1.21

3.5K 83 3
                                    

Carrie

Kolejny tydzień i setki kolejnych prób z jego strony. Mam tego dość i właśnie z tego powodu się zgodzę. Chcę świętego spokoju, a tylko w taki sposób go otrzymam.

Mamy nie ma. Jak zwykle chciała udowodnić, że jej na mnie zależy, nie widząc tego co chciała najwyraźniej sobie odpuściła, ale pieniądze jak co dzień leżą w tym samym miejscu. Na stole w salonie.


Ach ta geografia. Nie wiem co się stało, ale Colton nie przyszedł do mnie dziś rano, za to w szkole zachowuje się jak w przeciągu ostatnich dwóch tygodni. lekcja się jeszcze nie zaczęła, ale wszyscy są już w klasie.

- Carrie - Jake wstaje i wychodzi na środek klasy.

- Przestań - mówię cicho.

- Niech wszyscy będą mi świadkiem, że mi zależy i chcę zaprosić cię do kina.

Rozglądam się po sali, szukając pomocy w Jane, ale ona wzrusza tylko ramionami. Wszyscy się na nas gapią. Tak czy nie, tak czy nie, tak czy nie.

- No dobra - wzdycham - Ale od razu uprzedzam, każdego tu zgromadzonego, To NIE jest do jasnej cholery żadna randka, tylko kumpelskie wyjście. Ty też nic sobie nie wyobrażaj - ostatnie zdanie kieruję bezpośrednio do niego.

- Jasne - mówi z uśmiechem.

- Dobra, a teraz koniec przedstawienia.

Siadam z powrotem na krześle i wyciągam telefon.

Korniszon: i w co ja się kurwa wplątałam

Wysyłam wiadomość i spoglądam na Styles'ową, która po raz kolejny wzrusza ramionami. Oj Jane nie pomagasz.


Na lekcji jest za cicho. Słychać każde westchnienie, każdy oddech. Minęło dopiero pół godziny, a obstawiam, ze wszyscy mają dość. Ta cisza dobija. Colton siedzi z szerokim uśmiechem. Już żałuję, że powiedziałam tak, ale jak wcześniej mówiłam, jest to jedyny sposób, żeby przestał.

- Ale się cieszę - mówi patrząc na mnie.

- To przestań - odpowiadam.

- Czemu nie radujesz się tą nowiną razem ze mbą?

 - Hura - szepczę ze sztucznym entuzjazmem.

- Przeszkadzam wam? - pyta nauczycielka.

- Nie - mówię.

- Tak - odpowiadam po mnie.

- Panie Colton, czy chce pan przejść się do dyrektora? 

- Nie.

- Więc proszę być cicho i słuchać - mówi i wraca do prowadzenia lekcji.

*******************

- To co jedziemy?

- Gdzie? - pytam wychodząc ze szkoły.

- No jak to gdzie? Na randkę.

- Ile razy mam ci mówić, że to nie randka.

- Jak dla mnie to randka i tyle.

- Wmawiaj sobie, wmawiaj, tyle ci powiem.

- To na jaki film mnie zabierasz?

- Dowiesz się w swoim czasie.

- Świetnie nie mogę się już normalnie doczekać - mówię do siebie, wsiadać do jego wozu.


- Serio, horror? Jeżeli myślałeś, że jestem jedną z tych dziewczyn, które boją się  i tulą do chłopaka, to jesteś w błędzie - mówię - Wyrosłam z tego - dodają po chwili.

- Pamiętam jak kiedyś mnie przytuliłaś, bo się bałaś.

- To było dawno temu - uśmiecham sie na to wspomnienie - A poza tym to ty się do mnie przytuliłeś, a nie ja do ciebie.

- Pfff..... wmawiaj sobie.

- Dobra chodź, bo ludzie wchodzą - nie patrząc się czy idzie, ruszam w stronę naszej sali kinowej.


- Już ci lepiej - pytam patrząc na niego.

- Tak - odpowiada.

Kiedy próbuje się podnieść, zatrzymuję go.

- Leż. Za chwilę będzie Luke.

- Ale już wszystko dobrze. Na prawdę - przykłada rękę do serca - Mogę usiąść? - pyta patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.

- Nie.  Leż i czekaj - mówię twardo.

- Siema. Przyjechałem najs... - przerywa kiedy zauważa lezącego  Jake'a na jednej z sof - Co tu się stanęło?

- Chciał iść na jakiś swoją drogą nie straszny horror i mi tam zemdlał od nadmiary sztucznej krwi.

- Serio? - pyta parskając śmiechem.

- Nie kurwa, żartujemy sobie. Pomóż mi, a jak nie to sobie idź.

- Dobra, dobra. Czemu nie dzwoniłeś po Payne'a?

- dzwonił, ale - odchrząkuję - Jest trochę zajęty.

 - A Lou? - dopytuje dalej.

- On też. Dobra  zmieńmy temat. wstawaj - zwracam się do Coltona.

 - No już. Poczekaj - podnosi się do pozycji siedzącej i z naszą pomocą staje na własnych nogach.

- A ty tak w ogóle nie chciałeś iść na medycynę? - pytam.

- Wiesz co? Chyba mi przeszło.

- To dobrze, bo byłby z ciebie marny lekarz - mówi Luke ze śmiechem.

- Fajnie wiedzieć - mówi z sarkazmem.

- No cóż taka prawda - tym razem dodaję ja.

- Czyli co? Mam zrozumieć, że teraz będziecie się ze mnie nabijać?

- Tak - odpowiadamy jednocześnie, po czym zaczynam się śmiać.

- Co wyście tam sami robili? Bo doszły mnie słuchy, że zaprosiłeś Carrie na randkę - mówi kiedy siedzimy już w samochodzie.

Zakład/✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz