Rozdział 27

2.3K 174 52
                                    

Ostrożnie zajrzałam przez szklane drzwi do upchanej różnorodnymi roślinami kwiaciarni. Od razu zauważyłam pracującego za kasą Harry'ego i nie powstrzymałam się od uśmiechu na jego widok. Uznałam, że nie będę mu przeszkadzała i poczekam na zewnątrz.

Oparłam się o murek, przyglądając się przechodzącym ludziom. Byli to głównie starsi ludzie, którzy osiągnęli wiek, w którym zdołali się w końcu uwolnić od pracy. Starsza kobieta trzymała za rękę drobniutkie dziecko, kierując się w stronę placu zabaw. Z wielkim uśmiechem podbiegło ono w stronę bramki, a następnie do huśtawek.

Do tych samych huśtawek, na których siedzieliśmy z Harrym.

Zamyśliłam się, przypominając sobie mój fatalny stan tego dnia. Moją pierwszą prawdziwą rozmowę z brunetem. To jak kołysałam się na zimnej huśtawce i pozwoliłam wiatru poplątać moje włosy. Czułam wtedy ulgę i tą piękną prostotę życia. Kochałam to z całego serca. Milion szczegółów moich wspomnień z tamtego dnia przemknęło mi przed zamkniętymi oczami.

- Nad czym pani tak rozmyśla? - zapytał znajomy głos, na co natychmiast otworzyłam oczy, czując wkradający się na moją twarz rumieniec. Obok mnie stał zadowolony Harry, który oparł się bokiem o ścianę.

- Nad życiem, proszę pana. Przecież to oczywiste. - odparłam, wzdychając. - A nad czym pan rozmyśla w swoim wolnym czasie?

Chłopak uniósł jedną brew, udając skupienie. Widziałam, że walczył sam ze sobą, próbując powstrzymać uśmiech. - Nad pewną dziewczyną. Muszę pani przyznać, że chyba się uzależniłem. - powiedział z powagą, marszcząc czoło. - Działa na mnie jak narkotyk. - nagle zza swoich pleców wyciągnął piękny bukiet kwiatów, wręczając mi go.

Otworzyłam szeroko oczy na widok moich ulubieńców. - Pamiętałeś? Tulipany i bez. - powiedziałam i rzuciłam się napełniona szczęściem Harry'emu na szyję. - Są przepiękne. Dziękuję.

- Nie ma za co. - odparł krótko, a jego ręce odnalazły miejsce w okół mojej talii, trzymając mnie w mocnym uścisku. W jego ramionach było mi jak najbardziej dobrze. Czułam się bezpiecznie i pewnie. Nic innego nie miało znaczenia. Tylko ciepło, które oddawał jego uścisk.

- No dobra, bo mnie udusisz, dziewczyno. - powiedział w pewnym momencie Harry przyduszonym głosem, na co parsknęłam śmiechem. Uwolniłam od siebie chłopaka, poprawiając ramiączko torebki i spojrzałam jeszcze raz na kwiaty, które trzymałam w ręce, uśmiechając się.

- Zawsze chciałam dostać od kogoś kwiaty, wiesz? - powiedziałam, łapiąc bruneta za dłoń. - Nigdy nie marzyły mi się czekoladki, pluszaki, albo nawet biżuteria. Ale zawsze pragnęłam otrzymać w prezencie bukiet kwiatów. - spojrzałam na onieśmielonego chłopaka, którego twarz zaczęła przybierać lekko czerwony kolor. Ścisnęłam jego chłodną dłoń, aby dodać mu otuchy. - Chodź, znam fajną kawiarnię w pobliżu.

Ruszyliśmy w stronę lokalu Paula wymieniając przy tym parę słów. Harry opowiadał mi o młodej dziewczynie, która koniecznie chciała kupić czarne róże. Śmiał się, gdy powtarzał jej słowa i wredne wyzwiska, których jak na tak młodą osobę znała zbyt wiele.

- Może przechodzi swoją fazę emo. Prawie każdy taką kiedyś miał. Musisz być wyrozumiały. - powiedziałam, ciągnąć go wolnym krokiem przez kwitnącą aleję.

- Ja takiej nie miałem. - odparł ze zmarszczonymi brwiami i lekkim grymasem na twarzy.

- Akurat. - burknęłam, kręcąc głową. - Ciężko mi w to uwierzyć.

- A ty ją miałaś wielka znawczyni? - zapytał z kpiną w głosie. Wyszliśmy z parku skręcając w wąską uliczkę i zatrzymując się przed ciepłą kawiarnią. Otworzyłam jej drzwi i zajęliśmy miejsce przy jednym ze stolików.

Lumière // h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz