Słońce powoli zachodziło, a ja wylegiwałem się na ławce i myślałem o przyszłości. Zastanawiałem się jak to będzie kiedy świat dowie się o mojej córeczce... no bo to kiedyś musi nastąpić... prawda? Jak będzie potem do wyglądać i co stanie się jej pasją... tak dużo do przemyślenia, a tak mało czasu. Nim się obejrzę, a ja będę starym prykiem, a Nan dojrzałą kobietą... najlepiej by było, gdyby zostało tak jak jest.
Rozchyliłem powieki i na moich ustach pojawił się uśmiech z zaistniałej sytuacji. Jedna dziewczynka płakała siedząc na piaskownicy, a moja księżniczka pocieszała ja. Kiedy podała swoją łopatkę tamtej drugiej by nie zalewała się łzami pomyślałem, że wyrośnie na cudowną osobę. Po chwili wszystko odeszło w zapomnienie, a maluchy bawiły się razem budując wieżę z piasku.
- Witam, to Pana córka? - podniosłem głowę w górę i ujrzałem piękną szatynkę o niebieskich oczach, zaróżowionych policzkach z uśmiechem na ustach.
- Tak, owszem. Proszę niech pani usiądzie. - wskazałem na wolne miejsce obok mnie.
- Żadna tam pani. Mam na imię Alice.
- Miło mi. - uścisnęliśmy sobie dłonie.
- Wzajemnie. Nasze córki chyba się dogadały. - wskazała wskazującym palcem na plac zabaw. Obróciłem głowę o dziewięćdziesiąt stopni by widzieć jak się śmieją i budują niestworzone rzeczy z piachu.
- Chyba tak. A po za tym to Niall jestem. - przedstawiłem się pocierając kark lewą dłonią.
- Tato!
- Mamo!
Obie dziewczynki zaczęły biec w naszą stronę.
- Co skarbie? - złapałem ją i posadziłem na swoich kolanach.
- Kto to? - wskazała delikatnie paluszkiem na kobietę siedzącą obok mnie i otrzepującą swoją pociechę z żółtego pyłu.
- Jestem Alex. Mama Lei. - przedstawiła się. - Ale jesteś uroczą kruszyną. - zachichotała.
Z przyzwyczajenia spojrzałem na zegarek. Momentalnie się spiąłem. Za dziesięć minut mam być na spotkaniu biznesowym dotyczącym wyjazdu na tournee.
- Przepraszam ale my już musimy iść. - nie zważając już na nic wsadziłem córkę do wózka.
- Oh... No dobrze. W takim razie do zobaczenia. - Alex uśmiechnęła się nieśmiało.
- Może podałabyś mi swój numer? - zapytałem na szybko, a ona jedynie przytaknęła i podała mi swoją wizytówkę.
- Do zobaczenia. - pożegnałem się i popędziłem w stronę firmy.
***
Zdyszany wpadłem do holu i wsiadłem do windy. Dopiero teraz unormowałem oddech. Kiedy zajrzałem do wózka Nancy już spała. Uff... ja to mam szczęście.
- Dzień dobry. - przywitałem się z szefostwem, a moim przyjaciołom posłałem uśmiech. Usiadłem na jednym z dziesięciu foteli i przyciągnąłem wózek by mieć oko na małą.
- Witaj, Niall. - człowieku czy ty chcesz mnie zabić?! Jego głos tak zabrzmiał. Do tego ten jego wzrok.
- Więc jak jesteśmy już wszyscy to chciałbym pokazać trasę koncertów, które mają się odbyć na całym świecie. - Mauro podszedł do komputera i po wysyłaniu kilku informacji rzucił obraz na białe płótno. Moja szczęka momentalnie mi opadła. Ile tego jest?! - Zaplanowaliśmy około stu koncertów. - wyjaśnił, a ja nie mogłem uwierzyć. - Oczywiście będziecie mogli zabrać ze sobą bliskich na jakiś czas. Spokojnie wystarczy dla wszystkich miejsca. - Postanowiliśmy wyjechać wcześniej i na jutro macie być wszyscy gotowi. O dziewiętnastej macie być na lotnisku.
Że co KURWA!------------------
Te rozdziały sa najgorszymi w moim życiu i oficjalnie uważam, że nie umiem pisać :/
rosexx
CZYTASZ
Daddy Horan
FanfictionOPOWIEŚĆ PISANA 4 LATA TEMU, WIĘC MÓJ STYL PISANIA ZNACZNIE SIĘ ZMIENIŁ WRAZ Z MOIMI POGLĄDAMI - Będziesz już zawsze przy mnie, tatusiu? - Oczywiście, że tak Nance. Opowiadanie zawiera wulgaryzmy. #73 in Fanfiction 20.10.2016r. #69 in Fanf...