67.

2.3K 111 17
                                    

- Nance... c..co ty wygadujesz? - zająknąłem się niekontrolowanie będąc zaskoczony, a jednocześnie zdenerwowany tą sytuacją. - Córeczko. - Chciałem ją odebrać od mojego taty.

- Nie. Zostaw. - Trzepnęła mnie rączką po dłoni. W moich oczach pojawiły się łzy bezsilności.

- Ale przecież ja jej nic nie robię - rzuciłem zdesperowany.

- Niall? Kochanie? Choć na zewnątrz. Ochłoniesz i wtedy wyjaśnimy tę sytuację. - Moja dziewczyna położyła mi dłonie na ramionach. - Wrócimy za chwilę. Rozgoście się proszę - zwróciła się do moich rodziców. Ruszyłem w stronę drzwi, a po drodze zwinąłem papierosy z kurtki Malika. Wyszliśmy z garderoby kierując się dwór.

- Ja nie rozumiem co się stało. Dlaczego ona to powiedziała? - odezwałem się po krótkim czasie siadając na ławce przed areną. Rosalie westchnęła.

- Nancy ma swoje głupie pomysły. Pewnie nie spodobała jej się twoja kara dla niej i postanowiła to powiedzieć swoim dziadkom - wyjaśniła, a j zacząłem się nad tym poważnie zastanawiać.

- Może powinna jednak jechać z nimi do Mullingar na resztę trasy? - zapytałem odpalając fajkę.

- Dlaczego tak o tym myślisz? Przecież Nan potrzebuje ojca i będzie za tobą tęsknić. Musisz z nią porozmawiać. To tylko dziecko, które nie rozumie w tej chwili powagi sytuacji. - Usiadła obok mnie i położyła głowę na moim ramieniu.

- Czy jestem aż tak złym ojcem dla niej? Przecież robię wszystko, żeby było jej jak najlepiej. - Wplątałem palce lewej dłoni w moje włosy, a następnie pociągnąłem mocno za końcówki chcąc się uwolnić choć częściowo od frustracji.

- Ja to widzę, twoi przyjaciele i ekipa też. Będzie wszystko dobrze. Pamiętaj, że jestem po twojej stronie i zrobię wszystko, żeby dobrze się ułożyło.

- Dziękuję. - Pocałował mnie w usta wyrzucając wypalonego peta na bok.

- To wracamy? - Przytaknąłem na jej słowa i wstałem, a następnie przepuściłem dziewczynę pierwszą. Ma się te swoje maniery.

  Po powrocie do garderoby nabrałem głęboko powietrza w płuca i wszedłem do drugiego pomieszczenia, gdzie na kanapie siedzieli moi rodzice z Nancy.

- Może nam to jakoś wytłumaczysz synu - zabrał głos Bobby.

- Po prostu mała wcześniej źle się zachowywała i ukarałem ją. Potem było dobrze i teraz nie wiem co się stało. Nigdy jej nie biłem tylko raz czy dwa dałem klapsa. Krzyczeć to wiadomo, że też się zdarzyło. Muszę jej nauczyć szacunku dla wszystkich, bo jeżeli nie będzie go miała to nie wiem na kogo wyrośnie - rzuciłem.

- To dlaczego nam tak powiedziałaś Nance? - zapytała moja mama, a dziewczynka zamiast odpowiedzieć zeskoczyła z miejsca i podeszła do Rosalie.

- Przepraszam - mruknęła przytulając się do jej nóg.

- Nic takiego się nie stało, ale proszę cię. Nie wycinaj nigdy takich numerów. Tatuś cię kocha i chcę dla ciebie jak najlepiej. Dobrze? - Brunetka wzięła małą i przytuliła ją.

- Yhm.

- Dobrze. Mark cię wołał na próbę. Lepiej idź, a my tutaj zostaniemy z twoją partnerka i dzieckiem - pogoniła mnie rodzicielka na co parsknąłem śmiechem.

- Do zobaczenia później. - Nawet nie wiedziałem, że moja córka jest zdolna do takiego przekrętu. Chyba dostałem nauczkę na całe życie.

---------------------------------------------------------------

Hello, it's me...

Zrypałam ten rozdział ;-;  a wy co o nim sądzicie? Czekam na hejty .-.

rose xx




Daddy HoranOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz