1.41

2.5K 57 3
                                    

Carrie

- Córeczko - mama wchodzi do mojego pokoju.

- Boże, nie mów tak do mnie. Czuję się jak jakiś dzieciak.

- Bo nim jesteś.

- Jestem już dorosła. Mam osiemnaście lat.

- Umówmy się, dla mnie zawsze będziesz dzieciakiem - mówi tonem jakby to było oczywiste.

- Kiedy wracacie - zmieniam temat.

- Jutro wieczorem. Słuchaj - wzdycha - Wiem, że miało nie być takich wyjazdów, ale wiesz, że teraz dużo się dzieje.

- Nie. Nie wiem, bo nic mi nie mówicie.

- Otwieramy oddział w Manchesterze, jest przy tym kupa roboty. Dobrego spotkania z inwestorami i ludzkimi starającymi się o posadę. Uwierz mi, wolałabym zostać w domu, ale razem z tatą musimy jechać.

Kiwam głową i rozglądam się po pokoju zastanawiając się czy niczego nie zapomniałam. Biorę ze sobą tylko piżamę, pastę i szczoteczkę do zębów. Po resztę wrócę jutro rano.

- Wychodzisz?

- Idę do Jake'a.

- Będą chłopaki? - pyta nieświadoma tego jaki temat poruszyła.

- Tak jasne - uśmiecham się na tyle ile potrafię, kłamiąc przy tym.

- W takim razie bawcie się dobrze.

Zakładam torbę na ramię i wychodzę z pokoju. Schodzę szybko po schodach i wychodzę z domu.

Przebiegam na drugą stronę ulicy i podchodzę szybkim krokiem do drzwi.

Dzwonię dzwonkiem i czekam.

- Cześć Carrie, co ty tutaj robisz? - pyta uśmiechnięta ciocia, przepuszczająca mnie przez drzwi.

- Cześć ciociu. Przyszłam do Jake'a.

- Jest u siebie.

- Okej - ściągam buty i wybiegam na górę, pokonując po dwa schodzi naraz.

Kocham go. Kocham go. Kocham go - te słowa powracają do mnie raz po raz.

Drzwi do jego pokoju są zamknięte. Wacham się co zrobić. Po chwili namysłu pukam, a gdy nie otrzymuję odpowiedzi, otwieram powoli drzwi.

Nie ma go. Jest w swojej łazience. Słyszę szum wody.

Wchodzę do środka i siadam na łóżku.

Po kilku minutach bezczynnego siedzenia, dźwięk lejącej się wody cichnie. Kolejne kilka sekund później z łazienki wychodzi Jake, w nisko opuszczonym ręczniku na biodrach.

- Ja emm - zaczynam.

Colton zaczyna się śmiać.

- Carrie ty się czerwienisz? - pyta przyglądając mi się.

- Co? Nie - tak?

- Nie dziwię ci się. Pewnie nigdy nie widziałaś takiego wspaniałego ciała - puszcza mi oczko i zaczyna wypina mięśnie.

Podejmuje jego grę.

- Widzę, że dobrze się bawisz, ale muszę cię niestety zasmucić. Widziałam już bardziej męskie ciało niż twoje.

- Niby kogo?

- Na przykład Louisa.

- Pff Louis? - zaczyna się śmiać.

Łapię leżącą obok poduszkę i rzucam nią w niego.

- Tak Louis - wstaję.

Zaczynam iść w stronę drzwi.

- Gdzie idziesz? - marszczy brwi.

- Chyba nie zamierzasz stać tu przez cały czas w samym ręczniku - z kolei ja swoje brwi unoszę.

- Równie dobrze mogę bez - sięga ręką do ręcznika.

- Wychodzę - przekraczam próg i zamykam za sobą drzwi.

Nawet teraz słyszę jak się śmieje.

- Jesteś debilem! - mówię na tyle głośno, żeby usłyszał.

Staje w progu w samych bokserkach.

- To miłe z twojej strony, że nadal tak sądzisz - uśmiecha się.

Obserwuję jak podchodzi do komody i wyjmuje z niej dresy, które po chwili zakłada.

- Wejdziesz czy będziesz stać przez cały wieczór w progu? - śmieje się cicho.

- Nie śmiej się ze mnie! - pokazuję na niego oskarżycielsko palcem.

- Ja? Z ciebie? - przykłada ręce do klatki piersiowej udawając niedowierzanie.

- Jake! - podchodzę do niego i uderzam w ramie.

- Boże ratuj. Przemoc!

- Ludzie no nie mogę - kładę się na jego łóżku i wtulam głowę w poduszkę.

Zakład/✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz