1.5

6.2K 142 8
                                    

Carrie


To dziś. Dzień, w którym rozprawię się z tą szmatą. Emily pustak Stones dostanie dziś, to na co zasłużyła.

Ubieram się, maluje i w salonie czekam na Lou i Hemm'a.


- Cześć - do salonu wchodzą moi przyjaciele.

- Cześć - odpowiadam z uśmiechem - Jak tam? - dodaje.

- Louis przez całą drogę marudził, że nie podoba mu się to, że masz przeprowadzić rozmowę z plastikiem.

- Przecież będziecie obok mnie. Nic się nie stanie. A teraz chodźcie bo się spóźniony.

W drodze do drzwi pada pytanie, którego się obawiałam.

- A tak w ogóle to skąd ty wiesz, że to ona? - dopytuje Louis

- No wiecie.....no bo ja....

- No mów - Luke nie pomagasz mi....

- Od Jake'a - zamykam oczy czekając na ochrzan.

- Coś ty zrobiła? - pytają jednocześnie.

- Nic - odpowiadam ze spokojem - On jest w to zamieszany, więc stwierdziłam, że ma mi pomóc - kończę z uśmiechem na mojej pomalowanej twarzyczce.

- Czemu nam o tym nie powiedziałaś? - pyta Tomlinson.

- Właśnie dla tego jesteście dla mnie jak bracia. Jesteście najlepsi i nie chce was stracić - patrzę na nich.

Przez chwilę idziemy w ciszy.

- Ja już się nie gniewam, a ty Lou?

- Też nie, ale masz mnie o swoich pomysłach informować.

- Jasne jak słońce - kładę rękę w miejscu serca - To jak obijemy bluzkę plastikowi - zacieram ręce.

- Co?

- Co? Nie będziemy nikomu odbijać twarzy.

- Co wy się na żartach nie znacie?

- Nie na takich. Prawda Luke? - uśmiech wpływa na ich twarze.

- To nigdy nie było śmieszne. To nie jest śmieszne i nigdy śmieszne nie będzie - mruczę pod nosem.

W tamtym roku te gnidy tak mnie przestraszyły, że prawie zawału dostałam, a później jakby tego mało było wrzucili mnie do basenu z lodowatą wodą. I widzicie ja tu mam traumę a ci się bezwstydnie śmieją. Czasami mam ochotę wywieźć ich w las i odjechać. Zemszczę się!

- A właśnie, że jest - zaczynają się śmiać jeszcze bardziej.

- Świetnie to wy się tu śmiejcie jak idioci a ja idę zrobić to po co tu przyszłam - widzą jak bardzo chcę o tym zapomnieć, a ci na każdym kroku mi to wypominają. Od czego ma się przyjaciół, prawda?

Przekraczając próg szkoły odwracam się, a ci nadal stoją w tym samym miejscu i się śmieją tylko, że teraz w towarzystwie Jane.... Świetnie, zaraz cały świat się o tym dowie.

- Idioci - mrucze kolejny raz pod nosem i wyciągam telefon.

Carrie: gdzie jesteś?

Wiadomość przychodzi niemal narychmiast

Księżniczka Colton: czemu mnie tak nazwalas? Pod gabinetem dyra

Carrie: ciesz sie ze tak a nie inaczej

Chowam telefon do kieszeni i idę w podane mi miejsce. Podczas mojego spaceru, kazdy się na mnie patrzy. Bo jakże by nie. Przecież jestem tą laską, która "pobiła" Coltona. Aż mam ochotę wydrzeć się, żeby się tak nie gapili.

Pod gabinetem jestem chwilę później. Rozglądam się dookoła. Po co kazał mi tu przyjść skoro go tu nie ma. Jeżeli to jakiś żart to tego pożałuje.

Carrie: gdzie jestes?

Mija minuta, dwie, pięć a ten nic. Po kolejnych kilku minutach widzę jak idzie wpatrzony w telefon.

- Gdzieś ty był? - pytam gdy do mnie podchodzi.

- W kiblu - dobra wiecej nie chcę wiedzieć.

- A gdzie Payne?

- Po co ci Liam?

- A kto udowodni, że mówisz prawdę?

Ten bez słowa wyciąga telefon i dzwoni.

- Liam rusz tyłek i przyjdź do mnie. Pod gabinetem dyra. Ok, czekam.

- Nie wiem jak on z tobą wytrzymuje.

- To samo mogę powiedzieć o twoich przydupasach - uśmiecha się cwanie.

- Jeszcze raz tak ich nazwiesz - nikt nie będzie ich przezywać. Tylko ja tak mogę!

- To co mi zrobisz? - zbliża się o krok - Naślesz ich na mnie? - znów ten cwany uśmiech.

- Nie spokojnie. Ale twoje ego i sławą w tej szkole może cierpieć po dwukrotnym pobiciu przeze mnie - też uśmiecham się cwanie.

- Przeszkadzam? -odsuwam się i odwracam.

- Nie skądże - uśmiecham się, ale zaraz poważnieje - Dobra idziemy czy nie?

Podchodzę do drzwi i pukam. Nie czekając na odpowiedź wchodzę. Hood siedzi za biurkiem i wypełnia jakieś papiery.

- Dobry - witam się.

- Dzień dobry. Co was do mnie sprowadza?

- Ja. Przyszliśmy w mojej sprawie.

- O co chodzi?

Jak już panu mówiłem, ona mnie pobiła dała mi z liścia. Tyle, a swoją drogą to sobie na to zasłużyłem - usmiecha się do mnie.

- Mamy świadka, który twierdzi inaczej. Biłaś go po brzuchu i twarzy - to jest NIEDORZECZNE!!!

- Myśli pan, że jakbym nie mówiła prawdy to bym tu przychodziła? Niech pan ją po prostu zawoła - mowię.

- Zaczekajcie tu - wstaje i wychodzi.

- Co za idiota jak on mógł uwierzyć w takie głupoty? - pyta Liam.

- Nie wiem, ale ona za to na pewno odpowie.

1 godzina później

- Dlaczego to zrobiłaś? - kiedy nie reaguje, łapie ją za ramiona i odwracam w swoją stronę - Zadałam ci pytanie! - podnoszę głos.

- Bo tak, zadowolona? A teraz odwal się ode mnie - strąca moje ręce i odchodzi.

Zakład/✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz