1.9

4.5K 108 3
                                    

Carrie

Niedziela. Tak bardzo wyczekiwany przeze mnie dzień. To będzie dramat. Wyobrażacie to sobie? Luke, Louis Ja i Jake w jednym pomieszczeniu. Przecież to nie ma prawa skończyć się dobrze.

Ale wracając do wczorajszego dnia. Oprócz tego, że się nieźle nawaliłam o czym za chwilę, jest jeszcze jedna sprawa. Tak więc koło południa pojechałam z mamą po sukienkę na imprezę i na dziś, i po prezent. Przez chwilę nawet myślałam czy nie zostać w domu wiadomo z jakiego powodu, ale stwierdziłam, że nie będę odmawiała sobie zabawy przez tego palanta.

Wróciliśmy dość późno bo koło piątej i od razu musiałam zacząć przygotowania.

Miałam na sobie bordową sukienkę i dość mocny makijaż, i bądźmy szczerzy, nie chce mi się go opisywać.

Oczywiście nie obyło się bez Coltona który przez cały czas truł mi tyłek, żebym z nim zatańczyła. Tatko nie był zadowolony z tego, że wróciłam nad ranem i to w dodatku nieźle napita, zresztą jak zawsze po jakiejkolwiek imprezie. W końcu jestem jeszcze nie pełnoletnia, ale jeszcze tydzień.

Za chwilę mają przyjechać goście. Mama siedzi w kuchni i kończy sałatę. Ja siedzę w mojej różowej sukience i kapciach jednorożcach, siedzę w salonie i oglądam''Z Kamerą U Kardashianów''. Tristan zdradził Khloe.

- Carrie chodź mi pomóż bo za chwilę przyjdą - drze się mama z kuchni.

I jak na zawołanie ktoś dzwoni dzwonkiem.

- Otworzę - wzdycham i wstaję.

Podchodzę do drzwi. Nie muszę patrzeć w wizjer, żeby wiedzieć kto to. Louis i Luke zawsze wchodzą jak do siebie. Czyli bez pukania czy dzwonienia, bo po prostu czują się jak u siebie.

Otwieram drzwi i witam się z ciocią i wujkiem. Starsi idą do salonu, a my jak zwykle lądujemy w moim pokoju.

Siedzimy chwilę w ciszy i nagle.

- Ładnie wyglądasz - ej Jake dobrze się czujesz? Może masz gorączkę?

Powiedziałam bym mu to, ale nie jest mi to dane bo drzwi do pokoju zostają otworzone z impetem. Kiedy Luke i Louis zauważają kto opiera się o moje łóżko, przestają się śmiać.

- Hej.

- Cześć - odpowiadają w tym samym momencie.

Tak.... Zaraz mi się tu pobija więc muszę coś zrobić.

- Może gdzieś pójdziemy?

Wszyscy się zgadzają. Wstaję z łóżka i wychodzimy z pokoju. I oczywiście co? Nie pozwolono nam bo mamy czekać na i tak spóźniających się Stylesów.

O wilku mowa.

- Otworzę - wychodzę do przedpokoju.

Jane z przodu, rodzice za nią a Harry obok nich. Czy on nie miał być już w Stanach?

- Dzień dobry - witam się, przepuszczając ich w drzwiach.

- Cześć - Jane mnie przytula.

- Hej - mówię z uśmiechem.

- Cześć - za to Harry tylko się uśmiecha. Szkoda.

Mam tak wielką ochotę powiedzieć do niego witaj Haroldzie, no ale może się obrazić.

- Cześć - mówię nadal się uśmiechając.

Prowadzę gości do salonu, a młodym siedzącym przy stole pokazuje dyskretnie, żeby wstali, abyśmy mogli się stąd ulotnić.



- Ładny pokój - mówi Harry, kiedy wchodzimy do mojej sypialni.

- Dziękuję.

Stoimy i żadne z nas się nie odzywa. Śmiem stwierdzić, że to trochę trwa. Na pomoc nie wiedząc o tym przychodzi moja mama wołając, że obiado-kolacja jest już gotowa i mamy zejść na dół.



Siedząc przy stole nadal żadne z nas się nie odzywa. Dorośli gadają o polityce. Czyli o czymś o czym nie warto nawet wspominać.

Pomimo tego, że nikt się nie odzywa, jak już wcześniej zresztą wspomniałam, to każdy się na kogoś patrzy. Tomlinson i Hemmings na Jake'a wzrokiem mordercy. Jane patrzy na Luke'a. Jake patrzy raz na nich a raz na mnie. Harry patrzy tylko na mnie, a ja patrzę na wszystkich pilnując aby ktoś kogoś nie zaatakował widelcem, talerzem albo nożem.



Po zjedzeniu dorośli nadal rozmawiają, ale doszło do rozmowy piwo i wino. My jak zwykle musimy iść do pokoju bo nie pozwalają nam wyjść. Kończy się na tym, że siedzimy w kółku i gramy w butelkę, ale nie dojdzie do czegoś takiego jak ostatnio z Coltonem, więc ciii i zapomnijmy o tym. Wystarczy mi, że matka będzie wypominała mi to do końca życia.

Gramy już około dziesięć minut i nadal na mnie nie wypadło normalnie szczęściara. Normalnie nigdy jeszcze nie czułam się tak bardzo wyróżniona.

Jake kręci i na kogo wypada? Krakałam i sobie cholera jasna wykrakałam.

- Chcę pytanie - tylko coś normalne, tylko coś nor....

- Czy ktoś ze zgromadzonych tu osób podoba ci się? - zabiję cię!. Normalnie powieszę za jaja i utnę ten głupi łeb.

To tak. Jeżeli powiem nie to skłamie a chłopaki wiedzą kiedy nie mówię prawdy, a jeżeli powiem tak to będzie wiadomo o kogo chodzi.

- Może tak, może nie - mówię i szybko kręcę butelką

- Wyzwanie - mówi od razu. Nawet nie wiesz co cię czeka.

- Pamiętasz czego nie zrobiłeś ostatnim razem? - uśmiech znika z jego gębuli.

- Ty.... - wstaje i zaczyna iść w stronę mojej łazienki.

- Co się - zaczynają jednocześnie Lou i Luke.

Wstaję i pokazuję, żeby szli za mną. W łazience zastaję naszego kolegę w samych bokserkach wchodzącego do kabiny.

- Co kurwa? - Tomlinson nie przeklinaj.

Wszyscy patrzą na niego z szeroko otwartymi oczami, a ja stoję sobie oparta o framugę z uśmiechem na mojej ładnej twarzyczce.

Po jakże bardzo orzeźwiającej kąpieli wychodzi.

- Łap księżniczko - rzucam mu ręcznik.

- Co tak morde cieszysz?

- Bo mogę.

W odpowiedzi pokazuje mi tylko środkowego palca.

Czym ja sobie na to zasłużyłam?

- Czyli jednak będziesz wracał w mokrych gaciach do domu - wygrałam.

- Ha ha ha, jakie śmieszne - mówi wcierając włosy.

- Wiem.

Odwracam się w stronę innych. Luke i Louis patrzą na mnie z miną typ 'co tu się właśnie odpierdoliło.' Jane stoi dosłownie z otwartą buzią a Harry stoi i się do mnie uśmiecha.

- Jane żyjesz? - macham jej przed oczami, a ta budzi się niczym z transu.

- Hmm? - patrzy na mnie pytającym wzrokiem.

- Pytałam czy żyjesz - wzdycham.

Nie podoba mi się to. Myślałam, że ona coś czuje do Luke'a, a ta patrzy na tego jełopa jak na jakiś święty obrazek.



Szczęśliwego nowego roku kochani

Zakład/✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz