Rozdział 53: Pożegnanie ciała Sashy

31 0 0
                                    

~ Liv Potter ~

Obudziło mnie słońce, które świeciło mi na twarz przez szpary między kotarami. Więc chcąc, nie chcąc, wstałam, rozsunęłam zasłony, założyłam okulary i popatrzyłam na budzik, na którym widniała godzina 8¹⁰. Klnąc pod nosem, że jeszcze jest tak wcześnie, udałam się do łazienki, zanim reszta dziewczyn wstanie i zacznie się walka o to, która pierwsza ma ją zająć.

Zrzuciłam wczorajszy, mokry i cuchnący dres i weszłam do wanny się umyć. Umyłam również włosy, w których przed sekundą odnalazłam jakiś papier. Zgnieciony został wyrzucony do śmietnika.
Jak już woda przestała być ciepła, mniej więcej po godzinie, musiałam wyjść, żeby nie zmarznąć. Opatulona w ręcznik, umyłam zęby i buzię, po czym jeszcze zrobiłam lekki makijaż, bo później nie będę miała możliwości dojścia do toalety, ani dostępu do lusterka, przez moje urocze przyjaciółki.

Wyszłam po ubrania...chociaż nie wiem czy nie będzie trzeba założyć szat...
Na moje szczęście wstała już połowa dziewczyn, Alice i Dor, właśnie przebierały się z piżam w ubrania dzienne.
Więc o nic nie pytając, wzięłam szybko jakieś ubrania z szafy, nie zważając na to czy są moje czy niekoniecznie, i spowrotem zniknęłam w łazience.

Ubrałam skarpetki w różnokolorowe paski, pod butami nie będzie ich widać, mam nadzieję. W końcu idziemy na pogrzeb, trzeba się ubrać przyzwoicie i oczywiście w czarnym odcieniu. Więc, pamiętając że jest zima, założyłam grube, czarne rajstopy, żeby nie odmrozić sobie nóg.
Na górę postanowiłam założyć czarny, również gruby, golf. Natomiast na dół długą, jak się można domyślać także ciemną, spódniczkę.

Wyszłam już na dobre z tamtego pomieszczenia i wysuszyłam sobie włosy różdżką. Znowu ułożyły się w puszyste, długie, czarne loki do pasa.

Na zegarku widnieje już godzina 9³⁰.
A Lily nadal śpi, natomiast Mary radosnym krokiem wstąpiła do łaźni.

- Jak wyglądam? - pytam dziewczyn, okręcając się wokół własnej osi.
- Ślicznie. - odpowiada Meadowes.
- Ej, czy to nie mój golf?! - spytała Ala, mrużąc groźnie oczy.
- Istnieje taka możliwość.- mówię stanowczo i uciekam z dormitorium. Gdzie? Nie wiem, choć się domyślam.

W pokoju wspólnym jest taki syf, jaki był w moim domu po Sylwestrze... Tego jestem pewna.
Nikogo jeszcze tutaj nie ma, myślę, że wszyscy poszli na śniadanie, która już dawno trwa.
Lily nie udało się wczoraj posprzątać, była bardziej zajęta przekonywaniem mojego brata, żeby poszedł na pogrzeb Sashy. Ale się udało, chociaż nie obyło się od drastycznych środków. Najważniejsze, że wszyscy idziemy i dostaniemy punkty dodatkowe od McGonagall. Bo dostaniemy...tak mówiła Lilka. Skąd o tym wie, tego nie jestem w stanie wiedzieć, ale jest Prefektem, może na ich zebraniu coś o tym mówili.

W każdym razie trzeba zrobić tu porządek, zanim przyjdzie  McGonagall, bo przyjdzie po nas około 12, Lily coś tam wspomniała przed snem.

- Chłoszczyść - machnęłam różdżką i po chwili pokój wspólny Gryffindoru wygląda jak nowy i odświeżony.

Myślałam, że skrzaty domowe sprzątają w nocy tu, kiedy śpimy, ale jednak się przeliczyłam. Sądzę, że przyszły tu, lecz ten widok je przeraził i odpuściły. Nie dziwię się  im wcale.

Usiadłam sobie na fotelu przy kominku i czekam aż któryś z moich przyjaciół się tu zjawi.

*Tymczasem w dormitorium dziewcząt*

- Mary, otwieraj te drzwi! - krzyczy Alicja - My też chcemy się uszykować! Śniadanie nie będzie trwało wiecznie. - przeżywa Gilbertówna.

- Musimy się pogodzić z tym, że i tak nic nie zjemy przed uroczystością. Bo najzwyczajniej w świecie nie zdążymy! - dodaje głośno Dorcas.

Siostra Jamesa Pottera Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz