Rozdział 25

2K 180 38
                                    

Naszym następnym i ostatnim przystankiem było muzeum zegarów. Nie chcieliśmy być zmuszeni wracać zbyt późno, bo jednak miałam zamiar pójść następnego dnia do szkoły, a Harry rano do pracy.

Oglądaliśmy liczne zegary. Od małych do ogromnych i od starych do nowoczesnych. Chyba nigdzie nie mijał czas tak szybko jak w muzeum zegarów.

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w McDonaldzie. Tym razem nie doszło do wyrzucania toreb i wściekłych grymasów na twarzy. W spokoju przeżuwaliśmy gorące chicken nuggetsy, popijając je mrożoną herbatą. Zanim ruszyliśmy dalej, Harry wypalił jednego papierosa, przepraszając mnie za swój uciążliwy nawyk.

W ciszy wracaliśmy samochodem Harry'ego do domu. Chłopak uważnie prowadził, pomimo widocznego zmęczenia na jego twarzy. Przechyliłam głowę na prawy bok, opierając się o chłodną szybę samochodu i przymknęłam lekko oczy. Jednak nie na długo.

- Żółte auto! - krzyknął Harry, uderzając mnie w ramię. W szoku podskoczyłam z miejsca, marszcząc zirytowana brwi.

- Co ty wyprawiasz? - zapytałam, rzucając mu srogie spojrzenie.

Na twarz chłopaka wpełzł delikatny uśmiech. - Nie znasz gry 'żółte auto'? - zadał pytanie, unosząc jedną brew. Kiwnęłam niepewnie głową, dając mu do zrozumienia, że nie mam pojęcia, o czym mówi. - To taka gra. Kiedy widzisz żółty samochód, możesz raz uderzyć kogo chcesz. - wytłumaczył.

- Czyli jeżeli zobaczę żółty samochód, to mogę cię tak po prostu uderzyć? Zgadzasz się na to? - zapytałam, aby się upewnić, że prawidłowo zrozumiałam reguły gry, na co chłopak przytaknął.

Uśmiechnęłam się, rozglądając się za jakimś żółtym pojazdem, ale po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że nie jest to takie proste. Dotychczas nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak mało ich jest.

- Żółte auto! - wykrzyknął chłopak z triumfalnym uśmieszkiem na ustach, zadając mi kolejny cios. Raptownie zrzedła mi mina, kiedy zauważyłam mijający nas samochód, który był sprawcą mojego bólu.

- Wiesz co, - zaczęłam, krzyżując ręce na piersi. - nie podoba mi się ta gra.

Chłopak głośno prychnął, rzucając mi krótkie spojrzenie. - Bo nie umiesz przegrywać. - oznajmił.

Wywróciłam oczami, odwracając wzrok w prawy bok. - Wcale nie. - odparłam półszeptem. - Ta gra jest po prostu głupia.

- Wmawiaj sobie, młoda. - powiedział, wjeżdżając na autostradę i automatycznie przyspieszając. Byliśmy już bardzo blisko celu.

- W końcu nie można umieć wszystkiego. - mruknęłam, zwracając w ten sposób na siebie uwagę Harry'ego.

Brunet uśmiechnął się pod nosem, ukazując głęboki dołeczek. - Jasne, że nie. Ale akurat przegrywanie powinno być raczej łatwe do opanowania. Jeżeli chodzi o mnie, to zdaje się być profesjonalistą. Ale pewnie zebrałem w tej sprawie o wiele więcej doświadczenia niż ty. - podsumował, przygryzając wargę i wzdychając.

Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Nawet nie byłam pewna czy go dobrze zrozumiałam. Bałam się, że palnę jakąś głupotę. Więc trzymałam swoje przemyślenia za językiem i dałam mu w spokoju prowadzić.

Z każdą chwilą spędzoną z Harrym byłam coraz bardziej pewna, że jest coś, o czym nikt nie wie. Coś, co zepsuło wielką część jego osoby i ciągle go blokuje. To coś sprawia, że powoli sam siebie niszczy. Po prostu momentami chodzi jak bez głowy.

Jestem pewna, że czuję coś do chłopaka siedzącego obok mnie. Nie wiem, czy jest to miłość, zauroczenie, a może litość do jego osoby. Jednak nie potrafię już spojrzeć na niego obojętnie i wzruszyć ramionami, przyglądając się kolejnej przez niego wykonanej głupocie. Teraz biegłabym ku niemu, próbując wydostać go z głębokiego dołka, zanim zostanie zasypany ziemią.

- Nad czym tak rozmyślasz? - zapytał nagle Harry, wytrącając mnie chwilowo z równowagi.

Odchrząknęłam, zastanawiając się nad odpowiedzią. - Uhm, - zaczęłam. - Zastanawiałam się, czy jest coś, czego nie umiesz. W sumie nic takiego nie przychodzi mi na myśl. - powiedziałam, rumieniąc się. Jasne, że było wiele rzeczy, których nie potrafił i wiedziałam o nich, ale przecież nie mogłam mu powiedzieć, że myślałam o naszej relacji i moich uczuciach do niego.

- No, wiesz, - rozpoczął, drapiąc się po karku. - mówienie o swoich słabościach akurat nie należy do moich ulubionych zajęć. - uniósł z rozbawieniem w oczach brew. - Ale tobie mogę powiedzieć.

Westchnęłam z ulgą, nie ukrywając uśmiechu na twarzy. Jeszcze jakiś czas temu spojrzałby na mnie z pogardą i żalem, a w tej chwili byliśmy w stanie, weseli, jeździć razem samochodem. Uważam to za wielki krok z obu stron.

- Jednak coś za coś, droga Andie. - dodał, unosząc jednego palca. - Jeżeli mam ci powiedzieć jedną rzecz, którą nie potrafię, to ty musisz... - przerwał zastanawiając się. - Wtedy ty musisz powiedzieć mi o jednej rzeczy, której się boisz. Spokojnie, nie musi być to nic poważnego. - powiedział, spoglądając na mnie zachęcająco. - Zgadzasz się?

Po chwili namysłu przytaknęłam, na co chłopak kazał mi zacząć. Nie byłam pewna tego, jak bardzo chcę się przed nim otworzyć, więc zdecydowałam się wyskoczyć z czymś banalnym. - Boję się psów. - oznajmiłam, raptownie spuszczając wzrok. - Wiem, że to głupie. No bo wszyscy kochają psy. Ale kiedy taki zwierz się do mnie zbliża, mam wrażenie, że serce w każdej chwili jest w stanie wpaść mi do spodni. Po prostu, wiesz, wywołuje to we mnie taką panikę i stres jak przed egzaminem. To jest serio takie głupie. - wymamrotałam, chowając twarz w dłoniach. Jeszcze nikomu o tym otwarcie nie mówiłam. Tylko rodzice wiedzą o mojej małej fobii.

- Już nie przesadzajmy. Ludzie boją się ciemności, a ty uważasz strach przed psem za głupi? - zapytał brunet. Przytaknęłam z nadal zakrytą twarzą. - No to wiedz, że z dumą obroniłbym cię przed każdym, nawet najmniejszym, psem.

Po jego słowach znacznie się rozpromieniłam. Ludzie, którzy wcześniej zauważali mój strach przed psami, rzucali mi dziwne spojrzenia, jakbym straciła wszystkie zmysły. Oceniali mnie na prawo, na lewo, prawdopodnie piszcząc na widok poruszającej się firanki.

- Dziękuję. - szepnęłam lekko zawstydzona, ale pełna podziwu mądrości i szacunku Harry'ego wobec mojej osoby. - Już myślałam, że mnie wyśmiejesz.

Chłopak pokręcił zaprzeczająco głową. - Przepraszam, czy my się aby na pewno znamy? - zadał pytanie. - Bo chyba mnie pomyliłaś z kimś innym. - zażartował, sprawiając że na moją twarz ponownie wkradł się szczery uśmiech.

- Dobra, teraz twoja kolej. - powiedziałam, skupiając swoją uwagę na chłopaku.

Harry przygryzł wargę, prawdopodobnie zastanawiając się nad odpowiedzią. - Ani trochę nie umiem czytać z ust. - wyznał, marszcząc czoło.

- Czytać z ust?

- Czytać z ust. - potwierdził i przytaknął. - Kiedy ktoś próbuje coś do mnie wyszeptać z dalszej odległości, nigdy nie wiem, o co tej osobie chodzi. Już nie raz utrudniało mi to życie i doprowadzało do niezręcznych sytuacji.

- Ktoś wyszeptał ci 'pieprz się', a ty się uśmiechnąłeś? - zapytałam, próbując powstrzymać śmiech.

- Coś w tym stylu. - odparł z krzywym uśmiechem. - Ale ma to też swoje plusy. Kiedy oglądam filmy z dubbingiem, nie przeszkadza mi nieprawidłowy ruch ust.

Zaczęłam się śmiać, zyskując srogie spojrzenie chłopaka. Zakryłam buzię dłonią, próbując powstrzymać się od chichotu.

- No już, już. To nie jest aż tak zabawne. - powiedział, na co wybuchłam jeszcze głośniejszym śmiechem, na co chłopak wywrócił oczami. - Co cię tak bawi? - zapytał w końcu, nie rozumiejąc mojego rozbawienia.

Wzruszyłam ramionami. - Bo ja też nie umiem czytać z ust. - odparłam, przypominając sobie chwile, w których uprzykrzało mi to życie.

liczba słów: 1115

_____________________________________

Lumière // h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz