Rozdział 8

2.2K 198 14
                                    

- Masz szczęście, że Reindfeld cię lubi, bo byś nie odzyskała komórki do jutra. - powiedział do mnie Adam wychodząc z klasy. Miał rację. Ale to, że mnie lubi nie było zwykłym szczęściem. Musiałam się napracować, aby zdobyć zaufanie starszego mężczyzny.

Zatrzymaliśmy się przed budynkiem szkoły, bo musiałam zawiązać sobie buta. Czułam palące promienie słońca na swoich plecach, a równocześnie chłodny wiatr, który rozwiewał mi włosy na wszystkie strony. Uniosłam się do pozycji stojącej i zaczeliśmy iść dalej. Adam przekazał mi moją torbę, którą zgodził się wcześniej potrzymać.

- W sumie dzisiaj... - nie zdołałam dokończyć rozpoczętej wypowiedzi, bo przerwał mi znajomy głos.

- Andie, poczekaj! - odwróciłam się i ujrzałam nikogo innego jak Harry'ego, który starał się nas dogonić. Adam szturchnął mnie łokciem i posłał mi pytające spojrzenie, na co wzruszyłam ramionami.

Już po chwili brunet znalazł się przede mną i oparł dłonie na kolanach, pochylając się do przodu i starając się złapać oddech. Zauważyłam, że między palcami znowu miał papierosa.

- Harry, wszystko w porządku? - zapytałam zaniepokojona.

Wyprostował się i spojrzał mi w oczy. Skinął w stronę budynku szkolnego i włożył papierosa między wargi, powoli się nim zaciągając.

- Twoja mama prosiła mnie, żebym cię odebrał. - odparł, rzucając wypalonego papierosa na podłogę i nadępnął na niego.

W myślach skarciłam mamę za jej plan znalezienia Harry'emu przyjaciela. Równie dobrze mogłabym wrócić do domu na nogach tak jak zawsze.

Po ostatnim razie wcale nie miałam ochoty tego ciągnąć, bo miałam wrażenie, że chłopak mnie i tak nie lubi i nie ma zamiaru polubić. Miałam zamiar się najzywczajniej w świecie poddać i dać mu spokój, aby przypadkiem nie poczuł się przeze mnie jeszcze gorzej.

- Przepraszam, że nic o tym nie wiedziałaś. M-mogę po prostu pójść. - powiedział brunet, jąkając się i zawstydzony spuszczając głowę, co było bardzo urocze. Nie na co dzień człowiek spotyka się z takim widokiem. Czułam jak kąciki moich ust uniosą się ku górze.

- Nie Harry, chodzi tylko o to, że zawsze wracam z Ad... - zaczęłam, ale przerwał mi chłopak po mojej lewej. Czemu wszyscy mi dzisiaj przerywają?

- Mną się nie przejmuj. Mogę wrócić dzisiaj sam - powiedział Adam, klepiąc mnie po ramieniu i puszczając oczko. Zmarszczyłam brwi, zirytowana jego zachowaniem, lecz nim zdążyłam zareagować on już znalazł się po drugiej stronie ulicy.

- Cześć Andie! Cześć Harry! - krzyknął, machając nam z szerokim uśmiechem na twarzy.

Staliśmy tak jeszcze przez chwilę, patrząc jak Adam znika za jednym z budynków. Poprawiłam pasek mojej torebki, którą kurczowo trzymałam przy sobie.

Harry odchrząknął, co zwróciło moją uwagę. Uśmiechnął się zachęcająco, kierując się ze mną w stronę szkoły. Może wcale nie miał mi za złe ostatniego spotkania, bo był w niepokojąco dobrym humorze.

Znaleźliśmy się przed dużym, czarnym samochodem. Nie był najlepszej marki i wydawał się dosyć wiekowy, ale równocześnie wyglądał na bardzo solidny.

- Dostałem od ojca. Sam kupił sobie nowy. - powiedział chłopak, który musiał zauważyć, że się przyglądam jego maszynie. Skinęłam w odpowiedzi głową, zanim na niego spojrzałam. Patrzył się przed siebie i w tym samym momencie zauważyłam, że chłopak stoi obok mnie w zwykłej ciemnoszarej koszulce z krótkim rękawkiem. Chociaż jego ubiór był dla mnie czystym szaleństwem to wcześniej nie zwróciłam na to uwagi.

- Tobie nie jest przypadkiem zimno? - zapytałam, wskazując na jego nagie ręce. Uniosłam brwi i nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu wkradającego się na moje usta.

- Zapomniałem kurtki. - odparł i wydął wargę. - Ale dopóki świeci słońce, jest dobrze.

- Słońce świeci codziennie, a wydaję mi się, że siła wiatru i niecałe dwa stopnie celsjusza jednak mają większą moc.

Westchnął, otwierając drzwi od strony pasażera.

- Nie przejmuj się mną. Wsiadaj już. - powiedział stanowczo, robiąc mi miejsce.

- Pożyczę ci swój szalik.

- Nie wygłupiaj się.

- I rękawiczki.

- Nie, dziękuję.

- Chcesz moją bluzę?

- Andie... - zagroził mi, ale nie powstrzymało mnie to od zarzucenia mu mojej bluzy na jego szerokie ramiona. Oczywiście mu nie pasowała, ale sprawdzała się jako przykrycie. Dodałam też swój szalik, którym oplotłam jego szyję, a on nie spuszczał ze mnie zirytowanego spojrzenia.

- Gotowe. - powiedziałam i uśmiechnęłam się dumna ze swojego dzieła i w końcu zajęłam miejsce po stronie pasażera. Poczekałam, aż Harry obejdzie auto i znajdzie się obok mnie, a następnie ruszyliśmy.

W tle cicho leciała jakaś piosenka, której nie poznałam i mało mnie interesowała. Brunet był skupiony na drodze i jak miał w zwyczaju - milczał. Ale zaczynałam się przyzwyczajać do jego zachowania. Każdy powinien czasami pomilczeć, a kiedy robi się to wspólnie, cisza nabiera większego znaczenia.

- Przepraszam Harry. - mój niepewny głos zagłuszył muzykę. - Za to, że ostatnio tak na ciebie naciskałam. - dokończyłam i lekko zdenerwowana zaczęłam bawić się swoimi palcami.

- Nie mówmy o tym. Proszę. - powiedział spięty. W sumie to nawet się cieszyłam, że nie chce o tym mówić, bo ja też nie chciałam. Nasze milczenie bardziej mi odpowiadało.

Skręcaliśmy już w przedostatnią uliczkę, więc sprawdziłam czy na pewno wszystko mam. Zaczęłam szukać klucza od mieszkania w kieszeniach swojej kurtki i po chwili go znajdując, skupiłam wzrok ponownie na ulicy przed nami.

- Harry?

Chłopak zaparkował naprzeciwko osiedla na którym mieszkałam. Zwinnie złapał za kluczyki i zgasił silnik.

- Hmm? - spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami, a na jego czole pojawiło się kilka zmarszczek. Przeczesał dłonią swoje loki, wyczekując na moje słowa.

- Wyglądasz idiotycznie w moich ciuchach.


liczba słów: 848

_____________________________________

o to obiecany rodział :-)
za wszelkie błędy przepraszam.

Lumière // h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz