Rozdział 50

1.4K 171 58
                                    

- Jego stan jest wciąż bardzo niestabilny. Musicie być niestety świadomi tego, że może to być wasza ostatnia wspólna rozmowa. Robimy wszystko co w naszej mocy, ale to naprawdę nie wygląda dobrze. Przykro mi - powiedział lekarz średniego wieku. Kiedy mówił, zauważyłam między jego zębami małą szparę.

Przygryzłam wargę i przytaknęłam. Mrugałam szybko oczami, chcąc się powstrzymać od płaczu. Harry objął mnie ramieniem, gładząc mnie. - Dziękujemy panu - odparł brunet. Lekarz posłał nam lekki, litościwy uśmiech i ruszył korytarzem dalej przed siebie. Za nim szli rodzice Adama, którzy zawitali tu przed nami.

Kiedy korytarz był znowu pusty, Harry zniżył swój wzrok, patrząc na mnie. - Nie musisz tam wcale wchodzić - szepnął. - Ale gdybyś to ty tam leżała, Adam by wszedł. Wiem, że to trudne, ale nie znam silniejszej osoby niż ty. Więc jeżeli ty tam nie wejdziesz, to kto?

Westchnęłam, spoglądając na swoje stopy. - Masz rację - przyznałam, jednak wciąż nie mogłam pogodzić się z myślą, że może to być moja ostatnia wspólna chwila z Adamem. To wszystko działo się zbyt szybko. Jeszcze wczoraj, a może przedwczoraj, dostałam telefon od Harry'ego, który mnie powiadomił o wypadku. Chwilę później przyjechał po mnie, zabierając mnie do szpitala, do którego zawieziono Adama. Spędziłam tu całą noc, wyczekując cierpliwie jakiejkolwiek wiadomości dotyczącej stanu blondyna. A już rano stałam przed drzwiami jego pokoju, bo dowiedziałam się, że mój przyjaciel może w każdej chwili umrzeć. - Pójdź ze mną - poprosiłam, spoglądając na Harry'ego.

Chłopak spojrzał na mnie, przechylając nieznacznie głowę. Zacisnął wargi w cieńką linię i po chwili kiwnął potwierdzająco głową.

Wspólnie weszliśmy do pokoju, w którym znajdował się Adam. Leżał na białym łóżku, otoczony białymi ścianami, a nad nim wisiało białe światło. Wszystko wydawało się być bardziej czyste i spokojne niż powinno. Harry przymknął z lekkim hukiem drzwi, na co blondyn otworzył oczy. Był strasznie blady, a pod oczami miał wymalowane zmęczenie. Jego twarz zdobiły wciąż czerwone rany i ciemne ślady stłuczeń. Pomimo tego w jakim był stanie, posłał nam lekki uśmiech.

Podbiegłam do jego łóżka, opadając bezsilnie obok. Klękając oparłam się o twardy materac i uniosłam na niego wzrok. Nic nie mówiąc po prostu zaczęłam płakać, a moje łzy zlatywały na również białe prześcieradło.

- Andie, nie płacz - szepnął Adam, ale zaczęłam kręcić głową, nie chcąc słuchać jego pocieszenia. - Wszystko będzie dobrze.

- N-nie będzie dobrze... Adam. T-ty u-u-umierasz - wydukałam pomiędzy szlochami. Zakryłam dłonią swoją buzię, zaciskając powieki. W tle usłyszałam ciche "cholera", które opuściło usta Harry'ego.

Nie zauważyłam nawet kiedy brunet przykucnął obok mnie, próbując zwrócić na siebie moją uwagę. Dopiero kiedy zaczął mną potrząsać, spoglądnęłam zapłakana w jego stronę. - Andie, spójrz na mnie - rozkazał ostro, a ja zdałam sobie sprawę z tego, że nie mogę złapać powietrza. - Oddychaj ze mną. Głęboki wdech. - Brunet otworzył usta nabierając powietrza. - I wydech. Jeszcze raz. Wdech. Wydech. Wdech... - powtarzał ze mną ten proces przez dłuższą chwilę i po jakimś czasie mój oddech był znowu równomierny. Harry otarł spod moich oczu łzy i podał mi chusteczkę. Przyjęłam ją i spojrzałam przepraszająco na Adama, który rzucił mi smutne spojrzenie.

Harry wstał i przyniósł mi krzesło. Pomógł mi stanąć na nogi, a ja usiadłam obok swojego przyjaciela. Brunet stanął za mną, kładąc swoje ręce na moje ramiona.

- Tak strasznie cię przepraszam. Nie chciałam żeby to tak wyszło, a-ale... boli - powiedziałam półszeptem, spuszczając wzrok.

- Mnie też, Andie. Ale nie masz się czego bać. Niepotrzebnie wylewasz na mnie tyle łez - odparł blondyn, sięgając po moją dłoń. Delikatnie ją ścisnął, bo widocznie nie miał więcej siły.

Lumière // h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz