4

2.8K 105 46
                                    

Wychodzę z budynku. Przystaję na szczycie schodów i spoglądam w niebo pozbawione chmur. Jak ja lubię taką pogodę. Wzdycham cicho, spoglądając na zegarek w telefonie. Dobrze, że dzisiaj mam zajęcia tylko do południa, bo bym chyba zwariowała, siedząc tu dłużej. Schodzę powoli ze schodów, a mój wzrok zatrzymuję się na samochodzie, o który opiera się piłkarz. Uśmiecha się szeroko, gdy tylko dostrzega, że na niego patrzę.

-Cholera.- Mruczę, odwracając się w innym kierunku. Ile razy mam powtarzać, że nigdzie z nimi nie jadę, a tym bardziej na mecz?

-Ciumek Junior!- Krzyczy.- Wracaj!- Ludzie odwracają się w stronę tego idioty, a ja wywracam oczami, ale mimo wszystko odwracam się.- Jedziesz ze mną. Rozkaz Roberta.

-Nigdzie z tobą nie jadę! Jeszcze mnie porwiesz i zgwałcisz po drodzę, jak przystało na kryminalistę!- Mężczyzna wzdycha cicho.

-Melka, nie czytałaś Wikipedii? To była afera korupcyjna.- Wyszczerzam szeroko oczy.

-Serio?- Piszczek wybucha śmiechem.

-Jak ty tą Wikipedie czytasz?

-Zamilcz.- Marszczę nos.- Jak już tu jesteś, to podwieziesz mnie do domu.- Pakuję się do samochodu i zapinam pas, a po chwili Piszczek siada za kierownicą i odpala, jednocześnie zamykając samochód od środka. Spoglądam na niego niepewnie.

-Obiecuję cię nie zgwałcić.- Mówi, wyjeżdżając na drogę. Szarpię klamkę, ale na marne. Mrugam szybko powiekami, próbując zrozumieć co się tu dzieje.

-Łukasz, co ty robisz? Wypuść mnie!- Uderzam go w ramię, ale mężczyzna całkowicie to ignoruje, no może nie całkowicie, ale jednak.

-Melka, chcesz, żebym wypadek spowodował?- Rzuca mi krótkie, ale karcące spojrzenie, więc uspokajam się., przynajmniej na chwilę.- Nic ci nie zrobię. Za kogo mnie masz?- Śmieje się cicho, po czym poważnieje.- A no tak, za kryminalistę. Jak mógłbym zapomnieć.- Klepie się z otwartej dłoni w czoło.

-Ale podwieziesz mnie do domu?- Mruczę.

-Nie. Mam zlecenie od Lewego dostarczyć cię na lotnisko.- Szczerzy się.

-Hej, Pieczara, mam plan.- Rozluźniam się. Skoro to Ciumek wysłał Piszczka po mnie, to chyba rzeczywiście nic mi nie grozi.- Podrzuć mnie do mieszkania, a jakby Ciumol pytał, to ci uciekłam.- Uśmiecham się. To genialny pomysł.

-Niestety, zaliczka za twoje ciało już wpłynęła na moje konto. Nie mogę zawieść zaufania zleceniodawcy.- Na jego twarzy pojawia się uśmiech psychopaty, a mój znika.- Robert tak naprawdę o niczym nie wie, więc nawet nie będzie mnie podejrzewać.- Otwieram szeroko oczy.- Teraz w zasadzie to już nieważne czy będziesz znać prawdę, czy też nie. W końcu i tam mam cię zabić.

O Boże, o Boże. Melka, oddychaj. Zneutralizujesz go jak wyjdzie z samochodu. Przecież w takim drogim wozie cię nie zabije. Biorę głęboki wdech. A co jeśli tu mnie załatwi? Przecież on musi zarabiać miliardy odbijając sobie tą głupią piłeczką. W dodatku sam przyznał się do korupcji i jest prywatnym zabójcą!

-Mela, czy ty oddychasz?- Spoglądam niepewnie na niego, a że stoimy na światłach, uderzam go moim zeszytem z notatkami z wykładów.- Cholera! Mela, pogięło cię?!- Znów szarpię za klamkę, ale z marnym skutkiem.- Uspokój się, bo serio nie dożyjesz wieczoru.- Opadam głęboko w fotel, obmyślając kolejny plan ucieczki, ale po kilkudziesięciu minutach i kolejnych, nieudanych próbach, zatrzymujemy się na wielkim parkingu podziemnym. Dłoń Łukasza kieruję się ku klamce, by odblokować samochód, ale w ostatniej chwili wycofuje się. Cholera! Mężczyzna spogląda na mnie i wyciąga z kieszeni telefon, a po chwili przykłada go do ucha.

-No, jestem już na parkingu.- Rozmówca coś odpowiada, ale nie rozumiem jego słów.- Ona jest szalona! Zaatakowała mnie.- Wywracam oczami, to moja okazja. Piłkarz po raz kolejny obrywa zeszytem.- Melka!- Mrozi mnie spojrzeniem.- Pomocy. Jak ktoś tu się zaraz nie zjawi to albo mnie zabije, albo ucieknie. Stoję na minus pierwszy piętrze, miejsce 110. Tylko szybko.- Rozłącza się.

-Wypuść mnie, świrze!- Krzyczę, ale ten mnie ignoruje, podobnie jak moje uderzenia w jego ciało. Jedyne co robi, to wzdycha, opierając się głową o kierownice. Aż nagle ktoś puka w moją szybę. Podskakuję ze strachu, spoglądając na prawdopodobnego zleceniodawcę i dostrzegam, że tym kimś jest Milik. Piszczek wkłada kluczyki do stacyjki i odsuwa lekko okno z mojej strony.

-Arek, ja otworzę drzwi, a ty ją łap.- Zamyka je z powrotem i odblokowuje drzwi, a ja zgodnie z jego oczekiwaniami próbuje uciec. Jednak nie udaję mi się to przez silne ramiona, oplatające mnie w pasie.

-Hej, Mela, dlaczego uciekasz?- Pyta, a ja z całej siły staję na jego stopie.- Ał! Zwariowałaś?

-Puść mnie!- Krzyczę, jednak jesteśmy tu sami, mimo wielu samochodów.

-Mela, przecież nic ci nie zrobię. Na mecz tylko lecimy.- Mężczyzna odwraca mnie twarzą do siebie i przygląda ze zmarszczonymi brwiami, a ja uspokajam się.

-Na mecz?- Pytam.

-No tak. A co myślałaś?- Spoglądam niepewnie na Pieczarę, wysiadającą z samochodu.- Co on ci nagadał?- Odgarnia mi włosy z twarzy.- Spokojnie. Przy mnie nic ci nie grozi.- Puszcza mnie. Niepewnie, ale puszcza.- Widzisz, nic ci nie zrobię.- Wystawia dłonie w geście poddania się.

-Ale...- Zaczynam.- Na pewno?

-Na pewno. Jesteśmy na lotnisku. W środku czeka Robert. Lecimy do Nicei na mecz z Irlandią Północną, który gramy o 18.- Przejeżdża dłonią po moim policzku.- Wierzysz mi?- Kiwam lekko głową.

-A Misiek też leci?- Pytam cicho, a ten spogląda niepewnie na Piszczka.

-Leci. W zasadzie już rano poleciał, ale obiecuję ci, że na miejscu nie zamienisz z nim nawet słowa. Ja się o to postaram. I nawet gola strzelę. Specjalnie dla ciebie.

-Aruś, lepiej nie obiecuj niemożliwego. Ty nawet w pustą bramkę nie trafisz.- Obok nas pojawia się Łukasz, a ja nagle się cała spinam.

-Cicho.- Syczy.- I odejdź, tak z pięć metrów najlepiej.- Starszy piłkarz przesuwa się.- Możemy iść? Już na nas czekają.- Kiwam głową potwierdzając. Jakoś przy Arku czuję się bezpiecznie. Przechodzimy do budynku, który naprawdę jest lotniskiem. Mężczyzna prowadzi mnie w kierunku krzesełek, gdzie siedzi reszta piłkarzy, a nad nimi stoi Robert i wymachuje rękami, zapewne coś opowiadając. Zrywam się biegiem i po chwili stoję wtulona w brata.

-Cześć, Mela.- Całuje mnie we włosy.- Dlaczego biłaś Piszczka?

-A po co go po mnie wysłałeś?- Tym razem to Lewandowskiemu się obrywa.- Przecież mówiłam, że nie idę na żaden mecz.

-A ja ci mówiłem, że nie masz wyboru.- Odzywa się Błaszczykowski. Spoglądam na niego, będąc ciągle wtulona w brata.

-Nie lubię was.- Komentuję.- Gdzie Anka?

-Wczoraj wieczorem z resztą dziewczyn poleciała, bo chciały jeszcze wybrać się na plażę i zakupy.- Nagle obok nas pojawia się jakiś koleś w okularach z kamerą, ubrany tak samo jak reszta.

-Lewy, powiedz, to oficjalny romans? Zdradzasz Anię?- Wypytuje, a ja się krzywię, odrywając się od mężczyzny.

-Wiśnia, co ty gadasz? To moja młodsza siostra.- Kapitan strzela sobie w twarz z otwartej dłoni.- Mela, poznaj Łukasza Wiśniowskiego. Wiśnia, to Melania.- Mężczyzna wystawia w moim kierunku dłoń, więc ją chwytam.

-Wiśniewski? Ten od piosenki "A wszystko to, bo ciebie kocham"?- Facet patrzy na mnie jak na idiotkę, a siedzący najbliżej wybuchają śmiechem.- No co?

-Melka, ty to jednak blondynką powinnaś być.- Mruczy mój brat.- To jest Wiśniowski, tamten Wiśniewski. To Łukasz, tamten Michał. Kapujesz?- Ponownie spoglądam na tego w okularach, który mimo wszystko ciągle kameruje.

-A już myślałam, że poznałam kogoś sławnego

POŁĄCZENI PIŁKĄOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz