Mecz kończy się totalną porażką dla naszej reprezentacji, a ja spoglądam zgromadzony w jadalni tłum. To niesamowite, że taki sport łączy tyle osób, które przyjechały tu w głównej mierze dla Ani i jej treningów.
Spoglądam na kobietę, która siedzi obok mnie z trochę posępnym humorze, zresztą nie ma tu nikogo wesołego. Już nie. Jeszcze przed przerwą naprawdę liczyliśmy na wygraną. No cóż, czasem tak się zdarza, że nie wszystko idzie po naszej myśli.
Tłum zaczyna powoli wychodzić z pomieszczenia, wracając do swoich pokoi, życząc nam dobrej nocy, aż w końcu zostaję tu tylko z Lewandowską, jej najbliższymi współpracownikami, którzy są również jej przyjaciółmi i małą Klarcią, śpiącą, wtuloną w moje ciało.
Przez te kilka dni, które już tu spędziłam, dziewczynka dość bardzo się do mnie przywiązała, chociaż Ania też spędzała z nią dużo czasu, zabierając nas obie na treningi. Może nie brałam aż tak czynnego udziału w zajęciach mojej bratowej i jej znajomych, ale też nieźle się tu bawię, bo Klarcia jest chyba najgrzeczniejszym dzieckiem na świecie, a wcześniej myślałam, że to Leon jest na podium.
- Idź spać, Ania . - odzywa się Ola.
- No właśnie. Nie wyszło im i tyle. Każdemu się zdarza. - dodaje Kuba. - Jutro będzie lepszy dzień.
- Ten mecz był w Danii, prawda? - dopytuje Katrin.
- Tak, gdyby był w Polsce, to pewnie byśmy z Melcią pojechały. - mruczy trenerka, a jej humor ciągle jest daleki od tego zwyczajnego optymizmu, którym wręcz zaraża na co dzień. - Ale chyba w nocy wracają. - Kobieta spogląda na mnie, a ja potwierdzam delikatnym kiwnięciem głowy.
- Przed czwartą mają wylądować. - dodaję, ciągle analizując mój pomysł, który zaświtał wraz z widokiem posępnych piłkarzy, schodzących z boiska. Przydałby im się chyba ktoś, kto by ich rozweselił, a ja nawet znam taką osobę.
- Mały Robercie - zaczyna Kuba, wpatrując się we mnie z uwagą. - dlaczego mam wrażenie, że wpadłaś na jakiś zaczepisty pomysł? - Wykrzywiam usta w szeroki uśmiech, pokazując tym samym zęby.
- Naszej reprezentacji chyba potrzeba łaskotek. - oznajmiam.
***
Wsiadam do samochodu, należącego do Oli, która z obozu ma wrócić z Kubą i na siedzeniu pasażera odkładam torbę-szmaciankę, wypełnioną smakowitymi wypiekami z obozowej kuchni. Co prawda są one pozbawione glutenu, ale to ciągle jest słodkie, a to w tym momencie liczy się najbardziej. Spoglądam na ekipę pożegnalną, która stoi nade mną.
- No, sio, dam sobie radę. Jestem dużą dziewczynką. - Macham dłonią, odpędzając ich.
- Czy ja wiem? Ja ciągle pamiętam cię z Dortmundu. - wzdycha Kuba, po raz chyba setny w ciągu tych kilku dni. - Ciągle nie wierzę, że tak wyrosłaś, no i wypiękniałaś, mały Robercie. Gdyby nie to, że już masz chłopaka, to bym się za ciebie brał. - Puszcza mi oczko, a ja śmieję się cicho, uderzając głową w kierownicę.
- Czarusiu, spadaj. Ja bym cię nie chciała. - Wystawiam w jego kierunku język. - Za stary na mnie jesteś. - dodaję.
- Meluś, tylko uważaj na drodze. - Lewandowska odpycha swojego przyjaciela od drzwi auta i zajmuje jego miejsce. - Jak tylko zachce ci się spać, to nawet się nie zastanawiaj, tylko zjedź gdzieś i się prześpij. - instruuje mnie zmartwionym głosem. - Albo najlepiej, zostań tutaj. Pojedziesz z samego rana. - Robi proszącą minę, a ja wysiadam i wtulam się w jej ciało.
- Nie martw się tak o mnie. - Cmokam ją w policzek, a w jej oczach dostrzegam łzy. - Jestem już dużą dziewczynką.
- Ja wiem, ale boję się o ciebie. - Pociąga nosem. - Chyba nie zasnę, dopóki nie dojedziesz na miejsce. - dodaje, a ja ponownie zamykam ją w moich ramionach.
CZYTASZ
POŁĄCZENI PIŁKĄ
FanficMelania od kilku lat mieszka we Francji. Jej życie zmienia się, gdy pewnego dnia idzie do hotelu, w którym mieszka Reprezentacja Polski w piłce nożnej, aby spotkać się z Robertem Lewandowskim. Nowy rozdział w każdą środę!