Rozdział 52

1.2K 142 23
                                    

Adam zmarł jeszcze tego samego dnia, co spowodowało u mnie strumień łez. Rozmawiałam z jego matką, która obwiniała się za jego śmierć. Mówiła, że do niczego by nie doszło, gdyby było ją stać na jego cholerne prawo jazdy. Często o tym dyskutowali, ale dlatego, że nie było w tamtym momencie innej opcji, Adam jeździł na rowerze.

Jego ojciec mówił, że za mało dbał o swoją więź z Adamem. Ciągle padały nie te słowa, co trzeba, więc Adam wolał spędzać czas ze znajomymi niż we własnym domu. Rodziciel blondyna żałował tego, że spędzał ze swoim synem tak mało czasu i ciągle gdzieś znikał. Nawet durnego roweru mu nie napompował, wtedy jak Adam go o to prosił.

Na pogrzebie pojawiła się też babcia Adama. Czuła się winna, bo choroba nie pozwalała jej na częste odwiedziny. Zwlekała ze spotkaniem w domu Adama przez kilka miesięcy. Czasami po prostu jej się po ludzku nie chciało. Wolała siedzieć w domu i odpoczywać, dopóki śmierć z nią nie zatańczy i zabierze ze sobą. Jednak widocznie to nie ona miała zatańczyć jako pierwsza.

Kierowca ciężarówki obwiniał się, ponieważ nie zauważył jadącego na rowerze chłopaka. Przyznał, że mógł lepiej uważać, ale był pewny tego, że późnym wieczorem, nie jest mu potrzebna jego pełna uwaga. Przyznał też, że się mylił i nie wie jak sobie to wybaczy. Był jeszcze młody i byłam zdania, że nie zasłużył na przeżycie takiej sytuacji. Potrafiłam wyczuć ból, który odczuwał i cieszyłam się, że rodzice Adama wykazali się wielką dojrzałością i zaprosili go na pogrzeb.

A ja? Stawiałam sobie wyrzuty, ponieważ nigdy nie pokochałam Adama, tak jak on kochał mnie. Nie potrafiłam zrobić dla niego to samo, co on zrobił dla mnie. Chciałabym, gdyby to tylko było takie łatwe i przychodziło mi z taką łatwością jak i jemu. Adam był świetnym chłopakiem, świetnym człowiekiem, ale... nie byliśmy sobie pisani. Nie byłabym nigdy w stanie zmusić się do czegoś więcej, niż tego co między nami było. Nie chciałam okłamywać samą siebie, ani jego. Ciągle miałam nadzieję, że jego uczucia do mnie przejdą. Zawsze życzyłam mu jakiejś pięknej i mądrej dziewczyny, chcąc, żeby o mnie zapomniał i znalazł szczęście gdzieś indziej. Nie udało się.

- Ładnie jest ci w czarnym. - Podskoczyłam słysząc obok siebie głos Harry'ego. Szybko otarłam spod oczu łzy, stojąc ze schyloną głową nad grobem Adama.

- Przestań - szepnęłam, krzyżując ramiona.

- Przepraszam, myślałem, że to pomoże. - Chłopak westchnął, chowając swoje dłonie do kieszeni spodni. Przez chwilę nic nie mówił i miałam wrażenie, że może już nawet poszedł, dopóki się nie odezwał po raz kolejny. - Znowu się obwiniasz. Mam rację?

Przygryzłam wargę, kiwając lekko głową. Wzięłam głęboki wdech, spoglądająch ostatni raz na zdjęcie na jego nagrobku i odwracając się na pięcie. Ujrzałam przy samochodzie na mnie czekających rodziców i ruszyłam w ich stronę, jednak zostałam już po chwili zatrzymana przez Harry'ego.

- Andie, zaczekaj... - zaczął, łapiąc mnie za nadgarstek. - Chciałbym ci jeszcze coś pokazać.

- Czekają na mnie. - Wskazałam w stronę ulicy, widząc jak moja mama rozmawia z matką Adama.

- Obiecuję, że zajmie nam to tylko chwilę. To ważne - powiedział niemal błagalnym głosem. Nie byłam zbyt przekonana, ale zgodziłam się, kiwając głową.

Dałam się chłopakowi poprowadzić między grobami. Jego dłoń była trochę szorstka, ale ciepła i trzymała mocno za moją własną. Starałam się nadążyć za brunetem, nie tracąc przy okazji równowagi, ale na szczęście już po chwili się zatrzymaliśmy.

Staliśmy przed niemal pustym nagrobkiem, który ktoś raczył ozdobić pojedynczą różą. Spoglądnęłam wpierw na Harry'ego, który pociągnął nosem, a następnie znowu na ciemny granit. Widniał na nim napis: Tobias Styles.

- To tutaj go pochowano? - zapytałam, chociaż znałam odpowiedź. Harry przytaknął, patrząc się ślepo w nagrobek.

- Nikt tu nie przychodzi - szepnął z pogardą. - Przyniosłem tą różę dwa tygodnie temu.

Wtuliłam się w bok chłopaka, przymykając oczy. Wydawało mi się to w tamtej chwili najbardziej odpowiednie. Czułam, że się denerwuje, więc starałam się go uspokoić, gładząc kciukiem jego dłoń.

- Życie toczy się dalej... Tak... jakby to wszystko nie miało w ogóle miejsca. - Otworzyłam oczy. - Pogrzeby są chwilowe i przez tą chwilę wszyscy udają, że im na kimś zależy. Założę się, że Adam nie kojarzyłby połowy osób, która się tu dzisiaj pojawiła. Za jakiś czas jego grób będzie wyglądał tak samo jak ten tutaj. Udekorowany jednym jedynym durnym kwiatkiem.

Westchnęłam, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów. Nie chciałam, żeby to co mówił było prawdą, ale obawiałam się, że Harry mógł mieć rację.

- Jak często tu przychodzisz? - zapytałam, przenosząc na niego wzrok i zadarłam głowę do góry, ponieważ byłam niższa.

- Od czasu do czasu. - Wzruszył ramionami. - Na pewno częściej niż ktokolwiek inny.

Kiwnęłam głową i spoglądnęłam na zdjęcie na nagrobku. - Nie jesteś do niego zbyt podobny - stwierdziłam, podchodząc bliżej do miniaturki twarzy Tobiasa i puszczając dłoń Harry'ego.

- Złapałem więcej genów mamy niż taty - odparł. Jeszcze przez chwilę przyglądałam się zdjęciu, zanim stanęłam znowu obok bruneta. Chłopak oplótł moje ciało swoim ramieniem, cmokając czubek mojej głowy. Na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech. - Chodźmy. Nic tu po nas.

Zgodziłam się i tym razem to ja szłam przodem. Splotłam nasze palce, zauważając jak jego duża dłoń idealnie pasowała do mojej mniejszej.

liczba słów: 834

Lumière // h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz