2.25

1.3K 63 6
                                    

Carrie

To co robi Duke zaskakuje mnie totalnie. Pierwszą reakcją na jego krótki pocałunek, jest odwrócenie głowy w stronę Coltona. Ten patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami.

Kilka sekund później wchodzi do mieszkania i zamyka za sobą drzwi, nic przy tym nie mówiąc.

- Wszystko z nim okej? - pyta jego współlokator.

- Jest zmęczony - mówię.

Szczerze to takie są tylko moje przypuszczenia, bo w rzeczywistości nie nie mam pojęcia dlaczego się tak zachował. Drugą rzeczą jest to, że poczułam się strasznie dziwnie po tym, gdy Duke już się ode mnie odsunął, a wzrok jakim obdarzył mnie Jake, sprawił, że znowu poczułam ukłucie w sercu. Momentalnie odczułam chęć wytłumaczenia się Jake'owi z tego co miało miejsce przed momentem, co jest dziwne, bo jeszcze nigdy się czymś takim nie spotkałam.

- A ty jesteś zmęczona? - pyta uśmiechając się do mnie lekko.

- Okropnie. Normalnie padam na twarz.

- W takim razie dobranoc.

- Dobranoc - odpowiadam.

Staję na palcach i całuję go w policzek.

- Do jutra - dodaję, po czym wchodzę do środka.

Zamykam drzwi na klucz, ściągam z siebie kurtkę i buty, a następnie wyciągam telefon z kieszeni.

- Tom mam pytanie - mówię na wstępie.

- Jakie?

- Jedziesz jutro z nami czy sam?

- Muszę pozałatwiać kilka spraw na mieście po robicie, więc sam.

- Okej.

- Dojechaliście już?

- Tak - odpowiadam ziewając.

- Słyszę, że aż kipisz energią - śmieje się cicho.

- A jakby inaczej - zostawiam plecak w swoim pokoju.

- Idź spać - mówi po chwili.

- Właśnie to zamierzam.

Ostatni raz w telefon patrzę się koło godziny czwartej nad ranem. To właśnie wtedy zasypiam.

Budzi mnie dzwonek do drzwi. Otwieram powoli oczy i zwlekam się z łóżka. Podchodzę do drzwi i je otwieram.

- Wiesz która jest godzina? - słyszę od niego na samym wstępie.

- Cześć tato, ciebie też miło widzieć - wzdycham.

- Jest wpół do dziewiątej - mówi jakby nie słysząc tego co przed chwilką powiedziałam.

Włączam telefon.

- Racja - podnoszę na niego wzrok - Co oznacza, że spałam cztery i pół godziny.

- Czemu? - marszczy brwi.

- Bo nie mogłam zasnąć - tłumaczę.

- To może zostań dzisiaj w domu - sugeruje.

- Na pewno? - pytam, nie próbując się z nim nawet spierać.

- Tak.

- Dziękuję, w takim razie prześpię się do jedenastej i przyjadę przed dwunastą, okej?

- Okej.

Chwilkę później on wychodzi, a ja wracam do łóżka ustawiając sobie przy tym kilka budzików.

Zakład/✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz