Rozdział 44

1.2K 148 22
                                    

Wróciliśmy w południe. Moi rodzice byli wtedy jeszcze oboje w pracy, więc miałam czas, aby pobyć sama i się rozpakować. Harry nie wyszedł ze mną, tylko kazał mi na siebie uważać i odjechał.

Cała droga odbyła się bardzo spokojnie, bo oboje nie mieliśmy zamiaru ze sobą rozmawiać. Jeden był dumniejszy od drugiego i nikt z nas nie dał sobie strącić korony z głowy.

Kiedy mama wieczorem znalazła mnie zapłakaną w pokoju, żadna durna korona nie miała znaczenia. Chciałam jedynie wrócić do tego ranka, gdy Harry trzymał mnie w swoich ramionach i kołysaliśmy się w rytm muzyki. Do tych chwil, kiedy przynosił mi kwiaty, a na jego policzkach pojawiały się czerwone rumieńce. Do momentu gdy brakowało nam tchu, ponieważ zatracaliśmy się kolejny raz w długim pocałunku. Ale to się skończyło. To wszystko już nie miało znaczenia.

Moi rodzice oboje starali się mnie uspokoić i pocieszyć, lecz to też było na nic. Potrzebowałam po prostu chwili do wypłakania się i wyrzucenia z siebie wszystkich emocji.

- Jestem pewna, że Harry nie mówił tego na poważnie. - powiedziała moja matka, gładząc mnie po plecach. Kiwnęłam głową, zaprzeczając. - Wiesz przecież, że jest przewrażliwiony, jeżeli chodzi o tematy rodzinne, zwłaszcza kiedy dotyczą one jego ojca.

- Nie, mamo! Przestań go bronić. Kolejny raz mnie zranił i kolejny raz wszyscy chcą mi wmówić, że Harry jest niewinny. - burknęłam, ocierając łzy, spływające po moich policzkach - On nie jest głupi i bardzo dobrze wie co robi. Znam go lepiej niż wy wszyscy.

Nad ranem trochę mi przeszło, ale nadal miałam nadzieję, że nikt nie postanowi drążyć tematu naszego już nieistniejącego związku. Wolałam udawać, że to wszystko się nie wydarzyło i po prostu żyć dalej jakby nigdy nic. Nie jestem osobą, która całymi dniami ubolewa nad innymi ludźmi, a jeżeli to robię to na swój sposób.

Siedziałam przy swoim biurku, odrabiając zadanie na jutro. Kolejny raz była to matematyka, która zawracała mi głowę. Przybliżyłam do siebie książkę, czytając polecenie, kiedy dostałam powiadomienie o wiadomości. Sięgnęłam po telefon i zobaczyłam, że to Adam.

Od Adam:
Zerwaliście?

Zmarszczyłam brwi. Dlaczego on już o tym wiedział? Harry nie mógł zachować tego dla siebie?

Do Adam:
Nie wiedziałam, że plotki mają skrzydła.

Odłożyłam spowrotem komórkę, kontynuując pisanie. Wmawiałam sobie, że nie mam się czym przejmować, ale cała sytuacja się dopiero rozkręcała i już wiedziałam, że znowu wszyscy będą po mnie skakać i zadawać pytania.

Dostałam kolejne powiadomenie i znowu był to sms od mojego przyjaciela.

Od Adam:
Nawalona wersja twojego eks ma długi język. Właśnie siedzi z nami w parku.

Nawalony Harry? Przecież on nie pije, a przynajmniej nie w takich ilościach, żeby był pijany. Czy to teraz wychodził na jaw prawdziwy on?

Do Adam:
Mam to gdzieś.

Od Adam:
Masz też gdzieś, że Rea już próbuje się do niego dobrać?

Westchnęłam głośno, przejeżdżając dłonią po twarzy. Właśnie takich rozmów chciałam uniknąć, ale widocznie był to dopiero początek. Wiedziałam, że prędzej czy później Rea wykorzysta tą sytuację dla siebie, ale nie mogłam nic na to poradzić. To nie ja decydowałam o tym kogo Harry do siebie dopuszczał, a kogo nie, tylko on sam. I nie będzie mi też przykro, jeżeli wybierze źle.

Do Adam:
Mam to głęboko wiesz gdzie.

Do Adam:
Sama mu powiedziałam, że może iść sobie do Re'i.

Do Adam:
Przynajmniej w tej sprawie mnie posłuchał :)

Od Adam:
Jakbyś chciała pogadać, to wiesz, że ja cię zawsze chętnie wysłucham.

Rzuciłam komórkę na łóżko, aby mi już nie przeszkadzała i zostawiłam jego wiadomość bez odpowiedzi. Dlaczego mam się martwić o kogoś, kto mnie prawie w ogóle nie widzi? Dlaczego mam chcieć o kimś takim rozmawiać? Ciągle chodzi tylko o niego. Bądź wyrozumiała, bo Harry to... Odpuść mu, bo Harry tamto... Ileż można? Od teraz będzie chodziło o mnie.

liczba słów: 613

Lumière // h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz