Rozdział 58

1K 121 9
                                    

Stałam nad zlewem, patrząc się w lustro i przyglądając swojemu odbiciu. Tusz spływał po moich policzkach, pozostawiając ciemny ślad. Nos był lekko czerwony od ciągłego smarkania w papier toaletowy. Byłam żałosna.

Miałam wrażenie, że od wczoraj tylko płaczę, albo powstrzymuję się od płaczu. Nie chodziło tylko o śmierć Adama, ale raczej o tą pustkę, którą ciągle odczuwam, kiedy go nie ma tam, gdzie powinien być. Nie ma go na stołówce. Nie ma go na lekcji pana Reinfelda. Nie ma go przy mnie, kiedy wracam do domu. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak ważny dla mnie był. Za późno.

Harry miał rację. Życie toczy się dalej, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Chyba to bolało najbardziej. Ta obojętność innych. To udawanie, że jest dobrze. Niech to już się skończy. Nie chcę tego wszystkiego czuć.

Przetarłam rękoma twarz i wzięłam głęboki wdech, kiedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Poczułam jak bicie mojego serce raptownie przyspieszyło.

- Andie, wszystko w porządku? - Ścisnęłam powieki, nie potrafiąc jej odpowiedzieć. - Harry dzwonił. Mówił, że od rana nie odbierasz. Martwi się.

- Tak, j-jest dobrze - odparłam, a mój głos się załamał. Fuknęłam pod nosem i sięgnęłam po buteleczkę ze zmywaczem do makijażu. Nie mogłam tak wyjść. - Nie chcę z nim teraz rozmawiać.

- Coś się między wami wydarzyło? - zapytała moja mama, wciąż stojąc przy drzwiach.

- Nie, z nami jest wszystko okej. Naprawdę. - Jednak ze mną nie, pomyślałam. Wacikiem zaczęłam oczyszczać twarz z kosmetyków na mojej twarzy. Zazwyczaj nie używałam ich zbyt wielu, jeżeli w ogóle ich używałam, ale musiałam jakoś ukryć zmęczenie i ślady smutku. Nienawidziłam spojrzeń, które towarzyszyły mi na szkolnych korytarzach, odkąd nie było przy mnie Adama. Ludzie pamiętali, że się z nim przyjaźniłam i zaczęłam ich interesować.

Nie chciałam tego. Nie chciałam, żeby interesowali się moim życiem. Ciekawskie spojrzenia towarzyszyły mi wszędzie. Wścibskie pytania obciążały mnie. A przecież to wciąż było moje życie i nie powinni się nim zajmować. Dzielę swoją radość. Dzielę swój smutek. Ale nie będę dzieliła się sobą, jeżeli tego nie chcę.

- Chcesz porozmawiać ze mną? - mruknęła moja rodzicielka z niepewnością w głosie. Wyrzuciłam wacik i schowałam butelkę spowrotem do szafki. Upięłam włosy i przemyłam twarz chłodną wodą.

- Nie. Ja... chcę pobyć sama - odpowiedziałam i westchnęłam. Podeszłam do drzwi, otwierając je i ujrzałam swoją mamę. Była wyraźnie zmartwiona. - Proszę.

Przyglądała mi się przez chwilę, zagradzając mi drogę. Przełknęłam głośno ślinę i czekałam, aż coś powie, ale z jej ust nic nie padło. Odsunęła się i przytaknęła, opierając się o ścianę.

- Przepraszam - szepnęłam, nie wiedząc co powiedzieć, ale ona odwróciła się na pięcie, zostawiając mnie samą. Tak jak chciałam.

- Harry się martwi - powtórzyła i zniknęła bez dalszego słowa w salonie. Przygryzłam wargę i zacisnęłam dłoń w pięść, wbijając paznokcie w skórę.

liczba słów: 446

Lumière // h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz