Rozdział 49

1.3K 158 34
                                    

Biegłam przez korytarz szpitala, szukając odpowiedniego pomieszczenia. Przez ciągle na nowo napływające do moich oczu łzy, było mi coraz trudniej skupić się na czymkolwiek, a wszystko zaczynało być coraz bardziej zamazane. Miałam wrażenie, że biegłam ślepo przed siebie, ale zatrzymałam się w odpowiednim momencie.

- Andie, poczekaj no! - krzyknął Harry, który biegł za mną. Zajrzałam przez okienko w drzwiach do pokoju, w którym leżał Adam. Nie musiałam podchodzić bliżej, żeby zobaczyć w jak fatalnym był stanie. Miał zamknięte oczy i był przyczepiony do różnych urządzeń.

Brunet stanął zdyszany obok mnie, spoglądając w tym samym kierunku. Ciężki szloch opuścił moje usta i uderzyłam pięścią o ścianę, wyładowując swoją złość.

- Hej. - Chłopak stanął za mną, łapiąc za moje dłonie i przyciągając mnie do siebie. - Spokojnie. Lekarze zrobili co w ich mocy, możemy tylko modlić się o to, aby wyszedł z tego cały. Złość nic nie da.

Odwróciłam się w stronę Harry'ego, obejmując jego tors i przykładając twarz do jego piersi. Jego ramiona od razu znalazły się w okół mnie, zapewniając mi bezpieczeństwo. Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa, więc pozwoliłam łzom spłynąć w dół moich policzków, mocząc przy okazji koszulkę Harry'ego. Brunet przeczesywał palcami moje włosy, starając się mnie uspokoić.

- Je... jeżeli on... no wiesz, - wydukałam chwiejnym głosem. - to sobie tego nie wybaczę. - dokończyłam, kręcąc delikatnie głową.

- Przestań. To nie jest twoja wina - zapewniał mnie stanowczym głosem. - Nie miałaś z tym nic wspólnego. Jak już to większą winę ponoszę ja, bo to do nas jechał o tak późnej godzinie. Rozumiesz?

Przytaknęłam lekko, starając się zignorować ból. - Chciałabym się z nim zobaczyć. - wyszeptałam.

- Adam potrzebuje odpoczynku. Wejdziesz tam, jak tylko nam na to pozwolą. Obiecuję - mówił, a jego głos działał na mnie kojąco. - Chodź.

Zaprowadził mnie w stronę krzeseł, które znajdywały się po drugiej stronie korytarzu i zajął miejsce. Chłopak posadził mnie na swoich kolanach i ponownie przybliżył do siebie. Uniósł delikatnie moją twarz, łapiąc mnie za brodę i otarł moje mokre od płaczu policzka. - Spróbuj zasnąć - powiedział. - Obudzę cię, gdyby coś się działo.

Kręciłam głową. - Nie mogę - zaprzeczyłam. - Ja muszę...

Brunet położył palec na moich ustach. - Nie dyskutuj - ostrzegł z powagą. Między jego brwiami pojawiła się zmarszczka. - Sen ci dobrze zrobi, Andie.

- Zostaniesz ze mną? - zapytałam ostrożnie. Nie przyznałabym tego przed Harrym, ale potrzebowałam go w tamtej chwili najbardziej na świecie. Gdyby nie on, to pewnie wciąż waliłabym rękoma w ściany.

- Siedzisz na mnie, więc jak myślisz? - Uśmiechnął się, pstrykając mój nos. Wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi, pociągając nosem.

- Myślę, że od mojego ciężaru ścierpną ci nogi - odparłam.

- A ja myślę, że nie powinnaś się mną przejmować, tylko po prostu zamknąć oczy i spać - powiedział półszeptem, gładząc mnie swoją dłonią po plecach.

- Nie chcę spać. Chcę z tobą rozmawiać. - Uniosłam głowę, łącząc nasze spojrzenia. Wydęłam wargę, mrugając oczami.

- O czym chcesz rozmawiać? - zapytał, przechylając delikatnie głowę. Miał takie piękne oczy.

- Nie wiem. Mów o czymś, o czym lubisz mówić. - Wzruszyłam ramionami. Chciałam po prostu pobyć z nim jak najdłużej, bo nie wiedziałam, kiedy znowu się spotkamy i będziemy sobie tak blisko. Nie mogłam spać, mając przed sobą cały swój świat.

- Lubię mówić o pewnej osobie - zaczął, uśmiechając się i ukazując jeden dołeczek. - Ma na imię Andie i nie wiem, czy ją znasz, ale polubiłabyś ją.

Odwzajemniłam jego uśmiech. - To tak nie działa. Nie możesz mówić o mnie - zaznaczyłam, unosząc jedną brew.

- Ale lubię o tobie mówić, a kazałaś mi mówić o czymś, o czym lubię mówić. Spełniam twoje wymagania - sprzeciwił się i wzruszył ramionami. - Więc Andie ma 17 lat, ale za trochę więcej niż tydzień będzie obchodziła swoje osiemnaste urodziny. Mam nadzieję, że tego dnia będzie chodziła cały dzień uśmiechnięta. Ma taki piękny uśmiech. Nie powinien on nigdy opuszczać jej twarzy.

Słysząc jego słowa, nie dość że uniosłam do góry kąciki ust, to zrobiłam się cała czerwona. Nie tak powinna wyglądać relacja dwóch osób, które ze sobą zerwały. Wiedziałam, że Harry też był tego świadomy i wyczuwał moje onieśmielenie, ale nie chciałam, żeby przestawał. Miło było usłyszeć o samym sobie same dobre rzeczy.

- Andie ma dziwny kolor oczu. Nie zrozum mnie źle, ale nie mam pojęcia jakiego koloru są jej oczy. Z daleka wydają się być zielone, z bliska widzę w nich przebłyski niebieskiego, a tak naprawdę są chyba piwne. Nieważne jakie by były, mógłbym patrzeć w nie godzinami, chociażby dlatego, że są to właśnie jej oczy. Kiedy się śmieje, ukazują się w okół nich delikatne zmarszczki. Wygląda wtedy niesamowicie słodko i sprawia, że mam ochotę ją pocałować.

- Kocham w niej to, że nie daje sobą pomiatać. Jest silną kobietą i nie musi tego nikomu udowadniać, bo i tak wszyscy wiedzą, że tak jest, w momencie gdy ją zobaczą. Wystarczy, że powie jedno słowo, a każdy jest w stanie wyczuć przepływającą przez jej umysł inteligencję. Uwielbiam sposób w jaki mówi i dobiera słowa, nawet jeżeli nie jest to nic nadzwyczajnego, to w jej wykonaniu brzmi jak poezja. Nawet wtedy kiedy nazywa mnie dupkiem.

Roześmiałam się, przygryzając wargę. W tak krótkim czasie zdołał się pozbyć wszystkich moich łez. - To wszystko co mówisz, to prawda? Tak o mnie myślisz? - zapytałam nieśmiale.

Brunet przytaknął. - Oczywiście, że tak. Jak mógłbym myśleć inaczej? Mam przed sobą najpiękniejszą istotę na świecie.

- A Rea? - rzuciłam, zwężając usta w cienką linię.

- Co Rea? - Zmarszczył brwi.

- Ona też jest piękna?

- Nie w taki sposób jak ty. Ma ładną buzię, ale nic ciekawego do powiedzenia. Nie gustuję w takich kobietach. Gustuję jedynie w tobie.

- Jak możesz tak mówić, jeżeli ciągle z nią rozmawiasz? Przecież widzę, że się dogadujecie. Nie udawaj, że jest inaczej - powiedziałam stanowczo, chcąc wyjaśnić w końcu na czym stoimy.

- Ciągle mówimy o tym samym i nasze rozmowy z każdym spotkaniem czy też telefonem tracą na wartości. Po prostu chcę być uprzejmy, bo widocznie dziewczyna potrzebuje tych zwykłych, ludzkich rozmów. Przecież ona na codzień żyje tylko plotkami i zazdrością do innych - odparł, zaczesując za moje ucho kilka kosmyków włosów.

- I nie obchodzi cię to, że łamiesz mi swoją uprzejmością serce? Nie zauważasz tego, prawda? - zapytałam, a mój głos się zachwiał, chociaż właśnie tego chciałam uniknąć.

Harry spojrzał na mnie, otwierając usta i szybko je zamykając. Spuścił zawstydzony wzrok, widocznie nie wiedząc co powiedzieć.

- Tak myślałam - wyszeptałam i tak samo jak on odwróciłam wzrok. Będąc osobą najbliżej mnie, znając każdy mój skrawek, wciąż widział najmniej i nie ujrzał bólu, który mi sprawiał. Nie rozumiem, jak to mogło być możliwe. Wydawało mi się, że mnie zna i potrafi ze mnie czytać niczym z książki, ale tak wcale nie było. Widocznie miałam zbyt wysokie oczekiwania.

- Wiesz, co? - zaczęłam, a nasze spojrzenia się spotkały. - Chyba skorzystam z twojej propozycji i spróbuję zasnąć. Nie masz nic przeciwko?

- Nie, jasne, że nie. Możesz się nawet wiercić i chrapać, nie przeszkadza mi to - odparł z delikatnym uśmiechem na ustach. Przytaknęłam na słowa chłopaka i ułożyłam głowę na jego ramieniu. Przysunął moje ciało bliżej siebie i oplótł ponownie rękoma, a ja w krótkim czasie zdołałam zasnąć, chcąc uciec myślami od rzeczywistości.

liczba słów: 1147

Lumière // h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz