Rozdział został zainspirowany piosenką powyżej.
- Cholera - mruknął pod nosem Harry, unosząc się do pozycji siedzącej. Właśnie wchodziłam do swojego pokoju z szklanką wody i tabletką w ręce, wiedząc, że brunet obudzi się z niezłym kacem. Usiadłam na skraju łóżka, podając mu pigułkę oraz letnią wodę do popicia jej.- Zaszalałeś - stwierdziłam, przeczesując dłonią jego włosy, które przykleiły mu się do lekko spoconego czoła. Opróżnił całą szklankę, oddając mi ją i kładąc się spowrotem.
- Która jest godzina? - zapytał zachrypniętym głosem.
- Już jest po dziesiątej - odparłam, spoglądając na zegar wiszący na ścianie. - Ale nie musisz się spieszyć, możesz...
- Zrób mi przysługę i zadzwoń do kwiaciarni, że dzisiaj nie przyjdę. Mam mieć zmianę po południu, ale nie czuję się na siłach, żeby na nią iść. Sama widzisz - oświadczył, szukając palcami swojej komórki. - Gdzie są moje spodnie?
- Zdjąłeś je wczoraj przed pójściem spać. Tam jest twój telefon? - wskazałam, na jego dżinsy, wiszące na oparciu mojego krzesła.
- Nie wiem, chyba tak - powiedział niepewnie, a ja wstałam. Włożyłam ręce do kieszeni jego spodni, ale były puste.
- Nie ma go tu - stwierdziłam, ciągnąc za obie nogawki i unosząc je do góry. Wydęłam wargę, wzruszając ramionami. - Nie ma.
- Fuck - szepnął brunet, ściskając powieki. - Musiał zostać u Charli'ego.
Próbował wstać, ale zatrzymał się przez ostry i nagły ból głowy. Podeszłam do niego, klękając przy łóżku. - Leż tu. Pożyczę ci moją komórkę.
Podałam mu z biurka swój telefon, wbijając do niego numer, który mi podyktował. - Ty dzwoń, ja zrobię ci coś do jedzenia - oznajmiłam, na co chłopak przytaknął, trzymając komórkę przy uchu.
Wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi i skierowałam się do kuchni.
- Jak minęła impreza? - podskoczyłam słysząc za sobą głos swojej matki.
- Myślałam, że pracujesz - powiedziałam, odwracając sie w jej stronę. Opierała się o ścianę ze skrzyżowanymi ramionami.
- No to źle myślałaś - odparła, unosząc brwi. - Wytłumaczysz mi dlaczego przychodzisz w środku nocy do domu z pijanym Harrym?
- Skąd wiesz, że to on? - zapytałam, drapiąc się po karku.
- Żartujesz sobie? Jego bełkotanie było chyba słychać na całe miasto - odpowiedziała z kpiną.
Westchnęłam, przypominając sobie naszą bezsensowną rozmowę o drugiej w nocy. Myśl, że ktokolwiek mógł ją słyszeć, wywoływała we mnie mieszane uczucia, ale głównie sprawiała, że chciałam natychmiastowo zapaść się pod ziemię.
- Mogłem rzygnąć Adamowi na buty - wymamrotał, kręcąc się na moim obrotowym krześle. Złapałam za jego oparcie, zatrzymując bruneta. Po drodze jego humor niesamowicie się poprawił i powoli działał mi na nerwy.
- Nie - odparłam stanowczo, patrząc się mu w oczy. Prychnął, zasłaniając usta dłonią.
- No, ale przyznaj, że nie chciałabyś się umawiać z kimś, kto ma śmierdzące buty. Ten pomysł nie jest wcale zły, moja droga Andie - powiedział dumnie.
- Po pierwsze, to ja się z nim nie umawiam, a po drugie, chyba powinieneś pójść spać - skomentowałam jego wypowiedź. Sięgnęłam do szafy po drugą pierzynę oraz poduszkę i położyłam na podłodze matę do ćwiczeń.
CZYTASZ
Lumière // h.s. ✔
Fiksi Penggemarona kochała palić świeczki. on wolał palić papierosy. #23 w losowo #21 w losowo #20 w losowo #19 w losowo #18 w losowo