Rozdział 29

1.8K 167 13
                                    

Obudził mnie kichający Harry. Chłopak usiadł na łóżku, zatykając nos. Zmarszczyłam brwi i schowałam głowę pod poduszkę. Kolejny raz głośno kichnął, na co aż podskoczyłam.

- Dobry Boże, Harry, możesz kichać ciszej? - poprosiłam. Brunet nie odpowiedział. Usłyszałam jak wstaje i jego oddalające się kroki. Przez chwilę było cicho, a kilka sekund później odgłos smarkania wypełnił całe pomieszczenie.

Spoglądnęłam spod poduszki na chłopaka. Wyrzucił do kosza zużytą chusteczkę i sięgnął po opakowanie z papierosami. Zaczął otwierać okno, ale widząc jego zamiary zatrzymałam go.

- Proszę, nie pal. - powiedziałam, a brunet znieruchomiał. Widziałam, że walczy sam ze sobą. Spojrzał na mnie, trzymając rękę na klamce okna. Księżyc oświetlał jego twarz, będąc także jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. Uniosłam się do pozycji siedzącej. - Proszę. Przynajmniej teraz, póki ja tu jestem.

Chłopak przestąpił z nogę na nogę. Zamknął oczy i odchylił głowę do tył, wyciągając rękę z papierosami w moją stronę. - Masz. - wyszeptał bezsilnie. Przerwanie swojego nawyku sprawiało mu niesamowitą trudność i byłam w stanie zrozumieć to, jak się męczył.

- Harry, nie chcę cię do niczego zmuszać. Jesteś...

- Po prostu zabierz to ode mnie. - przerwał mi, zaciskając powieki i usta w cieńką linię. Natychmiast wstałam, zabierając z jego dłoni używki. Schowałam je do jednej z kieszeni mojej bluzy, a chłopak otworzył oczy i przytaknął.

- Jestem z ciebie dumna. - powiedziałam i ujęłam jego dłoń w swoją. Uśmiechnął się i złapał za mój podbródek delikatnie go unosząc. Musnął moje usta swoimi, odgarniając na bok kilka kosmyków moich włosów. Nasze czoła się dotknęły, a w jego oczach wirowały iskierki. Słyszałam jego szybki, nierównomierny oddech.

- Wszystko w porządku?

- Chyba się zakochałem. - wyszeptał. Zawstydzony spuścił wzrok, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Patrzyłam na niego w osłupieniu. - N...nie musisz mi odpowiadać. Chcę tylko żebyś wiedziała, zanim to wszystko zajdzie za daleko.

- Harry... ja naprawdę chciałabym, ale... obawiam się, że jeszcze nie potrafię. - wymamrotałam zakłopotana. - Ale to nie znaczy, że chcę przerywać to co jest między nami. I jestem ci wdzięczna za to, że mi powiedziałeś jak się czujesz, bo teraz chcę to tym bardziej kontynuować. I obiecuję, że kiedyś usłyszysz ode mnie te dwa niewypowiedziane słówka. Tylko daj mi trochę czasu.

Brunet przytaknął i ponownie połączył na krótki moment nasze usta. - Sprawiasz, że czuję się sobą. - powiedział, a na jego twarzy znowu zagościł lekki uśmiech, który odwzajemniłam. Cieszyłam się, że zaakceptował moją pozycję w tym temacie.

Nagle po mieszkaniu rozległ się odgłos obijających się o siebie garnków. Harry rzucił okiem na zegar wiszący po mojej lewej i rozszerzył oczy. - Cholera Andie, nie wiedziałem, że jest już tak późno.

Podążyłam za jego wzrokiem, zdając sobie sprawę z tego, że jest już po 23. - Spaliśmy sześć godzin? - zapytałam z lekkim niedowierzeniem.

- Twoja matka mnie zabije. - powiedział, szukając czegoś po pomieszczeniu. Po chwili znalazł kluczyki od samochodu, które musiały wypaść z kieszeni jego spodni i znalazły się pod pieżyną.

Trzymając mnie za dłoń wybiegliśmy z jego pokoju, kierując się natychmiast do przedpokoju. Wzięłam się za wiązanie butów, kiedy usłyszałam głos Anne. - No w końcu wstały nasze dwie śpiące królewny. - powiedziała z drewnianą łyżką w dłoni. - Spokojnie, dzwoniłam do Claire. Twoja mama wie gdzie jesteś.

Harry odetchnął z ulgą, wyszeptując ciche nie zabije mnie, na co zachichotałam. W progu drzwi kuchennych pojawił się nagle ojciec Harry'ego, przyglądając się nam. Speszona spojrzałam na podłogę, unikając jego spojrzenia.

- Zamiast zabawiać młodsze dziewczynki i wozić je po nocach, mógłbyś w końcu zrobić coś pożytecznego. - niski i dobitny głos starszego mężczyzny wypełnił całe pomieszczenie. Rzucił Harry'emu srogie spojrzenie, wracając do kuchni.

- Des! - krzyknęła zła Anne. - Wredne komentarze zachowaj dla siebie. - dodała, patrząc się na mnie przepraszająco. Zagryzłam wargę i spojrzałam na Harry'ego, który zacisnął dłonie w pięści.

- Harry, chodź. - powiedziałam i wyciągnęłam w jego stronę rękę. Wziął moją dłoń w swoją i otworzył drzwi. Zanim wyszliśmy pożegnałam Anne i kazałem jej pozdrowić Desa, pomimo jego bezczelnego zachowania.

Chłopak zbiegł po schodach ciągnąc mnie za sobą. Nie zważał na to, że poruszałam się trochę wolniej niż on, tylko szedł ślepo przed siebie. Wiedziałam, że musiał być wkurzony.

W ciągu kilku chwil znaleźliśmy się przy samochodzie. Harry otworzył mi drzwi i weszłam do środka, zapinając pasy. Ze złości uderzył w dach samochodu, przestraszając mnie. Nie przyznałabym tego brunetowi, ale bałam się go w takim stanie, chociaż wiedziałam, że nigdy by mnie nie zranił.

Zielonooki wsiadł w końcu do auta, uruchomił je i wyjechał. Nadal ciężko oddychał i pociągał nosem. Nienawidziłam widzieć go w takim nastroju.

- Harry, nie przejmuj...

- On zawsze to robi! Kurwa zawsze! - krzyknął i zacisnął obie dłonie na kierownicy. - Są takie chwile gdy nie jest wcale taki zły, ale zawsze kiedy mi na czymś zależy, to on musi to zniszczyć. Nieważne co robię, on musi to negatywnie ocenić! Bo moje decyzje są zawsze złe, a on jest wszechwiedzący. - wydusił z siebie, marszcząc brwi. Położyłam dłoń na jego kolanie, gładząc je i próbując go uspokoić.

- Pewnie ma do tego jakiś powód. Nie bierz tego do siebie, bo nic nie robisz źle. - próbowałam go pocieszyć. - Jesteś cudowną osobą i nie myśl o tym co myśli twój ojciec. Pomyśl o tym co ja w tobie widzę. A jest to tyle dobrych rzeczy.

Nic nie powiedział. Ścisnął jedynie usta i skupił uwagę na drodze. Westchnęłam wciąż zataczając kółka na jego kolanie.

Zatrzymał się bez słowa. Wyjrzałam przez okno dostrzegając swoje osiedle. Nie chciałam go zostawiać w takim stanie, ale wiedziałam, że może musi pobyć sam.

Zanim wyszłam przypomniałam sobie o paczce papierosów, którą mi wcześniej dał. Złapałam za jego dłoń zacisniętą w pięść i rozłożyłam ją. Wyjęłam z kieszeni bluzy pudełeczko i położyłam na jego otwartej dłoni. Harry nie zareagował, tylko patrzył się przed siebie.

- Nie rób nic głupiego. - powiedziałam. - I napisz mi jak dojedziesz do domu. - Przytaknął. Pocałowałam go w policzek i wysiadłam z samochodu, machając mu. Odmachał będąc myślami nadal całkiem gdzieś indziej.

Błagam, nie rób nic głupiego.

liczba słów: 958

_______________________________________

To opowiadanie chyba idzie w dobrym kierunku hehe :)
Próbuję je powoli zakończyć, ale myślę, że będzie jeszcze kilka rozdziałów. Dokładnej liczby jeszcze nie znam, ale przewiduję od 5 do 10.

CIAO ❤

Lumière // h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz