Rozdział 72: Ucieczka Syriusza

17 0 0
                                    

~ James Potter ~

Odeszliśmy od naszych przyjaciół i weszliśmy na najbardziej nieuczęszczaną ulicę, jaka istnieje, tylko po to, żeby przywołać Błędnego Rycerza. Kiedy to zrobiłem, pojawił się autobus, pełen śpiących czarodziejów i czarownic. Zapłaciliśmy, powiedzieliśmy adres i zdążyliśmy usiąść, zanim ruszył. Zrobiło mi się nie dobrze. Tylko żebym nie narzygał na Liv, bo będzie miała ze mnie ubaw do końca życia.

- Wszystko dobrze, Jamie? - zorientowała się.
- Pewnie. - skłamałem.
- Zrobiłeś się zielony. Normalnie jak troll. - dodała. Świetnie, że widać, że cierpię.
- Możesz mi nie ubliżać w tej chwili?
- Czyli jednak zbiera cię na pawia? - jest za wścibska.
- Dokładnie. - podsumowałem.
- Nie dziwię się, sama ledwo się trzymam.
- Nie wyglądasz.
- To dziwne, że ci nie dobrze a bez trudu wydobywasz z siebie słowa...- od tej chwili już nic więcej nie mówiłem.

Pół godziny później wysiedliśmy w Dolinie Godryka. Nie obrzygałem nikogo ani nic, więc jest dobrze, bardzo dobrze. Wzięliśmy kufry i udaliśmy się w stronę domu.
Po drodze spotkaliśmy panią Forbes.

- Witajcie dzieci. - Merlinie, ja tu umieram ze zmęczenia, głodu, chcę do toalety, a ona teraz będzie nam pieprzyć jakieś jej farmazony godzinami. - Przyjechaliście na święta?
- Oczywiście, jakże by inaczej. - Liv wdała się z nią w dyskusję.
- Musimy iść, pani wybaczy.
- Ależ naturalnie. Coś czuję, że się jeszcze spotkamy. - ty se czuć możesz.
Pożegnaliśmy się.

- I oto nasz kochany domek. - rzekła moja siostra, gdy przeszliśmy kawałek.
- Właź i nie marudź.
- Ale agresywny.
- Mam zły dzień. - odpowiedziałem szczerze.
- Oho, co ci się stało? - spytała, gdy otworzyła drzwi, które o dziwo były otwarte. Może rodzice już wrócili.
- Później ci wyjaśnię. - zgodziła się na taką opcję.

- Mamo? Tato? - cisza.
- Może zostawili nam otwarte, jakbyśmy przyszli przed nimi.
- Pewnie tak. - rzuciłem kufer i pobiegłem do kuchni coś zjeść. Rzuciłem się na lodówkę.

Po paru minutach przyszła Liv i spojrzała na mnie, jak na zwierzę, to mogłaby być dobra metafora, gdyż czasami nim jestem, ale aktualne nie w tej chwili.

- Nie jadłeś śniadania?
- Nieee...- wyznaję. Miałem lepsze rzeczy do roboty - dodałem w myślach.
- Dlaczego? - wielce oburzona.
- Hmm...pomyślmy... może dlatego, że próbowałem wyciągnąć pijanego Blacka spod mojego łóżka.
- Och, no tak. Ale później mogłeś coś przekąsić, na przykład w pociągu, pani z wózkiem przecież była u nas, no i zawsze Peter ma coś w zanadrzu.
- Nie miałem ochoty, dopiero w autobusie mnie wzięło. - odparłem.
- I teraz będziesz się obżerać. - powiedziała.
- Możemy zostawić ten temat.

- A właśnie, miałeś mi opowiedzieć czemu jesteś taki wykończony? - zaczyna się.
No dobra, chce wiedzieć, to się dowie.
Przenieśliśmy się do salonu i zasiedliśmy na kanapie. Oczywiście wziąłem dużo jedzenia.
- Powód numer 1: do chyba 2 graliśmy w butelkę. Powód numer 2: znokautowałem trzech Ślizgonów...
-  Że co?!
- Słuchaj dalej...Antonia przyszła pod pokój wspólny i chciała rozmawiać z Evans, ale nie pozwoliłem na to...
- DLACZEGO?
- Nie przerywaj mi! Za to mi powiedziała to, co miała powiedzieć siostrze.
- Czego się takiego dowiedziałeś?
- Rozmawiała z Sashą. - podniosła brwi. - W końcu po tylu próbach wyjawił, kto go tak urządził.- wyznałem. Rozszerzyła oczy w geście zdziwienia.
- Zechcesz mnie poinformować, kto to taki?
- Mulciber. - powiedziałem, kiedy skończyłem jeść banana.
- Cholera.
- Przez to całe pijaństwo Syriusza, zapomniałem mu o tym powiedzieć.
- Jeszcze nadaży się okazja, podobno ma przyjechać, a jeśli nie wytrzymasz, to wyślij mu sowę. - podała propozycje.
- Poczekam aż się tu zjawi, jeśli wogóle.
- Czyli mówisz, że załatwiłeś Mulcibera? To ci dopiero.
- I nie tylko. Również Snape'a i Avery'ego.
- Co ty gadasz? Dlaczego?
- Napatoczyili się, więc sprałem ich równo. Noc spędzili u Pomfrey.
- Lily wie?
- Nie mam pojęcia, ale zważając na to, że Antonia jest z nią, to pewnie wie. - odpowiedziałem.

Siostra Jamesa Pottera Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz