28

1.7K 76 10
                                    

Inny język

Inny język w rozmowie przez telefon

-----------------------------------------------

Przyglądam się całej reprezentacji, która za moment zniknie mi z oczu i niektórych może już nigdy nie zobaczę. Biorę głęboki wdech, bo wiem, że za moment muszą już iść.

-Chyba pora się pożegnać.- Mruczę do mężczyzn stojących przede mną, a mnie w swoich ramionach zamyka Michał.

-Będę za tobą tęsknić, Mela.- Mówi, a reszta wybucha śmiechem.- Śmiejcie się, śmiejcie.- Odwraca się, cały czas mnie tuląc.- Zaraz będziecie to samo mówić.

-Ja za tobą też będę tęsknić łysy, rudy Michale.- Szepcze, tak żeby tylko on mógł to usłyszeć. Ten mnie puszcza, ale obejmuje mnie Krychowiak, co jest co najmniej dziwne.

-Mela, nie martw się, jak tylko przeprowadzę się do Paryża, będę regularnie wpadać na pierogi!- Wrzeszczy, a ja dostrzegam na czole bratowej zmarszczkę, która pojawia się jak ta się zastanawia.- Nigdy nie jadłem lepszych i obiecuję, że już nigdy nawet nie spróbuję cię potrącić!

-Jakie pierogi?- Pada pytanie z ust Anki, a ja reaguję od razu, odpychając Grześka.

-Arek kiedyś mnie poprosił, ale zanim do mnie dotarł, wpadł na Grześka i Wojtka.- Wskazuję na bramkarza.

-Ktoś jeszcze był?- Rzuca trener, a Pieczara i Quki unoszą dłonie w górę, ale mój brat nawet nie drgnie. Zastanawiam się czy bardziej boi się  trenera czy swojej żony.

-A ty?- Kobieta jest nieustępliwa, ale przynajmniej zwraca się do męża.

-No...- Zaczyna niepewnie, a ja wiem, że zaraz się wygada.

-Chyba nikt go nie zaprosił.- Odzywam się, pomagając mu wyjść z trudnej dla niego sytuacji.

-Podobnie jak mnie.- Rzuca trener, mrużąc oczy, ale ciągle się w nas wpatrując.

-Teraz nie pora na wypominki.- Rzuca Wojtek.- Następnym razem zaprosimy trenera.- Zamyka ten temat, po czym odpycha Krychowiaka z mojego otoczenia.- Teraz na mnie kolej.- Zamyka mnie w swoich ramionach, a ja wstrzymuję oddech, będąc przyciśnięta do jego torsu- Bardzo będę za tobą tęsknić, Melka.- Cmoka mnie w czubek głowy, zapewne musząc się schylić, jak przystało na olbrzyma.

-Szczena, puść ją.- Odzywa się mój brat.- Robi się już sina, a ty Mel, oddychaj, bo zaraz się udusisz.- Wypuszczam powietrze z ust z głośnym świstem, a Wojciech puszcza mnie.- Meluś, trzymaj się, słońce i przyjedź do nas w końcu do Monachium.- Tym razem dostaję leciutkiego przytulasa od Ciumka, a następnie od jego żony.

-Musisz koniecznie nas odwiedzić.- Dodaje kobieta, cmokając mnie w policzek.

-Nie obiecuję, ale może w końcu się pojawię.- Odpowiadam, chcąc dać im chociaż nadzieję.

-Jak do nich przyjedziesz, to i mnie musisz odwiedzić.- Odzywa się Piszczek.

-O w życiu do ciebie nie przyjadę. Po moim trupie!

-Melka, przypominam, że po pierwsze wróciłaś do hotelu i po drugie, na bramkę, grając ze mną.- Przypomina Milik, który do tej pory stał oparty o barierkę. Mrożę go wzrokiem, a ten tylko śmieje się cicho.

Przyjmuję ostatnie przytulasy od Qukiego, który również zaprasza mnie do siebie, od Pieczary, od którego broniłam się jak tylko mogłam, reszty reprezentacji (w tym szczególnie od Jędzy, który przez całą drogę na lotnisko opowiadał mi suchary) nawet od Nawałki, aż w końcu Arkadiusz łapię mnie za rękę i ciągnie trochę dalej, żeby sprawić choć pozory prywatności.

-Będę za tobą bardzo, bardzo, bardzo tęsknić.- Mówi, uśmiechając się smutno, jednocześnie przyciągając mnie do swojej klatki piersiowej.

-Ja też.- Mruczę, pewnie ostatni raz wdychając jego zapach. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, że w jego ramionach czułam się bezpieczna, dopiero teraz gdy już brakuje nadziei, że jeszcze tu trafię, zaczynam zastanawiać się czy jeszcze gdzieś będzie mi tak dobrze.- Napisz jak tylko wylądujecie.

-Obiecuję.- Gładzi moje włosy, po czym nachyla się i całuje mnie namiętnie, jak chyba jeszcze nigdy. Zamykam oczy, próbując w pełni nacieszyć się tym momentem, ale przerywa nam chrząknięcie. Odrywam się od piłkarza i dostrzegam Nawałkę z niepewną miną.

-Przepraszam, ale Arek, musimy już iść.

-Już idę, trenerze.- Odpowiada, po czym wzdychając spogląda na mnie.- Zróbmy na złość losowi i spróbujmy to przetrwać.- Nachyla się i całuje mnie, ale tym razem krótko, po czym biegnie w kierunku bramek, a ja przyglądam się jak znika ze łzami w oczach, bo uświadomiłam sobie, że nie chcę, żeby mnie zostawiał.

Stoję tak, wpatrując się w miejsce gdzie zniknęli, gdy odzywa się mój telefon. Wyciągam go jak najszybciej mając głupią nadzieję, że to może Milik, ale na ekranie wyświetla się zdjęcie Leona, a ja automatycznie uderzam się w czoło. Krzywiąc się, odbieram.

-Cześć.- Mruczę, pociągając nosem.

-Melka, gdzie jest mój samochód?- Pyta.

-Pod hotelem.- Ocieram jedną łzę, która zdążyła przetoczyć się po policzku i zawisła na krawędzi twarzy.

-A ty? I płaczesz?- Czuję, że w tym momencie mój sąsiad marszczy brwi.

-Na lotnisku jestem. Żegnałam się z Arkiem i Robertem, i Qukim, i z Anią, i nawet z Piszczem.- Wymieniam, a przy każdym pociągam nosem.- I właśnie sobie uświadomiłam, że nie mam jak wrócić, bo przyjechałam z nimi, a portfel zostawiłam w samochodzie i nawet głupiej chusteczki nie mam.- Z końcem mojej wypowiedzi dostaję czkawki.- Cholera jasna.- Jęczę już po polsku, żeby nie przyciągnąć oburzonych spojrzeń osób znający ojczysty język francuzów.

-Melcia, nie ruszaj się. Zaraz po ciebie przyjadę, jasne?- Kiwam głową w górę i w dół, czego on nie może widzieć, przy okazji czkając.

Szlag by jasny trafił tych piłkarzy. Same problemy z nimi.

-------------------------------

Następny rozdział: 13.09.2017

Mam nadzieję, że wytrzymacie tydzień ;)

POŁĄCZENI PIŁKĄOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz