~ Syriusz Black ~
Smacznie sobie spałem, śniłem o mugolskich motocyklach, kiedy ktoś haniebnie to zagłuszył.
- Wstawaj, za dziesięć minut zaczyna się lekcja.
- I dopiero teraz mnie budzisz?! - zobaczyłem nad sobą Petera. - Gdzie Rogacz i Luniak?
- James jest w toalecie i rzyga, a Remus mu trzyma głowę.
- Ja pieprzę. - wstałem, ubrałem szybko mundurek i wzięłam torbę.
- Dasz radę, Rogasiu? Czy cię usprawiedliwić u McSztywnej? - spytałem, wychylając głowę do łazienki. Chłopak był prawie, że zielony.
- O Merlinie, nie było pytania. - wyszedłem. - Chodź, Pet, idziemy.
- A co z...?
- James zostaję, a Remus zaraz do ans dołączy. No dalej.
Poszliśmy, do klasy weszliśmy 5 minut po dzwonku. Remus nas dogonil i weszliśmy razem. Usiadłem na moim stałym miejscu, koło panny Potter.- Gdzie jest pan Potter, panie Black? - pyta wicedyrektorka.
- W dormitorium, a jeśli chce pani bardziej dokładnie, to w toalecie. - parę osób się zaśmiało. Gdyby wiedzieli, w jakim jest teraz stanie, nie śmialiby się.
- Nie przyjdzie?
- Niestety nie jest w stanie, bo widzi pani, on...- chciałem powiedzieć o wczorajszym piciu, ale Remus postanowił mi przerwać. Słusznie.
- James źle się czuje, pani profesor. - odparł Lupin.
- Dobrze, później się tym zajmę. Zaczynamy lekcje.Napisała na tablicy temat i kazała nam przeczytać rozdział w książce.
Nie zrobiłem tego.
Mam poważniejsze sprawy na głowę niż nauka. Dla pozorów wyciągnąłem tylko pergamin, pióro i podręcznik.Nie pamiętam, bym kiedyś kogoś szczerze przepraszał. W rodzinie, w której przyszedłem na świat, słowa niosły za sobą niewiele znaczenia i żadnych emocji. Były pustymi frazesami wypowiadanymi „bo tego wymaga etykieta”. Wtedy, nawet jeśli były to przeprosiny wymuszone i nieszczere, ciężko przechodziły mi przez gardło. W szkole oczywiście wypadało nieraz udać skruchę przed dyrektorem, albo McGonagall, ale w moim wykonaniu była to tak oczywista farsa, że aż można by to nazywać kontynuacją dowcipu. Wszyscy doskonale o tym wiedzieli, ale nikt nie próbował przebić się przez otoczkę arogancji, ignorancji i cynizmu, którą wokół siebie roztaczałem. Pewnie nie spodziewali znaleźć pod spodem ani odrobiny szczerości i żalu za swoje uczynki. I mieli rację. Huncwotów też nigdy nie przepraszałem. Odkąd zostaliśmy przyjaciółmi mało było sytuacji, w których byłoby to konieczne. Oni też, znając mnie dobrze, nie oczekiwali tego ode mnie. Przeważnie konflikty rozchodziły się po kościach i wszyscy szybko o nich zapominali.
Z kobietami jednak jest inaczej. One są przewrażliwione na swoim punkcie i do tego stopnia przekonane o swej wyjątkowości, że uważają się za pępek świata. I dlatego lubią być przepraszane bardzo często i za każdą pierdołę. Wtedy wydaje im się, że mają nad facetami władzę. Dodatkowo nigdy nie zapominają męskich przewin, ale jednocześnie potrafią wybaczyć bardzo wiele.
- Panie Black, bierzemy się do pracy, ćwiczymy to samo, co w piątek. - przerwała moje rozmyślania.
W sumie nic mi sie chcę. Najlepiej bym został w dormitorium i dotrzymał towarzystwa Jamesowi.
Jestem do bani.
Spojrzałem na zegarek, jeszcze więcej niż połowa czasu. Cholera.- Na co wy czekacie?
- Na gówno. - odpowiedziałem szczerze. Chciała, to ma.
- Syriusz! - to był Remus.
- Panie Black! - to natomiast McGonagall.
Liv siedzi niewzruszona, to dla niej nie nowość, moje naganne zachowanie.
Natomiast pisze coś na małym kawałku pergaminu i podrzuca Dor, siedzącej najbliżej, z drugiej strony klasy. Po chwili ta odrzuca jej karteczkę z dopiskiem.
- Panie Black, koniec żartów. Albo pan ćwiczy albo do dyrektora. - wstałem, nie zastanawiając się w ogóle i udałem do Dumbledore'a.Dyrektor ciepło mnie przyjął. Dał mi cytrynowe dropsy i poczęstował herbatką.
- Co tym razem? - spytał.
- Nie chciałem ćwiczyć transmutacji ludzkiej. - powiedziałem na luzie.
- Jest jakiś tego konkretny powód? - dopytuje.
CZYTASZ
Siostra Jamesa Pottera
FanficLiv Potter to 15-letnia dziewczyna, która do czasu uczy się w Beauxbatons. Lecz później przenosi się do Hogwartu, gdzie odnawia relacje z bratem i poznaje jego przyjaciół. Czy ich polubi? Czy może się w którymś zakocha? Zobaczcie sami.