80

1.1K 78 7
                                    

Przewracam się na bok, jeszcze mocniej zamykając powieki. Jestem prawie pewna, że leżąc w tej pozycji, słońce powinno świecić mi na plecy, a nie prosto w oczy, więc co się tu właśnie odpitala, ja się pytam. Znów się przekręcam, tak żeby jakość uciec promieniom, ale wpadam na coś ciepłego i miękkiego. Gwałtownie uchylam powieki, jednocześnie szybko siadając. Koło mnie, na brzuchu leży rozwalony Milik, a z szafki właśnie spada mój telefon, który zapewne swoją wibracją mnie obudził.

- Shit… - syczę, rzucając się po komórkę, która wykonuje właśnie swój taniec dookoła swojej osi na podłodze. Jako, że piłkarz stoi, a właściwie leży mi na drodze, tak lekko go zgniatam, sięgając po wibrujące ustrojstwo.

- Melka, co ty robisz? - Dociera do mnie jęk Arkadiusza, ale ja to ignoruję, odbierając, jednocześnie ciągle zwisając głową w dół z łóżka.

- Halo? - zaczynam, nawet nie spoglądając na ekran. Jakoś udaje mi się zejść z pleców mojego piłkarzyka i teraz siadam po turecku na swojej połowie, pod czujnym okiem chłopaka.

- Córcia, miałaś zadzwonić wczoraj. - Z moich ust wydobywa się jęk, gdy dociera do mnie, od kogo odebrałam. - Nawet nie dałaś mi znać czy bezpiecznie dotarliście na miejsce. - Uchylam lekko usta, zastanawiając się co powinnam odpowiedzieć.

- Przecież wysłałam ci SMSa. - rzucam, przypominając sobie o wiadomości, wysłanej jeszcze z lotniska.

- Smsy się nie liczą, dziecko. Przez danie znać miałam na myśli połączenie telefoniczne lub takie na Skype’ie. - Podskakuję w miejscu, gdy dłoń Arkadiusza zaczyna sunąć w górę mojego uda. Mrożę go wzrokiem, ale ten nie przestaje, a wręcz przysuwa się jeszcze bliżej. - Opowiadaj, jak tam pierwszy dzień w nowym miejscu? Aruś o ciebie dba? - Właśnie w tej chwili, gdy moja rodzicielka wymawia imię, ten gryzie mnie tuż nad kolanem, za co obrywa w głowę.

- Oczywiście, że dbam. - odzywa się, unosząc się w górę. - Przepraszam, że Melka wczoraj nie zadzwoniła. To moja wina. - Jednym ruchem odrywam telefon od ucha i włączam tryb głośnomówiący.

- Cześć, zięciu. - mama od razu się ożywia, a ja opadam na poduszkę. - Jak minęła wam podróż? Wszystkie rzeczy już dotarły? Kiedy do mnie przyjedziecie? - zasypuje nas pytaniami, a ja przymykam powieki, dając się wykazać Milikowi.

- Podróż myślę, że dobrze. - zaczyna.

- Bo przespałeś cały lot. - rzucam, jednocześnie wywracając oczami. - Mamo, co ja ci mówiłam o francuskiej poczcie? Naprawdę sądzisz, że w dwa dni to zrobią? Przynajmniej dwa tygodnie potrzebują. To wyluzowani ludzie, nigdzie im się nie spieszy.

- No dobrze, dobrze, a teraz mi odpowiedzcie na najważniejsze pytanie. Kiedy mnie odwiedzicie?

- Mamuś, weź daj spokój. Ja tu wszystko muszę ogarnąć, pracę jakąś znale… - Nie jestem w stanie dokończyć zdania, bo dłoń Arkadiusza ląduje na moich ustach.

- Nie słuchaj jej, mamo, bo Melka dopiero wstała i jakieś głupoty gada. - Pomimo jego słów, uśmiecham się w duchu, słysząc, jak ten mówi do mojej rodzicielki już bez skrępowania, jak to było na początku. - Wpadniemy na pewno pod koniec sierpnia, początek września, bo ja mam zgrupowanie, a Mela jedzie na obóz Ani, ale myślałem jeszcze nad połową lipca, skoro jeszcze nie będę miał treningów.

- Mela, ty się módl, żeby Arek cię nie zostawił kiedyś, bo to jest najlepsza partia na zięcia, jaką kiedykolwiek sobie wymarzyłam. - Prycham śmiechem, prosto w rękę piłkarza, a ten mimo wszystko uśmiecha się z dumą.

***

Opadam na panele i wpatruję się w sufit mojego “biura”, chociaż sama nie wiem po co mi ono, ale teraz, gdy skończyłam z rzeczami, które zdołaliśmy tu przywieźć, powili uzmysławiam sobie, że to pomieszczenie może mi się przydać. Zresztą, skoro Milik ma na dole własną siłownię, to to pomieszczenie może być moje.

Przymykam powieki i nucę cicho piosenkę, lecącą w tle, przy okazji ruszając nogą do rytmu. Ciągle nie mogę przyzwyczaić się do tego, że teraz mieszkam tutaj, w Neapolu, we Włoszech, u Arka. To trochę brzmi jak cudowny sen, który myślałam, że nigdy się nie spełni, chociaż można było się po mnie spodziewać, że znów zmienię kraj zamieszkania i zacznę wszystko od początku. Z tym, że tym razem nie chcę zostawić wszystkiego za sobą, tak jak to było w przypadku Niemiec. Nie chcę ukrywać kontaktu z chłopakami, którzy i tak nie dają mi o sobie zapomnieć, przez ostatnie kilkadziesiąt godzin, zasypując mnie wiadomościami, a przede wszystkim, nie chcę zostawiać Arka, bo naprawdę go kocham, jak jeszcze nikogo wcześniej.  Otwieram oczy, gdy coś puchatego się o mnie ociera. Tuż przy mojej ręce usiadł czarny kociak. Uśmiecham się do niego, a potem przekładam go na brzuch, co te ignoruje.

- No co, maleńki? - zaczynam, drapiąc go pod brodą. Ten włącza tryb mruczenia i przymyka oczka. - Dlaczego tata cię tak nazwał, co Śmierdzielku? - Przekładam się z drapaniem za uszy, co nie aż tak bardzo mu się podoba, ale ciągle cierpliwie siedzi.

- Bo to mały Śnierdziel jest. - Spoglądam w bok, gdzie są drzwi i dostrzegam piłkarza z lekkim uśmiechem na ustach. - Idziemy na spacer z psiakiem? - Tuż przy nogach chłopaka pojawia się Mia.

- Pewka, marchewka. - rzucam. - A ty, Śmierdzielku, czekaj na mamusie. - Przekładam delikatnie kociaka na panele i podnoszę się z ziemi.

- Chodź tu do mnie, Meluś. - Arkadiusz rozkłada ramiona, w które wpadam z kącikami ust, uniesionymi w górę. - Tak się cieszę, że tu, ze mną jesteś. - mruczy. - Kocham cię, skarbie. - Unoszę się na palcach i zatrzymuję kilka milimetrów przed jego wargami.

- Ja ciebie też, mój piłkarzyku.

POŁĄCZENI PIŁKĄOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz