Rozdział 35: Hej, Evans, umówisz się ze mną?

48 0 0
                                    

Pov: Liv

Wczoraj położyłam się spać dosyć wcześnie, jak na mnie, bo około 22. Byłam wyczerpana tym dniem, chłopaki dowiedzieli się o naszym pomyśle z eliksirem wielosokowym...
No cóż...prawda zawsze wychodzi na jaw, więc prędzej czy później by się wydało. Mam tylko nadzieję, że James nie będzie na mnie zły, czas pokaże.

Dziś nastał nowy dzień i nic mi go nie zepsuje. Wstałam z łóżka z uśmiechem i chęcią do życia. Poszłam do łazienki umyć zęby i wykonać inne poranne czynności. Po zrobieniu tego ubrałam mój śliczny mundurek, który uwielbiam z całego serduszka. Wyszłam z łazienki, wzięłam moją torbę z książkami i wszystkimi potrzebnymi rzeczami na ten dzień i wyszłam z dormitorium.

W Pokoju Wspólnym zauważyłam Lily, która w tym właśnie momencie czytała jakąś książkę. Podeszłam do niej.

- Witaj, Lily. - mówię.
- Ooo, hej, Liv. - odpowiada, podnosząc wzrok znad lektury.
- Gdzie idziesz? - pyta.
- Jak to gdzie? Na śniadanie. - odpowiadam, patrząc na zegarek.
- Już 8³⁰. Za pół godziny lekcje. - dodaję.
- Naprawdę? Tak się zaczytałam, że straciłam poczucie czasu...- mówi Ruda.
- No cóż...Więc chodźmy coś zjeść. - odpowiadam, idąc w stronę wyjścia.
- Poczekaj chwilkę, tylko odniosę to i wezmę torbę. - idzie na górę do dormitorium.

Siadłam sobie na kanapie i czekam.
Gdzieś po 5 minutach zaczęłam słyszeć wrzaski dochodzące z naszego pokoju. Po chwili wybiega z niego Lilka, chichocząc.

- Szybko, Liv, wiejemy. - mówi, łapie mnie za rękę i wybiegamy przez portret.
- Co do Merlina, ty robisz, Lily? - pytam, zatrzymując się w końcu i dysząc po biegu.
- Obudziłam tylko dziewczyny. To już nie moja wina, że nie chciały wstać, dlatego oblałam je wodą. Później zaczęły się wydzierać i mnie gonić... - tłumaczy mi. Kiwam głową ze zrozumieniem.

Idziemy powoli, już na spokojnie, do Wielkiej Sali coś przekąsić. Otwieramy drzwi i kierujemy się na nasze stałe miejsce. Siadamy i wybieramy sobie coś do przekąszenia.
- Co mamy pierwsze? - pytam.
- Historie Magii. - odpowiada Ruda, popijając sok dyniowy.
- Aaa, to na luzie.
Jemy w spokoju.

Rozglądam się po sali z nudów.

Stół Slytherinu, widzę tam Snapa, gadającego ze swoimi durnowatymi koleżkami, w tym brata Syriusza. Nie miałam z nim więcej styczności.

Stół Hufflepuffu, nic ciekawego. Chyba że można do tego zaliczyć kapitana ich drużyny - Marcela, który jest otoczony stadem napalonych fanek.

Stół Ravenclawu, widzę tam Antonię. Dawno z nią nie rozmawiałam, trzeba to zmienić. Siedzi ona z Sashą, widać że dobrze się dogadują.

Przerzucam wzrok na nasz stół, stół Gryffindoru. Widzę Franka, rozmawiającego z naszym kapitanem - Tylerem. Dziewczyny pewnie niedługo się tutaj zjawią. Tak samo Huncwoci.

Patrzę na moją owsianke. Decyduję się napić soku. Spowrotem podnoszę wzrok i zatrzymuję go na chłopaku siedzącym niedaleko. Nie mogłam oderwać od niego oczu.

Jest to szczupły, wysoki chłopak z Gryffindoru. Ma niebieskie oczy, piękne blond loczki (włosy). A na rękach odznaczają mu się żyły. Są bardzo, ale to bardzo widoczne, ale to jest... brak mi słów.
Merlinie...

- Liv? Liv?? Liv! - nie wytrzymuje istotka siedząca koło mnie.
- Co się dzieje? - pytam, wychodząc z jakiegoś transu.
- Co się dzieje?! Ty mi lepiej powiedz. Gapisz się na tego gościa już z 7 minut. - mówi cicho, żeby nas nie usłyszał.
- Eee...- nie wiem, co powiedzieć.
- Spodobał ci się, hm? - próbuje się dowiedzieć.
- A co jeśli tak? - odpowiadam, chcąc znowu na niego spojrzeć, ale już go tą nie było.
- Widzisz, co zrobiłaś. - mówię zawiedziona.
- Oczywiście...- mówi, patrząc na mnie z uśmiechem.

Siostra Jamesa Pottera Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz