się przewietrzę. A do jacuzzi nie chciało mi się iść.

—Więc tyle czasu siedziałaś na pieprzonym dachu Aria? My wróciliśmy z dwie godziny temu.

—Nie byłam sama. — Wydukałam, jakbym uczestniczyła w co najmniej przesłuchaniu policyjnym. — Okazało się, że na ten sam dach przyszedł też Finnian Trovato, rozumiesz to? Śpi sobie w tym hotelu, a ta kretynka Aurora ściągnęła nas tutaj, żeby się z nim zobaczyć.

—Żartujesz. — Zaśmiała się pod nosem opierając głowę o moje ramię, a gdy ja milczałam bez najmniejszej reakcji, zrozumiała, że to nie był żaden nieśmieszny dowcip. — Ja pierdzielę Ari, na serio? Przecież to jest jakieś przeznaczenie.

—Raczej kara boska.

—Nie wierzysz w Boga.

—I właśnie dlatego mnie kara. Nawet, jeśli nie istnieje.

—To nie ma sensu. — Podciągnęła hotelową, satynową pościel i szczelnie nas nią okryła. — No i co robiliście? Ruchaliście się na dachu otuleni krajobrazem Las Vegas? — Prychnęła na skutek własnego pytania, które nawet w połowie nie było tak zabawne, jak jej się wydawało, że jest.

—Nie waż się nawet tak mówić. My tylko rozmawialiśmy i kłóciliśmy się. Nic poza tym.

—Jasne jasne. — Skomentowała nie szczędząc sobie kpiny. — Coś was do siebie ciągnie i zauważyłam to już przy porwaniu. On ma na ciebie chrapkę Aria i nie wiem, jak się z tego wytłumaczysz Aurorze, ale lepiej załatw to zanim będzie kwas.

  Kwas będzie, jak go przyrządzę w swojej domowej pracowni, bo z sytuacji z Finnianem nie mógł wyniknąć żaden tego typu. Nie ma na to najmniejszych nawet szans.

—Z niczego się nie będę tłumaczyć, bo nic między nami nie ma. — Odparłam ze stoickim spokojem, choć zachowanie go wymagało ode mnie zużycia niemałych pokładów energii. — On już jej nie kocha. Powiedział mi to. Naprawdę myślisz, że ktoś, kto był w stanie przestać kochać Aurorę, poczułby coś do mnie? — Zapytałam sarkastycznie.

—Nie czaję, w jaki sposób to ze sobą łączysz.

—W taki, że Aurora jest, jak anioł. Nie da się przejść obok niej obojętnie i pewnie każdy, kto tylko patrzy na nią dłużej, niż pięć minut, zakochuje się bez pamięci. A on sobie ją odpuścił.

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz