Rozdział 51

1.2K 146 21
                                    

Czekałam na korytarzu na Harry'ego, który chciał jeszcze porozmawiać z Adamem przez chwilę na osobności. Oczywiście się zgodziłam, jednak z każdą chwilą byłam coraz bardziej niecierpliwa i zaczęłam zdenerwowana tupać stopą. Spoglądnęłam na zegar, który wisiał na końcu korytarza i zdałam sobie sprawę, że dopiero minęły trzy minuty i znowu trochę przesadzałam.

Usiadłam na jednym z krzeseł, które stały pod ścianą, zakładając nogę na nogę. Spuściłam wzrok, przyglądając się swoim butom. Były to zwykłe czerwone trampki, które zdołałam z czasem trochę zniszczyć. Poprawiłam sznurówkę u buta, ponieważ wydawał mi się słabo zawiązany.

Nagle otworzyły się drzwi, na co natychmiast uniosłam wzrok, wciąż pochylona nad swoimi nogami. Ujrzałam w nich zmęczonego Harry'ego, który właśnie przetarł dłonią twarz. Spojrzał na mnie, zamykając za sobą drzwi i westchnął. - I co? - Wyprostowałam się, unosząc wysoko brwi.

Chłopak wzruszył zakłopotany ramionami. - Adam zasnął - odparł. - Jest naprawdę wykończony.

- Myślisz, że on...

Nie zdążyłam dokończyc. - Tak, Andie - powiedział, przeczesując ręką swoje loki. Przytaknęłam lekko, przygryzając wargę.

Zapadła między nami cisza. Zapatrzyłam się, skupiając wzrok na ścianie. W mojej głowie pojawiało się tyle pytań. Tyle wątpliwości. I tyle smutku. Nie zdążyłam się jeszcze nauczyć jak reagować na utratę człowieka. Ale czy tego w ogóle można się nauczyć?

- Chodź, Andie. Zabiorę cię do domu - oznajmił nagle Harry, robiąc kilka kroków w moją stronę.

Spojrzałam na niego, ale wciąż nie potrafiłam i nie chciałam się ruszyć. Miałam wrażenie, że nie mogłam po prostu pójść jakby nigdy nic.

- Idziesz? - spróbował ponownie, ale musiałam jeszcze coś zrobić. Słowa Adama dały mi do zrozumienia, że nie zachowałam się do końca w porządku.

- Słuchaj, Harry... - zaczęłam, wstając i zatrzymując się na przeciwko bruneta. Zmarszczył zmieszany czoło. - Chciałam cię przeprosić.

- Za co? - zdziwił się.

- Bo... zachowałam się trochę źle wobec ciebie. Tak jak Adam powiedział, jesteś dla mnie wsparciem... i zbyt często nie doceniam tego tak jak powinnam. Chociażby wczoraj. Nie powinnam była znowu pytać cię o Re'ę. Sama cię prowokuję. I nie jesteś kłamcą... ani dupkiem lub czymkolwiek innym, czym cię nazwałam. Naprawdę nie miałam tego na myśli i przepraszam cię, że zepsułam nasz związek. To wszystko przeze mnie. - Spuściłam zawstydzona głowę.

- Hej, nie obwiniaj się. - Chwycił palcami moją brodę i uniósł ją, zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy. - Też nie jestem święty i tak samo były chwile, kiedy źle cię traktowałem. Było tych chwil nawet całkiem sporo. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Rea namieszała mi trochę w głowie, nagadała wiele głupot i przez chwilę myślałem, że może mieć rację. Ale teraz wiem, że nie miała. Myliłem się.

- Co ci powiedziała? - zadałam niepewnie pytanie. Nie byłam pewna tego, czy chcę znać odpowiedź.

Harry westchnął, wydając się niechętny do tego tematu. Przesunął swoją dłoń na moje policzko. - Głównie poszło o ten durny naszyjnik, ale to wszystko zaczęło się już wcześniej. W każdym razie zauważyła, że go nosisz i zdołała mi wmówić, że chodzi ci jedynie o moje pieniądze, a tak naprawdę masz mnie gdzieś. Więc kiedy cię zobaczyłem na tej imprezie, na której udało im się mnie wcześniej namówić na kilka kieliszków, trawkę i inne gówno, odbiło mi. Po prostu straciłem nad sobą kontrolę i wciąż tego żałuję. Zasługujesz na moje szczere przeprosiny i mam nadzieję, że je teraz przyjmiesz.

Kiwnęłam z delikatnym uśmiechem głową. Oboje trochę się pogubiliśmy, ale cieszyłam się, że w końcu doszliśmy do porozumienia. Potrzebowaliśmy siebie nawzajem i to było od początku jasne, jednak nie widzieliśmy tego. Szkoda, że dopiero śmierć przyjaciela nam to uświadomiła, ale czasami tak jest. Ciężkie chwile trzeba zwalczać wspólnie.

- Przyjmę twoje przeprosiny, jeżeli ty wpierw przyjmiesz moje - powiedziałam, unosząc do góry kąciki ust.

Chłopak zwilżył wargi językiem i spojrzał na bok, udając, że się zastanawia. Nim zdołałam się obejrzeć, niespodziewanie złączył nasze usta, przyciągając moją twarz czule do swojej. Zamknęłam oczy, czując jak Harry uśmiecha się przez pocałunek i lekko muska palcami moją szyję. Całował mnie z niesamowitą delikatnością, co dla odmiany też było przyjemne. Każdy jego dotyk był wypełniony wrażliwością. Stanęłam na palcach, kładąc swoje dłonie na jego klatce i wyraźnie poczułam jego przyspieszone bicie serca.

Po dłuższym czasie odsunął się ode mnie, stykając nasze czoła i pozostając w tej pozycji. Wciąż trzymałam ręce na jego piersi. - Strasznie wali ci serce - szepnęłam lekko zdyszana.

- Denerwuję się przy tobie - odparł, tuszując swoje zestresowanie śmiechem. Zmarszczyłam brwi.

- Dlaczego? - zdziwiłam się.

- Chyba boję się, że znowu coś nam nie wyjdzie... n-nie chcę cię znowu stracić - wymamrotał, łapiąc moją twarz między swoje ręce.

- Wszystko będzie dobrze, Harry. Trochę się wydarzyło przez te kilka ostatnich dni i spójrz tylko... ty wciąż tu jesteś. - Uśmiechnęłam się, kładąc swoje dłonie na jego.

Odwzajemnił uśmiech i pochylił się, cmokając moje usta. - Ty też wciąż tu jesteś - odparł, gładząc kciukiem moje policzko. Badał wzrokiem moją twarz, zanim się powoli odsunął. Widziałam, że się zawahał, ale po chwili zdecydowanie, wziął moją rękę w swoją. - Odwiozę cię - oznajmił i rzucił mi krótkie spojrzenie. Przytaknęłam po czym ruszyliśmy wspólnie korytarzem w stronę wyjścia.

Minęliśmy niejedną pielęgniarkę i kilku lekarzy, którzy właśnie robili sobie przerwę. Przygryzłam wargę, starając się nie wracać w tej chwili myślami do Adama, ale oczywiście było to trudne. O czymś takim nie można po prostu zapomnieć. Jak mogłabym cię zapomnieć?

liczba słów: 848

Lumière // h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz