Rozdział 57

1.2K 125 9
                                    

Szybkim krokiem opuściłam stołówkę. Nie potrafiłam siedzieć sama przy stole, wiedząc, że na przeciwko mnie powinien być Adam. To on zawsze mi towarzyszył, chociaż mógł pójść do swojej grupki przyjaciół. Teraz zostałam sama.

Wyszłam na zewnątrz, mrugając szybko oczami, aby się nie rozpłakać. Kilka osób przyglądało mi się, ale byli zajęci sami sobą. Mój wzrok spotkał się nawet na sekundę ze spojrzeniem Rei, które było pełne pogardy, ale nie obchodziło mnie to w tamtej chwili. Mogła myśleć o mnie, co tylko chce. Ja przynajmniej, w przeciwieństwie do niej, nie miałam zamiaru wtrącać się w życie innych ludzi.

Skręciłam szybko za rogiem szkoły i oparłam się o ścianę. Starałam się uspokoić, regulując swój oddech, tak jak mi to kiedyś tłumaczył Harry.

- Kurcze, Andie, oddychaj - powiedziałam sama do siebie, ściskając zdenerwowana powieki. Zjechałam plecami w dół i usiadłam, łapiąc się za kolana i delikatnie kołysząc. To wszystko było na nic. Z każdą chwilą czułam się gorzej.

Wybrałam numer do Harry'ego i przyłożyłam do ucha swoją trzęsącą się rękę. Musiał mi pomóc, bo sama nie dam rady. Gdyby był tu Adam... cholera, ale go nie ma.

- Andie, jestem w pracy. Oddzwonię później - powiedział Harry po drugiej stronie słuchawki i już miał zamiar się rozłączyć, ale nie pozwoliłam mu na to.

- Nie mogę oddychać - wydyszałam.

- Co się dzieje? - zapytał, ale nie byłam w stanie odpowiedzieć mu pełnym zdaniem. Zaczęłam rzucać między szlochami pojedynczymi słowami.

- A-adam... sama... ni-nie ma... sama n-na stołówce... ja... - próbowałam wydusić z siebie kolejne słowa, ale zaczęłam słyszeć jak żałośnie brzmię i nie potrafiłam kontynuować.

- Lisa, zajmiesz się tą panią? Mam ważny telefon. To zajmie tylko chwilę. - Usłyszałam spokojny głos Harry'ego, którego sam dźwięk działał na mnie kojąco. Wyobraziłam sobie, że jest teraz obok mnie. - Andie, kochanie, musisz mnie teraz posłuchać. Weź głęboki wdech i wypuść powoli powietrze.

Starałam się wykonać jego polecenie, ale nie udawało mi się to. Czułam jak wzrasta we mnie panika, ponieważ nie potrafiłam nawet złapać cholernego powietrza. Byłam słaba.

- Nie umiem. - Schowałam twarz w wolnej dłoni.

- Umiesz. Spróbuj jeszcze raz ze mną. - Słyszałam jak nabiera powietrza i ponownie spróbowałam go naśladować. - I wypuść.

Udało mi się i delikatnie się uśmiechnęłam. Poczułam smak słonych łez na swoim języku. Wzięłam kolejny raz wdech i równocześnie z Harrym dmuchałam. Po dłuższych próbach udało mi się załapać odpowiedni rytm oddychania i kontynuowałam go samodzielnie.

- Jesteś niesamowita - pochwalił mnie chłopak, a ja otarłam łzy. - Powiedz mi szybko, co się stało zanim wrócę do pracy. Ktoś coś zrobił?

- Nie - odparłam, kręcąc głową. - Po prostu za nim tęsknie i szwy pękły. Wiedziałam, że w pewnym momencie nie wytrzymam. Ale już jest w porządku. Przepraszam, że ci przeszkodziłam w pracy.

- Przestań. Możesz dzwonić w każdej chwili, a ja znajdę dla ciebie czas. Wiem, że jest ci ciężko, ale Adam nie chciałby, żebyś płakała. On wciąż ci towarzyszy i jestem pewien, że marzy mu się twój cudowny uśmiech.

Nie odpowiedziałam. Za bardzo bolało. Nie miałam już siły, żeby się użalać nad samą sobą, ale wciąż czułam ból w klatce piersiowej. Wysyłał negatywną energię przez całe moje ciało.

- Andie, rozumiesz? Nie jesteś sama. Chcę, żebyś szła z wysoko uniesioną brodą i zebrała w sobie całą siłę, jaką masz. Będzie bolało, ale ty jesteś silniejsza niż ten ból - mówił, ale nie potrafiłam mu uwierzyć. Wstałam z podłogi, otrzepując się z brudu. - Dobrze?

- Dobrze - skłamałam i wróciłam na szkolne korytarze, starając się przetrwać resztę dnia.

liczba słów: 553


Lumière // h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz