1.4

6.5K 146 6
                                    

Jake

- Liam plan wcielony w życie, co się może nie udać? - pytam.

Jestem bardzo zadowolony. Wszystko idzie po mojej myśli.

- To się może nie udać, że ktoś jej o tym powie, albo gdzieś usłyszy i wtedy masz przesrane. Jej krasnoludki skopią ci zad - w odpowiedzi wzruszam tylko ramionami.

Pokrótce objaśniam o co chodzi w dzisiejszym planie. Gasząc przy tym papierosa. Rzucam go w krzaki i razem z Payne'm ruszam w stronę szkoły.

- To co zabawę czas zacząć - jest jeszcze przerwa więc moge zaczynać nawet teraz - Stary, ale chciałbym wiedzieć kto udupił Brown - mówię tak, żeby każdy mnie usłyszał.


Jak narazie, nikt się do mnie nie zgłosił, co jest trochę dziwne.

- Cześć Jake - znam ten głos.

Odwracam się i widzę szkolnego pustaka. Od roku próbuje zaciągnąć mnie do łóżka, ale jak widać trochę słabo jej to idzie.

- Co tam słychać - kontynuuje.

- Czego chcesz Emily? - pytam.

A wracając do tego jaka ona jest. To psychopatka. Na początku wakacji, na imprezie, dosypała mi czegoś do alkoholu i gdyby nie Liam , który dzięki Bogu, to widział nie wiem jak by się to skończyło.

- Widzę, że nie chcesz wiedzieć kto wykopał twoją koleżankę... - zaczyna się odwracać.

- Mów do jasnej cholery! - mówię łapią ją uprzednio za ramie i odwracam w moją stronę.

- Po pierwsze puść mnie - mówi przez zęby - A po drugie niby po co bym do ciebie podchodziła - i wszystko jasne....

- I po co ci to? Sprawiło ci to przyjemność? - pytam.

- Bo jej nie lubię i tak. Nawet bardzo dużą - uśmiecha się i odchodzi.

No nieźle. Jeszcze godzina i będę mógł iść do Carrie i kontynuować mój plan.
Biologio przybywam.....

Carrie
Godz. 14:30

Wiem, że nie powinno to interesować, ale ten debil spóźnia się już godzinę a miał być od razu po szkole.

Przez kolejne dziesięć minut siedzę w kuchni i przypisuje lekcje z zeszytów Jane. W końcu muszę to kiedyś zrobić, nie? A, że mieszka nie daleko to mi je dziś przyniosła.

Poznałyśmy się nie dawno bo w pierwszy dzień szkoły. Co więcej też nie lubi Payna i Coltona więc mam jak w niebie.

Słysząc dzwonek do drzwi zrywam się z krzesła mając nadzieję, że pan spóźnialski już dotarł.

- W końcu. Miałeś być ponad godzinę temu.

- A co tęskniłaś się? - pyta z uśmiechem, od którego mam ochotę przywalić mu w twarz.

- W twoich snach - nie patrząc czy idzie za mną, kieruję się do salonu.

- Mam dobre wieści.

- No dajesz.

- Wiem kto na ciebie doniósł - siada na kanapie.

- No ja myślę - mówię lekko zdenerwowana.

Niech on mi powie, a pójdę jutro do dyra i pogadam z tym żartownisiem.

- Boże święty powiedz mi! - teraz to nie jestem tylko zdenerwowana, ale i zirytowana.

- Dobra nie denerwuj się. Nie słyszałaś, że złość piękności szkodzi? - wybuchnę. Zaraz wybuchnę, a ten się jeszcze idiotycznie uśmiecha.

- Jeżeli mi zaraz nie powiesz to cie naprawdę pobije - mówię ze złośliwym uśmiechem.

- Emi.....

- Już wiem o kogo chodzi - przerywam mu - Mogłam się domyśleć. Nie nie mogłam bo ja się już domyśliłam. Ja sobie jutro z nią pogadam. Laska ma przesrane.

Chodzę po salonie w tą i z powrotem. Wzrok Coltona czujnie śledzi każdy mój ruch. Odwracam się w jego stronę.

- Dzięki. A teraz won.

- Wyrzucasz mnie? - pyta z niedowierzaniem.

- Tak. Nie myśl, że po tym będziemy się kolegować, albo nawet do siebie odzywać.

- Dobra nara - wstaje i wychodzi.

Lou i Hemm mają przyjść, a ja muszę do tego czasu wszystko przepisać i odnieść zeszyty.

Żeby zdarzyć przed ich przyjściem biorę się za dalsze pisanie.

Zakład/✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz