70

1.5K 72 19
                                    

Francuski
Angielski

***

Opieram głowę na dłoniach, wpatrując się w ścianę. Powoli mam dość wszystkiego. Nie dość, że nie umiem skończyć jednej pracy magisterskiej, tak druga ciągnie mi się jeszcze gorzej. Do dupy to wszystko i tyle. Znaczy, w zasadzie obie już kończę, ale i tak mój humor osiągnął poziom poniżej zera i ciągle spada.

Moja największa motywacja właśnie teraz też poszła się kopać, bo przez ostatnie dwa tygodnie nie ruszyłam włoskiego, zajęta ostatnią prostą na studiach.

Opadam na oparcie fotela i kieruję wzrok na dwa bilety na mecz za kilka dni. Myślałam, że zdobycie go będzie trudniejsze, w końcu to Liga Mistrzów i w dodatku gra Real Madryt, ale podziałało chyba to, że wypada akurat w walentynki. Właściwie to zdobycie tych biletów kosztowało mnie tylko jeden telefon, tak to jest jak ma się znajomości w Paris Saint-German, z którym Cristiano Ronaldo i jego ekipa zmierzy się za niecały tydzień.

Uśmiecham się lekko, bo z okazji Walentynek w Paryżu pojawi się jeszcze ktoś, a mianowicie mój Aruś, który stwierdził, że Paryż jest w końcu miastem miłości, więc to on do mnie przyleci.

Moje przemyślenia kończą się w momencie, gdy drzwi do mojego pokoju się otwierają, a do środka zagląda Vincent. Zamyka za sobą, po czym rzuca się na moje łóżko. Wywracam oczami, a zaraz potem przekręcam się na fotelu w jego stronę.

- Co znowu? - pytam.

- Leo poszedł z Kotem na spacer. - Uśmiecham się pod nosem, słysząc wymowę Francuza.

- Więc dlaczego nie poszedłeś z nim? - Przez moment obkręcam się dookoła własnej osi.

- Bo zimno jest i ciemno. - Wzrusza ramionami.

- A mi kazaliście chodzić jak było jeszcze zimniej. - mruczę.

- Nie narzekaj. - Celuje we mnie palcem. - Wiem, że uwielbiasz tego psiaka najbardziej na świecie. - Chłopak pociąga sobie moją poduszkę z podobizną Milika pod głowę. - Nie wiem co mam dać Leonowi na walentynki. - wzdycha, a jego wzrok kieruje się na moje bilety. - Może, wiesz… - zaczyna.

- Nie! Ile razy mam ci odmawiać, patafianie, żebyś zrozumiał? - wołam. - Jak je załatwiałam, to pytałam czy chcesz, ale odmówiłeś. Teraz za późno.

- Ale, Melka… - jęczy. - Ty i piłka? To nie idzie w parze… Nawet ty i piłkarz nie pasuje zbytnio, chociaż, o dziwo, przejdzie. - mruczy.

- Widzisz? Jak to przejdzie, to i mecz przejdzie. Jeśli zamierzasz mnie męczyć tym, to spadaj.

*

Rozglądam się za znajomą twarzą w tłumie ludzi, wychodzących przez duże drzwi, ale nigdzie nie dostrzegam tego mojego jedynego.

Ściskam w dłoniach mocniej kartkę i modlę się, żeby nie było tu żadnego Polaka, który zrozumiałby, co jest na niej napisane.

Jeszcze raz przejeżdżam wzrokiem po tłumie i aż podskakuję z radości, widząc piłkarza, który z nieszczęśliwą miną idzie za wlekącą się grupką. W końcu wyprzedza ich i zatrzymuje się, rozgląda się dookoła, a ja wystawiam papier nad głowę. Na twarzy Arkadiusza pojawia się szeroki, rozbawiony uśmiech, gdy rusza w moim kierunku. Po chwili już obejmuję go za szyję, a ten unosi mnie w górę, przytulając mocno.

- Trafiłem, skarbie, jesteś dumna? - pyta, cmokając mnie najpierw w czoło, potem w nos i na końcu w usta.

- Bardzo, mój zezku. - Przekładam dłonie na jego policzki i unosze się na palcach, całując go. Moment później opadam na całe stopy i rozglądam się za kartką, która upadła gdzieś w między czasie. Podnoszę ją, składam i łapię za rękę mojego chłopaka.

POŁĄCZENI PIŁKĄOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz