2.4

2.3K 59 4
                                    

Carrie

Są tu wszyscy. Spencer, Toby, Tom, Louis, Jane, Luke, a nawet Liam i kilka osób z mojej klasy.

Poczekajcie Liam?!

- Carrie! - Tomo podbiega do mnie.

Łapie mnie, podnosi i zaczyna kręcić się razem ze mną. Z moich ust wyrywa się śmiech.

- Lou - znowu zaczynam płakać.

- Boże jak ja bardzo tęskniłem - odsuwa się ode mnie.

- Ja też - pociągam nosem uśmiechając się.

- Wyładniałaś paszteciku - śmieje się.

- Ty też krasnoludku.

Co się w nim zmieniło? Na pewno ma dużo więcej tatuaży porozmieszczanych po całych rękach, a z pod białej koszulki prześwitują, czarne wzory, jakby literki, których nie jestem wstanie odczytać.

- It Is What It Is - szepcze zauważając, że się przyglądam.

Uśmiecha się się i ociera mi łzę. Odsuwa się w bok.

- Luke - szepczę.

Chłopak nie wie co ma zrobić.

Rozkładam ręce do uścisku. Hemm szybko pokonuje dzielącą nas odległość i przytula bardzo mocno.

- Przepraszam cię. Zachowywałem się jak totalny kutas. Powinienem był cie po prostu wspierać i cieszyć się twoim szczęściem, a nie chcieć to rozpierdolić za wszelką cenę. Przepraszam też za to co wtedy powiedziałem - szepcze mi we włosy.

Szczerze to nawet nie pamiętam już za bardzo co mi wtedy powiedział.

Kiwam tylko głową, wtulona w jego ramie.

Odsuwam się po chwili i podchodzę do Jane.

-  O cholera  - mówię, gdy zauważam jej brzuch.

Jest w zaawansowanej ciąży.

- Jakoś tak wyszło - wzrusza ramionami z lekkim uśmiechem - Dobrze cię widzieć - przytula mnie na tyle, na ile pozwala jej brzuch.

- Ciebie też, a teraz powiedz mi czy go znam.

Słyszę jak kilka osób zaczyna się cicho śmiać.

- Oj znasz.

- Nie wierzę. Wróciliście do siebie!

- Nie długo po twoim wyjeździe - mówi Luke stając przy dziewczynie.

- Gratulacje - szepczę.

- Cześć Carrie - przechodzę do kolejnej osoby.

- Cześć Liam - ściskam go.

Po odsunięciu się, witam się z pozostałymi.

Znowu wracam do Louisa.

- Zaraz ci zajebie - mówię.

- Co? Niby czemu? - pyta ze śmiechem.

- Bo mnie okłamałeś - pokazuję na niego oskarżycielsko palcem - Co on tutaj robi? - pytam patrząc przed siebie.

Tomo odwraca się w stronę obiektu wszystkich moich problemów.

- Muszę wyjść - mówię odwracając się od niego.

Słyszę tylko jego westchnięcie. Rozumie mnie. Wie, że tego potrzebuję i jestem mu za to bardzo wdzięczna. Kto go tu zaprosił?

Cały czas na mnie patrzył.. Teraz gdy wychodzę z pokoju nadal to robi. Czuję to.

- Carrie gdzie ty idziesz? - przy drzwiach pojawia się zmartwiony Tom.

- Na zewnątrz - zakładam kurtkę.

- Coś się stało? - łapie mnie za rękę, żebym na niego spojrzała.

- Nie - wyrywam u się lekko - Po prostu chcę pobyć chwilę sama - mówię po czym wychodzę z mieszkania.



Wychodzę na zewnątrz. Powietrze jest chłodne i orzeźwiające.

Siadam na ławce i głośno wzdycham.

Ludzie przechodzą obok, nie świadomi, że są obserwowani.

Mam ochotę płakać dlaczego on tu przyjechał? Dlaczego niszczy moje w miarę, ale z wielkim trudem poukładane życie.

- Cześć - nie muszę odwracać się, żeby wiedzieć kto to jest.

Zbyt dobrze znam ten głos,  mimo, że teraz jest niższy i bardziej zachrypnięty.

Patrzę przed siebie, kiedy on siada po drugiej stronie ławki, pozostawiając między nami przestrzeń.

Wstaję z zamiarem odejścia, ale łapie mnie za rękę.

Wyrywam się jak poparzona.

- Nie dotykaj mnie - mówię ostro.

- Przepraszam, ale nie odchodź. Proszę - spuszcza wzrok na palce, którymi zaczyna się bawić

Siadam z powrotem, choć umysł mówi mi, żebym siebie poszła i nie słuchała tego co mam mi do powiedzenia, bo to i tak niczego nie zmieni.

- Przepraszam - mówi po kilku minutach ciszy.

Czy on naprawdę myśli, że jebane przepraszam coś zmieni?

- Daruj sobie - mój ton jest chłodny.

- Zachowałem się jak kutas - nie da się ukryć, że nie - Przez każdy dzień od twojego wyjazdu, coraz bardziej zdaję sobie sprawę jak bardzo spierdoliłem sprawę.

Łzy napływają mi do oczu. Proszę nie teraz. Nie przy nim.

- Ten zakład...

- Przestań! - podnoszę głos - Przestań do kurwy nędzy. Nie rozumiesz, że nie chcę o tym rozmawiać? Spierdoliłeś sprawę po całości, zaczynając to całe gówno. Jake myślisz, że przepraszam wystarczy!? - wstaję - Ten za...

- Carrie?

Tom? Co on tutaj robi?

- Wszystko w porządku?

- Tak, albo nie. Idę do domu - ostatni raz spoglądam na Coltona. 

Ma łzy o oczach.

- Jak to? Przecież przyszłaś pół godziny temu.

- Powiedz, że źle się czuję, czy coś. Luke, Louis, Jane i ewentualnie Liam mogą tu przenocować, a reszta niech się zwija. Klucze raczej mas - podchodzę do niego - Do jutra i dziękuję, że ich tu zaprosiłeś - całuję go w policzek.

Uśmiecham się na ile mogę w tym momencie mogę i odchodzę.


Z okazji moich urodzin, które są jutro, w tym tygodniu dodaję dwa rozdziały. Jeden teraz, drugi jutro. Mam nadzieję, że cieszycie się z tego powodu.

Zakład/✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz