Will
Nie mogę uwierzyć, że ona naprawdę to zrobiła. Nie dociera to do mnie, ale fakty są niepodważalne. Nie wiem czemu, ale mimo, iż miałem dowody na tacy, to nie byłem w stanie uwierzyć, że ta delikatna dziewczyna byłaby w stanie wziąć coś.
Wyszedłem z Gregiem i chłopakami na piwo. Jutro mieliśmy odbyć ostatni trening przed zawodami, więc potrzebowaliśmy odreagować. Usiedliśmy w barze po drugiej stronie miasta. Naszym ulubionym miejscu z dala od wszystkiego.
- Will! Mówimy do ciebie!
- Co jest?- otrząsnąłem się z zamyślenia.
- Pytałem, co pijesz?
- Weź mi to, co zawsze- wskazałem ręką na piwo.
Chłopak zamówił każdemu po "napoju" i udaliśmy się na dwór, gdzie stało kilka stolików.
- Chłopaki, muszę wam coś wyznać- powiedział Carlos- Pobieramy się z Emily.
Sparaliżowało nas. To był dla nas szok!
- Że co?- wykrzyknął Carlos- Ty? O w cholerę. Biedna Emile- zaśmiał się Cameron, ale podszedł do kumpla i poklepał go po plecach.
Zrobiliśmy to samo. W naszej paczce nie było czasu na spory. Szczęście drugiego z nas, to jak nasze własne. Jak nigdzie nie było idealnie, ale te chłopaki, to jedna z najlepszych rzeczy jakie mnie spotkały. Każdy inny, ale rozumiemy się bez słów. Idioci jakich mało, ale za to póki co nie zawiodłem się na nich.
- Napijmy się za wasze szczęście- podniosłem butelkę- Carl, stary, bierz się w garść, trafiła ci się osoba, która dostrzegła w tobie nie tylko dziary i głupi uśmieszek. Nie spieprz tego!
- Nie wierzę, że nasz podrywacz został usidlony przez słodką Em- parsknął Simons.
Carlos był dwa lata starszy od nas, ale jak na mój gust zbyt szybko myślał o tak poważnej decyzji. W każdym razie, co by nie zrobił będę go wspierał jak tylko będę mógł. Mam nadzieję, że serce doradzi mu jak najlepiej i nie będzie żałował ani on ani Emily. Poznałem ją na ognisku i wydawała się spokojna i miła. Całkowite przeciwieństwo Carla. On wytatuowany, wyglądający na fightera, ona mała, delikatna dziewczyna w różowym sweterku. Cóż, widocznie przeciwieństwa się przyciągają.
- No, a najlepsze jest to, że kilka razy wracali do siebie i rozstawali. Myślałem już, że to koniec, a ty mi wyskakujesz ze ślubem, kuzynie- parsknął śmiechem Greg.
- Dobra, starczy tych pierdoł- powiedział Carlos- powiedzcie lepiej jak u was sprawy sercowe. O mnie już wiecie, teraz chcę usłyszeć jak wy sobie radzicie- wywyższał się jak zwykle.
- Ja żyję nie dla jednej kobiety. Potrzebuję pełnej paki- zarechotał Cameron- a nie związku. Chcę szaleć, bawić się i zdobywać! Cały ja!- błysnął jak model z reklamy.
Greg pod pretekstem pójścia do toalety zostawił nas. Spryciarz! Czyżby miał coś do ukrycia?
- A ty Will? Jak tam Margo?
- Nie ma i nie będzie Margo- uciąłem.
- Jak to? Przecież lata za tobą...
- Trudno, nie podzielam jej zachowania. Nie ma na co liczyć. Jej sprawa, że się narzuca- warknąłem.
- Masz kogoś innego na oku, tak? Może tą ładną blondynkę od White?- mrugnął znacząco Cameron.
- Idiota- walnąłem go po głowie- Czy od razu, kiedy z kimś się rozmawia musisz wciskać kit o związku?
- Nie, ale znajomy chyba, nie tańczy z tobą na balu, jak w pieprzonym romantyku, nie nosi na rękach i odprowadza do domu, nie pożera wzrokiem i nie szuka pretekstu do spotkań. Will, stary, znamy się nie od dziś, wiem kiedy świrujesz.
- Widocznie tym razem twoje wyczucie cię zmyliło, bo się mylisz- wysiliłem się na uśmieszek- Zmieńmy temat. To miał być męski wypad, a póki co gadamy o damskiej części.
- Szybka zmiana tematu- zarechotał Carlos- coś jest na rzeczy, ale masz rację. To męski wypad na piwo. Od teraz koniec pogaduszek o tych diabelskich stworzeniach. Prędzej czy później sam nam powiesz.
Zaśmiałem się.
- Co wy na to, żebyśmy skoczyli na plażę?- zaproponował Greg, który wrócił, susząc ręce o spodnie.
- Jestem za- wstałem z miejsca dopijając piwo.
Chłopaki nie mieli nic przeciwko.
---
Usadowiliśmy się na ławce, gdzie zbiegały się ścieżki prowadzące na plażę. Zdarzało się, że spotykali się tutaj młodzi, żeby się napić albo zapalić. Teraz o dziwo było cicho i bezosobowo. Tylko my, szumiące morze i brzdęk butelek, które po drodze kupiliśmy w sklepie. Siedziałem na oparciu ławki, opierając nogi o miejsce do siedzenia. Obok mnie siedział Carl. Reszta stała.
Było cicho, do czasu.
Do czasu, aż z plaży nie wyszła grupka chłopaków. Szli chwiejnie. Widząc nas zatrzymali się i spojrzeli po sobie. Ruszyli w naszą stronę z minami, jakby zobaczyli skrzynkę piwa. Przechodzili obok nas. Niby spokojnie. Nie zwracaliśmy na nich uwagę, póki jeden z nich nie walnął z bara Grega. Wstałem z miejsca.
- Może tak ostrożniej?
Chłopak zatrzymał się z uśmieszkiem.
- Może tak przymkniesz ryj?- wybełkotał.
Podszedłem do niego. Pijanych nie tykam, ale on wyraźnie przesadzał. Szukał zaczepki, a ja po piwie nie obiecywałem, że się powstrzymam.
Złapałem go za ramię i pchnąłem w kierunku kolegów, którzy z boku przyglądali się wszystkiemu. Było ich czterech.
- Zmiataj do domu, zanim narobisz sobie problemów.
Chłopak wzburzony moją reakcją obrócił się i wymierzył mi cios w nos. Upadłem na ziemię i złapałem za krwawiący nos.
Pieprzony palant!
Wstałem i rzuciłem się na gościa. Usłyszałem jak chłopaki rzucają się ku nam.
- Will- krzyknął Greg- Daj spokój.
- Will- warknął Carl.
- Zostaw go! Jest pijany- dorzucił Cameron.
Simons próbował mnie chwycić i odciągnąć.
Ja jednak nie zamierzałem ustępować. On szukał zaczepki. Nie ja. On zaczął. Nie ja. On dostanie wpierdziel. Nie ja.
Zanim zdążyłem się powstrzymać, leżeliśmy na ziemi okładając się pięściami. Później samo wyszło, że moi kumple chcąc mnie bronić zaczęli utarczkę z grupką zakapturzonym gości.
Nawiązała się bójka.
CZYTASZ
Pozory Mylą...
Dla nastolatkówW świecie pełnym nienawiści ciągle musimy mieć nadzieję. W świecie pełnym zła, wciąż musimy być odporni. W świecie pełnym rozpaczy, nadal musimy mieć odwagę. W świecie zanurzonym w nieufności, my ciągle musimy mieć siłę, by wierzyć. To w...