7.

5.4K 223 19
                                    

Rano obudził mnie ciężar spoczywający na moim torsie.
- Tata... wstawaj. - dobiegł mnie melodyjny głos mojej córki.

- Już Nan. - przestałem twarz otwierając oczy. Zauważyłem, że jest po ósmej rano. Nawet jeśli mam wolne to muszę wstać wcześniej. Po prostu wspaniale. Czujecie ten mój entuzjazm?

- Jestem glodna. - powiedziała, a westchnąłem zmęczony.

- No dobrze. To wstajemy. - podniosłem ją, a sam usiadłem. - Co jemy na śniadanko?

- Nelesniki. - pisnęła, a ja się zaśmiałem.

- Ehh... nie. Wczoraj były. Hmm... mam twoją bułeczke co ty na to? Z resztą nie wiadomo kiedy babcia wstanie.

- Tiak. - cmoknęła mnie w policzek po czym przytuliła. Zazwyczaj dzieci w jej wieku są bardzo ruchliwe ale ona tylko chce się przytulać. Nie wiem czy to jest spowodowane brakiem matki czy może po prostu to lubi. Może z czasem poznam odpowiedź.

Z reklamówki, która tak jak ja zostawiłem leżała na biurku wyjąłem bułkę z marmoladą i mały soczek. Wyciągnąłem również z torby butelkę ze smoczkiem.

- Proszę. - podałem jej. - Tylko uważaj. Patrz. Urywaj kawałkami tak jak tata. - urwałem miały kawałeczek i włożyłem go do ust uśmiechając się przy tym. Wziąłem napój w szklanej butelce i przelałem do plastikowej ze smoczkiem i również podałem Taylor. Jest to dla mnie zadziwiające jak to dziecko dorasta i jak szybko się uczy. Już w wieku około sześciu, siedmiu miesięcy chodziła, a jak wcześnie nauczyła się mówić. Ja sam za nią nie nadążam.

Widząc, że mała zajada swoje 'śniadanie' wyciągnąłem jednego szluga z kurtki po czym patrząc co chwila na Nance wyszedłem na balkon, gdzie objęło mnie zimne powietrze. Momentalnie zadrżałem. Balansując palcem po ekranie telefonu wybrałem numer Tommo. Miałem szczęście, bo odebrał po trzech sygnałach.

- Siema Nialler. Jak tam? - po odpaleniu papierosa zaciągnąłem się po czym mu odpowiedziałem.

- Słabo jeżeli mam być szczery. Mój ojciec już mi wypomina, że Nan nie ma matki. - przyłożyłem z powrotem do ust szluga i zaciągając się ponownie poczułem smak nikotyny dzięki, której rozluźniłem się. Nawet nie pamiętam kiedy zacząłem palić.

- Jutro prawdopodobnie wracacie, więc się nie przejmuj rodzicami. Przeżyłeś więcej i więcej wiesz. - może Louis ma rację?

***

Po południu razem z małą wybrałem się do sklepu by zrobić zakupy na kolację. Podobno ma przyjść ktoś ważny ale mam to gdzieś. Lou mówił, żebym wyluzował, więc postąpię za jego radami. Wow... pierwszy raz w moim życiu posłucham Tomlinsona.

- Tiato. - zawołała mała ale zignorowałem to wybierając czekoladę do ciasta, które ma upiec moja mama. Kiedy się odwróciłem ze swoją zdobyczą mina mi zrzedła. Mała znowu uciekła. No ja pierdziele. - przetarłem twarz zmęczony jej wybrykami ale no co ja poradzę. To tylko małe dziecko.

- Nancy. - zawołałem głośniej w końcu. - Nan. - dobiegł mnie jej chichot. Odwróciwszy się zobaczyłem jak znika za rogiem alejki. Musze ją złapać. Kiedy byłem już na końcu chciałem zakręcić ale nie zauważyłem osoby i po prostu zwyczajnie ja popchnąłem na półki. - Nance. - warknąłem zły. Natychmiastowo pojawiła się przy mojej nodze. Zobaczyłem małe łezki w jej oczach. - Błagam nie rób takich wybryków... nigdy więcej.

- Auł...cholera. - czyjeś syknięcie przywróciło mnie na ziemię po czym mój wzrok na nią powędrował. Szybko postawiłem małego diabełka na ziemię i podbiegłem do dziewczyny.

- Przepraszam. Coś się stało? - brunetka podniosła głowę odsłaniając twarz z kurtyny falistych włosów. Była piękną i urodziwą kobietą. Znacz wyglądała na jakieś dwadzieścia lat około.

- Trochę boli mnie głowa. - mruknęła przyciskając dłoń do czoła z którego jak zauważyłem sączyła się krew.

- Choć. - złapałem ją za przedramię. - Pomogę ci. - wstała lekko się chwiejąc.

- Dzięki ale dam sobie radę. - chciała się wyrwać ale złapałem ją w talii, wiedząc, że może jej się coś stać.

- Nie. Zabiorę cię do domu i tam obejrzy cię lekarz. - zarządziłem, a ta fuknęła zła. No to mamy problem.

-----------------------------------------

Hello, it's me xD

rose xx






Daddy HoranOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz