Rozdział 12

2.2K 210 21
                                    

- Seksistowska świnia. - przestałam panować nad słowami, które opuszczały moje usta. Byłam wściekła. - Jak to możliwe, że Laurentowi wstawi tą samą ocenę co mnie, jeżeli Laurent od początku roku nawet palcem nie ruszył. Gdzie tu jest sprawiedliwość?

Paula wzruszyła ramionami. Wydostałyśmy się z klasy i wspólnie poszłyśmy na stołówkę.

- Prawda jest taka, że nigdzie nie ma stuprocentowej sprawiedliwości. A zwłaszcza na lekcji matematyki. Nie przejmuj się Andie. - powiedziała dziewczyna, zajmując miejsce na przeciwko mnie. Zanurzyłam łyżeczkę w jogurcie i zaczęłam jeść.

Stołówka była jak zawsze pełna, a spokojna rozmowa była wręcz niemożliwa. Siedziałam z Paulą pod ścianą, aby nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Brunetka nie jadła dużo, bo nie trawiła potraw ze stołówki, ale w każdy poniedziałek i wtorek dzielnie mi towarzyszyła.

Wzięłam kęs zimnej pizzy i natychmiast się skrzywiłam.

- Oni nawet pizzę zdołali spieprzyć. - powiedziałam i z trudem przełknęłam jedzenie. Spróbowałam jednak jeszcze raz, mając nadzieję, że następny kęs będzie lepszy. Niestety nic się nie zmieniło i na mojej twarzy pojawił się ten sam grymas co wcześniej.

- Już wiesz dlaczego tego nie jadam. - odparła Paula, szczerząc się.

- Nie śmiej się. To nie jest zabawne. Raczej smutne.

Odsunęłam od siebie tacę i napiłam się wody. Paula oparła głowę na dłoni, czytając na swojej komórce jakiś artykuł. Jednym palcem poprawiła okulary i kończąc studiowanie tekstu spojrzała na mnie.

- Gotowa? - zapytała.

Przytaknęłam, wstając ze swojego miejsca i zabierając ze sobą plecak. Po zjedzeniu nieudanej potrawy, poczułam lekki ból w brzuchu, ale zdecydowałam się go zignorować. Korytarzem szłyśmy w stronę naszych szafek.

- Co masz teraz?

- Chyba angielski z Reinfeldem. A ty?

- Hiszpański z O'Connor. ¡Ay caramba!

Uśmiechnęłam się, zamykając szare drzwiczki szafki. Sprawdziłam godzinę, przekonując się, że lekcja zaraz się zacznie. Paula poszła na swoją lekcję i w tym samym momencie ujrzałam idącego w moją stronę Adama. Trzymał w dłoniach notatki z ostatniej lekcji, nie zauważając mojej osoby.

- Cześć. - powiedziałam, posyłając mu ciepły uśmiech. Natychmiast uniósł wzrok i go odwzajemnił.

- Jak tam? - zapytał, odgarniając włosy do tył.

- Całkiem w porządku, gdyby nie to jedzenie ze stołówki. Jest mi jakoś niedobrze. - odpowiedziałam, ciężko wzdychając.

Chłopak zmarszczył brwi i skrzyżował ręcę. - Nie chcesz iść do domu? - zapytał z troską. - Wyglądasz dosyć blado.

Zaprzeczyłam, kręcąc głową i w tym samym momencie rozległ się dźwięk dzwonka. Już po chwili cały korytarz był pełen uczniów spieszących się na lekcję, a w między czasie Adam i ja znaleźliśmy się w klasie.

Usiadłam przy swoim biurku, odkładając na bok rzeczy i skrzywiłam się, kiedy bóle brzucha się nasiliły.

Pan Reinfeld zamknął drzwi, a ja razem z uczniami wstałam na powitanie.

- Siadajcie. - powiedział chwilę później. Starszy mężczyzna sprawdził obecność, a kiedy tylko skończył odłożył na bok dziennik. - Otwórzcie książki na... tak Andie?

Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo już byłam w drodze do śmietnika. Pochyliłam się nad metalowym kubłem i po chwili zawartość mojego żołądka znalazła się w czarnym worku na śmieci.

Opadłam na kolana, a spanikowany nauczyciel dotarł do mnie, gładząc mnie po plecach.

- Już mi dobrze... ja... przepraszam. - wykrztusiłam po chwili. Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam głośno powietrzę przez usta. Wstałam ze swojego miejsca i już miałam ze spuszczoną głową wracać do ławki, ale pan Reinfeld położył mi dłoń na ramieniu. Zatrzymałam się i odwróciłam w stronę nauczyciela.

- Andie, zwolnij się z lekcji. Nie wyglądasz za dobrze.

Spojrzałam na Adama, który na słowa mężczyzny przytaknął i powoli wstał ze swojego miejsca.

- Proszę pana, zaprowadzę Andie do sekretarki. - oznajmił, na co pan Reinfeld się na szczęście zgodził. Chłopak złapał za moją torbę i wspólnie skierowaliśmy się do sekretariatu.

- Zadźwon po mamę. - powiedział blondyn. - A ja powiem sekretarce o co chodzi.

Przytaknęłam i wyjęłam z kieszeni swoich spodni komórkę. Mama odebrała po 3 sygnale.

- Kochanie, coś się stało? Jestem w pracy. - usłyszałam jej głos w słuchawce.

- Mamo, naprawdę źle się czuję. Bolał mnie brzuch i wymiotowałam. Mogłabyś mnie odebrać?

- Nie mam za bardzo jak, Andie, wiesz, że pracuję.

- Nic nie poradzę na to, że jedzenie na stołówce jest zatrute.

Usłyszałam głośne westchnięcie swojej rodzicielki po drugiej stronie. Prawdopodobnie teraz zamknęła oczy, marszcząc przy tym brwi.

- Słuchaj, kochanie. Dam ci numer do Harry'ego i poprosisz go o to, żeby cię odebrał, bo w tej chwili nie widzę innej opcji.

- Żartujesz. A tata też nie może przyjechać? - zapytałam z nutką nadziei.

- Wiesz przecież, że też jest w pracy.

Sapnęłam, siadając pod ścianą. Jeszcze tego mi brakowało.

- Mamo...

- Wyślę ci numer Harry'ego. Zadzwoń do mnie, jak będziesz w domu.

I rozłączyła się. Adam wrócił od sekretarki i powiadomił mnie o moim zwolnieniu. Zanim wrócił do klasy, przyniósł mi moją kurtkę z szafki, a następnie zostawił mnie samą.

Po chwili dostałam sms-a z rządem cyfr i domyśliłam się, że jest to numer do loczka.

- Zabawne, - pomyślałam - identyczna kombinacja liczb.

Zajrzałam w ostatnie połączenia i faktycznie, numer był ten sam. Ale dlaczego Harry by do mnie dzwonił?

Wzruszyłam ramionami i wybrałam numer. Nie odebrał, ale spróbowałam ponownie. Harry był w tej chwili moją jedyną opcją, bo nadal nie czułam się na siłach, aby wracać sama do domu.

- Halo?

- Harry, to ja, Andie. - powiedziałam - Źle się czuję, a moi rodzice nie mają jak mnie odebrać. Jeżeli nie jesteś zajęty, to czy... czy mógłbyś po mnie przyjechać?

- Jesteś w szkole? - zapytał i usłyszałam dźwięk uderzających o siebie kluczy.

- Tak. Naprawdę nie chcę ci przeszkadzać, jeżeli...

- Już jadę. Będę do 15 minut. - oznajmił i zaraz potem się rozłączył.

liczba słów: 879

Lumière // h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz