17

1.8K 80 9
                                    

Od ponad dwóch godzin czytam jakąś książkę na zajęcia, gdy do mojego pokoju wpada Vincent z szerokim uśmiechem na twarzy. Zwala się na moje łóżka, prawie mnie przy tym przygniatając.

-Wynoś się, ja się uczę!- Próbuję go zepchnąć stopami, ale po prostu łapie moje nogi i przekłada je.

-Musimy sobie poważnie porozmawiać.- Zamyka moją książkę i zeszyt z notatkami z wykładów, a ja jęczę cicho, bo nie mam pojęcia, na której stronie się znajduję.

-Ale...- Zaczynam, za co obrywa mi się w głowę.- Vincent!- Sięgam po podręcznik, który przed chwilą wylądował na moich włosach, ale brunet chowa go za plecami.- Mam za tydzień egzamin! Daj mi się uczyć!- Krzyczę, a ten jedynie wystawia mi język.

-Oddam jeśli ze mną porozmawiasz.- Uśmiecha się wesoło, chociaż mi do śmiechu nie jest.

-To o czym chcesz rozmawiać?- Wzdycham, poddając się. Opadam na poduszkę i przymykam powieki.

-O twojej nowej miłości.- Uchylam jedno oko i spoglądam na chłopaka.

-Naprawdę chcesz teraz o tym rozmawiać?- Ten potwierdza, kiwając głową.- To co chcesz wiedzieć?- Z powrotem zamykam oczy.

-No wiesz, to tak na poważnie?- Wyczuwam w jego głosie zaciekawienie. No tak, Vincent Victor to największa plotkara na tym świecie. Jak mogłabym o tym zapomnieć.

-Vinnie, znam Arka całe dwa tygodnie, a tydzień temu się pocałowaliśmy. Nasz "związek" trwa od tygodnia. Chociaż tak właściwie nawet razem nie jesteśmy. Na tym poziomie nie mogę ci powiedzieć czy to na poważnie.

-Ale od tego waszego pocałunku, całujecie się cały czas!- Uśmiecham się lekko, przypominając sobie słodkie usta Milika.

-Ja nic o nim tak naprawdę nie wiem. A poza tym jest piłkarzem.- Kończąc wypowiadanie tego zdania, przypominam sobie co obiecałam kiedyś Kubusiowi. Że nie będę patrzeć na Arka tak jak na innych piłkarzy. Tyle, że ja ostatnio ich nawet polubiłam.

-No i co z tego? A ty uczysz judo.- Wzdycham cicho. On nigdy nie zrozumiał mojej niechęci do piłkarzy, chociaż ja sama jej nie rozumiem. Przecież ojciec też nim był i wtedy mi to nie przeszkadzało. Nawet w Niemczech jakoś ich znosiłam. To chyba w momencie wyjazdu do Francji obiecałam sobie, że dam sobie spokój z tymi konkretnie sportowcami. I jak zwykle się zbuntowałam. Kurczę, własne zasady nawet łamię.- Melka, żyj!- Chłopak macha mi ręką przed oczami.- Odleciałaś.- Oznajmia, gdy uderzam go w dłoń.

-Wiem. Musisz zrozumieć, że mój "związek" z Arkiem nie ma sensu. W końcu ich przygoda na Euro się skończy i wyjadą.- Mówię, chociaż w głębi serca nie chcę, żeby wyjeżdżali. Za bardzo się do nich przywiązałam i to jest właśnie mój największy minus. Nawet nie to, że często marudzę, tylko to, że za szybko przywiązuję się do ludzi.

-A co ze Skype?- Pyta.- Przecież możecie codziennie rozmawiać.- Spoglądam na niego trochę kpiącym spojrzeniem.- Mel, obiecaj, że zrobisz wszystko, żeby wasz niby związek przeżył.- Unoszę prawą brew w górę. Ostatnio coś dużo osób wymusza na mnie obietnice i to związane z Milikiem.- Przecież widzę jaka jesteś szczęśliwa, gdy się z nim spotykasz, więc robię to dla twojego dobra.

-No dobra, obiecuję.- Vincent nawet nie próbuje ukryć zadowolenia z wygranej. Po wybuchu radości podnosi się z mojego łóżka i oddaje mój podręcznik.

-Już cię nie męczę. Ucz się dalej, kujonie.- Szczerzy się jak szczur na widok oczyszczalni ścieków, a ja marszczę brwi.

-Myślałam, że zdążyłeś mnie poznać na tyle, żeby wiedzieć, że określenie kujon nawet w najmniejszym stopniu do mnie nie pasuje.- Rzucam.


POŁĄCZENI PIŁKĄOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz