Rozdział 76: Wariatka

22 1 0
                                    

~ James Potter ~

Kilka godzin wcześniej

Około godziny dwunastej w nocy Flora przyszła do mojego pokoju w celu powodzenia mi o czymś ważnym.
Ja już w piżamie przygotowany do spania, tymczasem ona jeszcze w sukiencę z dzisiaj, nieumyta, wpadła tu jak burza.

- Syriusz i Liv...oni...- myślałem, że to coś strasznego, tym czasem ona wyjeżdża z czymś takim. - Są na dole w kuchni i robią coś nieprzyzwoitego.
Wziąłem głęboki oddech.

Florence jest taką osobą, która za bardzo dramatyzuje i wymyśla różne niestworzone rzeczy. Dlatego nie przejąłem się tym tak, jak powinienem to zrobić według niej.

- Jak możesz być tak spokojny, kiedy na dole rozgrywa się...- wziąłem ją "za fraki" i wyprowadziłem z pokoju, mówiąc:
- Ty idź lepiej już spać, bo masz za dużą wyobrażnie. - prychając, wyszła obrażona na korytarz.

Zaśmiałem się w myślach z jej wygłupów. Zawsze, jak tylko do nas przyjeżdża, to odstawia chociaż jedną, grubą szopkę. Pewnie zobaczyła ich w dwuznacznej sytuacji i pomyślała sobie, że musi być coś na rzeczy. Ale dla nich to norma, nie ma dnia bez ich zachowywania się się para. Ja wiem, że to jest tylko w formie żartu i każdy z nich nie ma do siebie uczuć, dlatego jestem spokojny.

Jutro z Blackiem porozmawiam na ten temat. Na pewno Flora coś sobie dopowiada. Chwilę potem usłyszałem kroki na górę, pewnie wracają z kuchni, gdzie doszło do "nieprzyzwoitego czynu". Śmiejąc się, usnąłem.

Rano, 8⁰⁰

Wstałem wyspany, pomimo że poszedłem spać po północy.
Merlinie...przypomniały mi się wspomnienia sprzed tego, jak usnąłem. Głupia Florka.
Umyłem się, ubrałem i wyszedłem na korytarz.
Mama już buszuje na dole, tata pewnie śpi, natomiast domyślam się, że wujostwo poszło zwiedzić Doline. Florence nie ma. Genialnie. Natomiast Liv smacznie śpi, jak zwykle o tej godzinie w weekendy.

Syriusz już na pewno wstał. Idę do niego. Bez pukania wszedłem do jego pokoju.
Temat wspólnego gniazdka jeszcze nie był poruszany, czasu nie było, ale w najbliższej przyszłości go poruszę. Choć nie wiem czy tak, jak jest teraz nie jest lepiej...

- Witaj Łapo, jakie straszne plotki chodzą o tobie i Liv. - przeszedłem do sedna sprawy. Zrobił zgorszoną minę.
- Co dokładnie? - zrezygnowany usiadł na kanapie.
- No, że robiliście nieprzyzwoite rzeczy wczorajszą nocą w kuchni. - zmarszczył brwi.
- Skąd wiesz?
- Czyli to prawda? - niech się lepiej tłumaczy. Podniosłem do góry jedną brew.
- Nie, to znaczy, nie robiliśmy nic złego.
- Słucham. - nadal stałem.
- To było tak, że Liv przyszła do mnie, kiedy jadłem kolację.
- Co jadłeś? - dopytywałem.
- Jabłko. - to mogłoby być prawdą. Słucham dalej w skupieniu.
- Usiadła na stole. - to też jest prawdopodobne. Ale w obecności któregoś z rodziców nie zrobiłaby tego.
- Rozmawialiśmy co nie co o tym i owym.
- O czym? - westchnął. Czuję się jak na jakimś przesłuchaniu, ja jako policjant, on jako przestępca.
- Mniej więcej dlaczego tu przyszła. Odpowiedziała, że dlatego, że zgłodniała, ale nawet nie zajrzała do lodówki.
- Podejrzane. - pewnie znów coś knuła.
- Też tak pomyślałem.
- Może chciała spędzić trochę czasu z tobą albo zwyczajnie się nudziła. - zaproponowałem. Liv jak się nie co robić, to szuka ludzi do towarzystwa. Znam ją.
- Może. Nie wiem. Później z nią porozmawiam.
- Co było dalej? - chcę znać wszystkie szczegóły.
- Przeniosła się ze stołu na blat. - faktycznie, cała ona, nie lubi siedzieć na zwykłych krzesłach, tylko na innych meblach, takich jak stół, blat, komoda, itp.
- Wyrzuciłem jabłko i podszedłem do niej.
- Jakby inaczej. - skomentowałem.
- Przyznaję się, może za blisko. Ale nic poza tym, słowo Huncwota.
- Masz szczęście, że ci ufam i kocham jak brata, bo inaczej byśmy rozmawiali.
- Jeszcze najlepsze zostało na koniec. Punkt kulminacyjny całego zajścia. Nie uwierzysz. - zaczął się śmiać. Też chciałbym z nim się śmiać, ale daj mi powód, psie.
- Gadaj, ale już.
- Przyszła Euphemia. - na gacie Merlina. Jestem ciekaw jej reakcji na to wszystko. Też mogę się już rechotać.
- No i co ona na to? - dawaj, Black, bo nie wytrzymam.
- Najlepsze jest w tym wszystkim, że nic...- jestem zdziwiony, i to na maksa.
- Ale jak to? - jestem zdezorientowany.
- Lunatykowała. - to jest bardzo dziwne. Mama lunatyczka...co jest...muszę jej to wytknąć. Ciekawe czy nic nie widziała ani nie słyszała...a może udawała?!
- Wzięła jabłko z lodówki i tyle ją widzieliśmy. Uciekliśmy szybko, zanim by się obudziła.
- Słusznie.

Siostra Jamesa Pottera Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz