- Seksistowska świnia. - przestałam panować nad słowami, które opuszczały moje usta. Byłam wściekła. - Jak to możliwe, że Laurentowi wstawi tą samą ocenę co mnie, jeżeli Laurent od początku roku nawet palcem nie ruszył. Gdzie tu jest sprawiedliwość?
Paula wzruszyła ramionami. Wydostałyśmy się z klasy i wspólnie poszłyśmy na stołówkę.
- Prawda jest taka, że nigdzie nie ma stuprocentowej sprawiedliwości. A zwłaszcza na lekcji matematyki. Nie przejmuj się Andie. - powiedziała dziewczyna, zajmując miejsce na przeciwko mnie. Zanurzyłam łyżeczkę w jogurcie i zaczęłam jeść.
Stołówka była jak zawsze pełna, a spokojna rozmowa była wręcz niemożliwa. Siedziałam z Paulą pod ścianą, aby nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Brunetka nie jadła dużo, bo nie trawiła potraw ze stołówki, ale w każdy poniedziałek i wtorek dzielnie mi towarzyszyła.
Wzięłam kęs zimnej pizzy i natychmiast się skrzywiłam.
- Oni nawet pizzę zdołali spieprzyć. - powiedziałam i z trudem przełknęłam jedzenie. Spróbowałam jednak jeszcze raz, mając nadzieję, że następny kęs będzie lepszy. Niestety nic się nie zmieniło i na mojej twarzy pojawił się ten sam grymas co wcześniej.
- Już wiesz dlaczego tego nie jadam. - odparła Paula, szczerząc się.
- Nie śmiej się. To nie jest zabawne. Raczej smutne.
Odsunęłam od siebie tacę i napiłam się wody. Paula oparła głowę na dłoni, czytając na swojej komórce jakiś artykuł. Jednym palcem poprawiła okulary i kończąc studiowanie tekstu spojrzała na mnie.
- Gotowa? - zapytała.
Przytaknęłam, wstając ze swojego miejsca i zabierając ze sobą plecak. Po zjedzeniu nieudanej potrawy, poczułam lekki ból w brzuchu, ale zdecydowałam się go zignorować. Korytarzem szłyśmy w stronę naszych szafek.
- Co masz teraz?
- Chyba angielski z Reinfeldem. A ty?
- Hiszpański z O'Connor. ¡Ay caramba!
Uśmiechnęłam się, zamykając szare drzwiczki szafki. Sprawdziłam godzinę, przekonując się, że lekcja zaraz się zacznie. Paula poszła na swoją lekcję i w tym samym momencie ujrzałam idącego w moją stronę Adama. Trzymał w dłoniach notatki z ostatniej lekcji, nie zauważając mojej osoby.
- Cześć. - powiedziałam, posyłając mu ciepły uśmiech. Natychmiast uniósł wzrok i go odwzajemnił.
- Jak tam? - zapytał, odgarniając włosy do tył.
- Całkiem w porządku, gdyby nie to jedzenie ze stołówki. Jest mi jakoś niedobrze. - odpowiedziałam, ciężko wzdychając.
Chłopak zmarszczył brwi i skrzyżował ręcę. - Nie chcesz iść do domu? - zapytał z troską. - Wyglądasz dosyć blado.
Zaprzeczyłam, kręcąc głową i w tym samym momencie rozległ się dźwięk dzwonka. Już po chwili cały korytarz był pełen uczniów spieszących się na lekcję, a w między czasie Adam i ja znaleźliśmy się w klasie.
Usiadłam przy swoim biurku, odkładając na bok rzeczy i skrzywiłam się, kiedy bóle brzucha się nasiliły.
Pan Reinfeld zamknął drzwi, a ja razem z uczniami wstałam na powitanie.
- Siadajcie. - powiedział chwilę później. Starszy mężczyzna sprawdził obecność, a kiedy tylko skończył odłożył na bok dziennik. - Otwórzcie książki na... tak Andie?
Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo już byłam w drodze do śmietnika. Pochyliłam się nad metalowym kubłem i po chwili zawartość mojego żołądka znalazła się w czarnym worku na śmieci.
Opadłam na kolana, a spanikowany nauczyciel dotarł do mnie, gładząc mnie po plecach.
- Już mi dobrze... ja... przepraszam. - wykrztusiłam po chwili. Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam głośno powietrzę przez usta. Wstałam ze swojego miejsca i już miałam ze spuszczoną głową wracać do ławki, ale pan Reinfeld położył mi dłoń na ramieniu. Zatrzymałam się i odwróciłam w stronę nauczyciela.
- Andie, zwolnij się z lekcji. Nie wyglądasz za dobrze.
Spojrzałam na Adama, który na słowa mężczyzny przytaknął i powoli wstał ze swojego miejsca.
- Proszę pana, zaprowadzę Andie do sekretarki. - oznajmił, na co pan Reinfeld się na szczęście zgodził. Chłopak złapał za moją torbę i wspólnie skierowaliśmy się do sekretariatu.
- Zadźwon po mamę. - powiedział blondyn. - A ja powiem sekretarce o co chodzi.
Przytaknęłam i wyjęłam z kieszeni swoich spodni komórkę. Mama odebrała po 3 sygnale.
- Kochanie, coś się stało? Jestem w pracy. - usłyszałam jej głos w słuchawce.
- Mamo, naprawdę źle się czuję. Bolał mnie brzuch i wymiotowałam. Mogłabyś mnie odebrać?
- Nie mam za bardzo jak, Andie, wiesz, że pracuję.
- Nic nie poradzę na to, że jedzenie na stołówce jest zatrute.
Usłyszałam głośne westchnięcie swojej rodzicielki po drugiej stronie. Prawdopodobnie teraz zamknęła oczy, marszcząc przy tym brwi.
- Słuchaj, kochanie. Dam ci numer do Harry'ego i poprosisz go o to, żeby cię odebrał, bo w tej chwili nie widzę innej opcji.
- Żartujesz. A tata też nie może przyjechać? - zapytałam z nutką nadziei.
- Wiesz przecież, że też jest w pracy.
Sapnęłam, siadając pod ścianą. Jeszcze tego mi brakowało.
- Mamo...
- Wyślę ci numer Harry'ego. Zadzwoń do mnie, jak będziesz w domu.
I rozłączyła się. Adam wrócił od sekretarki i powiadomił mnie o moim zwolnieniu. Zanim wrócił do klasy, przyniósł mi moją kurtkę z szafki, a następnie zostawił mnie samą.
Po chwili dostałam sms-a z rządem cyfr i domyśliłam się, że jest to numer do loczka.
- Zabawne, - pomyślałam - identyczna kombinacja liczb.
Zajrzałam w ostatnie połączenia i faktycznie, numer był ten sam. Ale dlaczego Harry by do mnie dzwonił?
Wzruszyłam ramionami i wybrałam numer. Nie odebrał, ale spróbowałam ponownie. Harry był w tej chwili moją jedyną opcją, bo nadal nie czułam się na siłach, aby wracać sama do domu.
- Halo?
- Harry, to ja, Andie. - powiedziałam - Źle się czuję, a moi rodzice nie mają jak mnie odebrać. Jeżeli nie jesteś zajęty, to czy... czy mógłbyś po mnie przyjechać?
- Jesteś w szkole? - zapytał i usłyszałam dźwięk uderzających o siebie kluczy.
- Tak. Naprawdę nie chcę ci przeszkadzać, jeżeli...
- Już jadę. Będę do 15 minut. - oznajmił i zaraz potem się rozłączył.
liczba słów: 879
CZYTASZ
Lumière // h.s. ✔
Fanfictionona kochała palić świeczki. on wolał palić papierosy. #23 w losowo #21 w losowo #20 w losowo #19 w losowo #18 w losowo