71. K. Stoch & D. Prevc part II

941 72 15
                                    

- On się nie obudzi - usłyszałem moją matkę. Nie spojrzałem na nią tylko nadal siedziałem i patrzyłem na twarz Kamila.

- Obudzi się. Wiem to.

- Minęło już 5 miesięcy. To dużo. Lekarze mówią...

- Gówno mnie to obchodzi. Nie zostawię go... Zostawiłabyś tatę w takiej sytuacji?

- Domen. To trochę nie na miejscu, nie sądzisz?

- Nie. Kocham go, więc będę przy nim... Wyjdź.

Po chwili usłyszałem, jak zamyka za sobą drzwi sali.

Oparłem czoło o dłoń Kama, którą trzymałem.

- Wracaj do mnie. Nie mogę bez ciebie żyć, nie umiem... Nie każ mi tego robić, proszę cię.... Kamil... Otwórz oczy... Tak bardzo chcę je zobaczyć - złożyłem pocałunek na jego ręce. - Zawsze ci powtarzałem, że najbardziej kocham w tobie oczy... I twój uśmiech... Chciałbym zobaczyć teraz jedno i drugie... Nie możesz mnie zostawić, pamiętaj o tym... Jeśli twoje serce przestanie bić, to moje zatrzyma się chwilę później... Obiecuję ci to... Kocham cię, Kam. Jak nikogo innego... - urwałem, bo do sali weszła pielęgniarka.

- Niech pan sobie nie przeszkadza - szepnęła.

- A jeśli on się nie obudzi?

- Niech pan nie traci nadziei... Jest bardzo ważna... I sądzę, że się obudzi. Niech pan będzie dobrej myśli - położyła mi dłoń na ramieniu, a po chwili wyszła.

- Kamil... Ostatnio... Znalazłem coś w twoich rzeczach... - zacząłem. - Pewnie już wiesz, co mam na myśli... Chciałeś mi się oświadczyć, kochanie? - zerknąłem na obrączkę, którą miałem na palcu. Była złota, a w środku były wygrawerowane nasze imiona. - Na pewno - pocałowałem jego dłoń. - Teraz nie możesz tego zrobić, ale ja mogę - z kieszeni wyjąłem identyczną obrączkę, którą kupiłem kilka dni temu. Nawet grawer miała taki sam. - Zostaniesz moim mężem? - szepnąłem. - Wiem, że nie odpowiesz, ale mam nadzieję, że się zgadzasz... Wiem, że tak jest - założyłem obrączkę na serdeczny palec jego prawej dłoni. - Kocham cię - podniosłem się i pocałowałem jego usta. Gdy wróciłem na miejsce, do sali weszła Ewa, była żona Kamila. Usiadła po drugiej stronie łóżka. - Kiedy wróciłaś?

- Dwie godziny temu... Jak z nim?

- Bez zmian.

- A jeśli...?

- Ty też? Już wystarczy, że moi rodzice cały czas to mówią... On się obudzi, Ewa. Na pewno.

- Wiedziałam o jego orientacji od początku - szepnęła. Spojrzałem na nią, byłem ciekawy, bo Kamil nigdy nie chciał o tym rozmawiać. - Zawsze był moim przyjacielem. Pomagał mi jak umiał, czasem ze sobą sypialiśmy... Oboje uznaliśmy, że ten ślub to dobry układ... Tylko dla Ciebie postanowił, że powinniśmy się rozwieść... Wcześniej nigdy o tym nie wspomniał... Ale jak pomyślę... Jego oczy tak błyszczały, kiedy o tobie mówił... Nie mogłam nie dać mu tego rozwodu... - uśmiechnęła się.

- Chciał mi się oświadczyć.

- Wiem... Wybierałam z nim obrączkę. Tak bardzo panikował. Cały czas bał się, że uznasz, iż to zbyt szybko.

- Mógł mi się oświadczyć w dniu, kiedy staranowałem go pod skocznią... Już wtedy bym się zgodził...

- Wiesz co mi wtedy powiedział? - zapytała, a ja pokręciłem głową. - Że spotkał fajnego chłopaka, tylko to straszny gówniarz - zaśmiała się lekko, a ja jej zawtórowałem.

- Cały czas tak do mnie mówił, gdy go denerwowałem... A ja to robiłem specjalnie... Uwielbiam go drażnić... Kocham go.

Ewa już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał jej piszczący, przeciągły dźwięk aparatury, do której podpięty był Kamil.

Zerwałem się z miejsca, do sali wbiegł lekarz.

- Kamil! - krzyknąłem. - Nie możesz - z moich oczu popłynęły łzy. - Słyszysz? Nie możesz mnie zostawić.

- Domen...

- Wyjść z sali! - zażądał lekarz.

Ewa siłą mnie stamtąd wyprowadziła. Usiadłem na plastikowym krześle, a kobieta obok mnie. Nie powstrzymywałem łez. Pozwoliłem im płynąć po moich policzkach.

- Nie może mnie zostawić, nie może - powtarzałem. Blondynka tylko głaskała mnie po plecach.

Po 40 minutach z sali wyszedł lekarz. Spojrzał na mnie i pokręcił głową.

- Nie, nie, nie...

- Przykro mi... Nic nie mogliśmy zrobić.

- To nie może być prawda! Nie mój, Kamil!

Lekarz odszedł, a ja pozwoliłem przytulić się Ewie. Nagle zerwałem się z miejsca.

- Co się dzieje?

- Obiecałem mu coś. I zamierzam tego dotrzymać - ruszyłem do wyjścia ze szpitala.

Gdy znalazłem się w naszym mieszkaniu, od razu wszedłem do łazienki. Nalałem wody do wanny, rozebrałem się do bielizny i wszedłem do niej.

Patrzyłem na żyletkę leżąca na brzegu wanny.

Wziąłem ostrze do ręki, a po chwili przyłożyłem do swojej skóry na nadgarstku.

- Nie możemy być razem tu, to może będziemy tam - szepnąłem i mocno przycisnąłem ostrze, robiąc bardzo głębokie nacięcie wzdłuż przedramienia. Bolało jak cholera, ale czynność powtórzyłem na drugiej ręce. Czułem jak ulatuje ze mnie życie. Powieki stawały się ciężkie. W końcu przestałem je otwierać. - Kocham cię, Kamil.

______________

Chyba nauczyłam się pisać smutne shoty...

Z naciskiem na "chyba" 😉

 ONE SHOTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz