58

1.4K 69 21
                                    

Podnoszę się na palcach, starając się wypatrzeć w tłumie ludzi mamę. W końcu ją dostrzegam. Podchodzę do niej, cmokam ją w policzek, po czym odbieram jej walizkę i z automatu odwracam się, zmierzając w kierunku wyjścia. Po chwili jednak odwracam się, spodziewając się zastać ją za sobą, ale ta stoi w miejscu, w którym ją zostawiłam. Wzdycham cicho, zawracając. Zatrzymuję się przed kobietą.

- Cześć, mamuś. - Otwieram ramiona i zamykam ją w nich.

- Córuś, co z tobą? Jak ty matkę witasz, co? - Odsuwa mnie na długość ramion.

- Przepraszam, ale obiecałam Leonowi, że zwrócę mu samochód w ciągu dwóch godzin. - Wywracam oczami. - A muszę go jeszcze zatankować.

- No to trzeba było tak od razu. - Teraz to “pani Iwonka”, jak każdy ją nazywa, rusza przed siebie, ciągnąc mnie za rękę. Przez kilka minut idziemy w ciszy, którą przerywa dopiero przy samochodzie mojego przyjaciela. - Tęskniłam za tobą, Meluś. - Uśmiecham się, znów lądując w ramionach mamy.

- Ja za tobą też, mamuś, ale chyba serio musimy jechać. - Wsiadamy do samochodu i po chwili jesteśmy już na drodze.

- Jak podróż ze Stanów? W ogóle musisz mi opowiedzieć jak było. - Uśmiecham się lekko, bo mój pobyt z tygodnia, za sprawą Arkadiusza zmienił się na dwa tygodnie.

- Szybko zleciało. - odpowiadam krótko.

- Mam nadzieję, że Arek został w Paryżu. Dawno go nie widziałam.

- Przylecieliśmy do Paryża i Milik od razu miał samolot do Neapolu. - tłumaczę. - Mecz miał dzisiaj. - dodaję.

- No to jest jakieś usprawiedliwienie. A teraz opowiadaj jak w tych Stanach. Co zwiedzaliście?

- W domu ci zdjęcia pokażę, ale spacerowaliśmy po Nowym Jorku, byliśmy na Florydzie, poszliśmy do zoo. - wymieniam, jednocześnie zmieniając pas ruchu.

***

Siadam na stołku barowym i odkładam głowę na ladzie. Przez moment siedzę tak, dopóki nie dociera do mnie śmiech Leona. Prostuję się, mierząc go morderczym spojrzeniem.

- Mało śmieszne. - komentuję, jednocześnie spoglądając przez ramię na mamę, która siedzi na jednej z kanap i macha w naszym kierunku z uśmiechem na ustach. Odmachuję jej, podobnie jak Włoch.

- No, ale przecież pani Iwonka jest taka cudowna. - mówi i o dziwo poprawnie wypowiada imię kobiety. Cholercia, chwała mojej mamy rozprzestrzenia się już nie tylko wśród reprezentacji, ale i wśród moich francuskich przyjaciół.

- Facet, to jutro ty ją oprowadzasz, a ja zostanę w barze, stoi? - Mężczyzna gwałtownie przeczy ruchem głowy. - No właśnie. Mam dość. - Znów opadam na twarzą na ladę, a Włoch głaska mnie po włosach.

- Rozmawiałem z Vincentem i nocuje dzisiaj u mnie, więc jak chcesz, to twoja mama może zająć jego pokój, albo twój, a ty prześpisz się u Vina. - mówi, a ja znów unoszę głowę.

- Chwała ci za to. Chyba nie wytrzymałabym z nią jeszcze nocy. - wzdycham, a na stołek obok mnie opada mój drugi przyjaciel.

- Siemka. Co tam? Już zamordowałaś Panią Iwonkę? - Mrugam szybko powiekami, a ten nachyla się i cmoka mnie w policzek, a moment później robi to samo ze swoim chłopakiem.

- Siedzi na kanapach i nawet nie waż się odwracać, jasne? - syczę, ale ten jak na złość odchyla głowę do tyłu i macha kobiecie. - Idiota. - komentuję.

- Też cię kocham i właśnie, Celia do mnie dzwoniła. - Otwieram szeroko oczy. - Pytała czy już wróciłaś ze Stanów.

- Cholerka. Mam nadzieję, że jej nakłamałeś. - Po szerokim uśmiechu chłopaka, jestem w stanie stwierdzić, że jednak ten dzień może być jeszcze gorszy. - Nienawidzę cię. Fatalna z ciebie psiapsióła. Dupna po prostu. Od kiedy ona ma do ciebie w ogóle numer, co? Często tak do siebie dzwonicie?

POŁĄCZENI PIŁKĄOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz