Carrie
Są tu wszyscy. Spencer, Toby, Tom, Louis, Jane, Luke, a nawet Liam i kilka osób z mojej klasy.
Poczekajcie Liam?!
- Carrie! - Tomo podbiega do mnie.
Łapie mnie, podnosi i zaczyna kręcić się razem ze mną. Z moich ust wyrywa się śmiech.
- Lou - znowu zaczynam płakać.
- Boże jak ja bardzo tęskniłem - odsuwa się ode mnie.
- Ja też - pociągam nosem uśmiechając się.
- Wyładniałaś paszteciku - śmieje się.
- Ty też krasnoludku.
Co się w nim zmieniło? Na pewno ma dużo więcej tatuaży porozmieszczanych po całych rękach, a z pod białej koszulki prześwitują, czarne wzory, jakby literki, których nie jestem wstanie odczytać.
- It Is What It Is - szepcze zauważając, że się przyglądam.
Uśmiecha się się i ociera mi łzę. Odsuwa się w bok.
- Luke - szepczę.
Chłopak nie wie co ma zrobić.
Rozkładam ręce do uścisku. Hemm szybko pokonuje dzielącą nas odległość i przytula bardzo mocno.
- Przepraszam cię. Zachowywałem się jak totalny kutas. Powinienem był cie po prostu wspierać i cieszyć się twoim szczęściem, a nie chcieć to rozpierdolić za wszelką cenę. Przepraszam też za to co wtedy powiedziałem - szepcze mi we włosy.
Szczerze to nawet nie pamiętam już za bardzo co mi wtedy powiedział.
Kiwam tylko głową, wtulona w jego ramie.
Odsuwam się po chwili i podchodzę do Jane.
- O cholera - mówię, gdy zauważam jej brzuch.
Jest w zaawansowanej ciąży.
- Jakoś tak wyszło - wzrusza ramionami z lekkim uśmiechem - Dobrze cię widzieć - przytula mnie na tyle, na ile pozwala jej brzuch.
- Ciebie też, a teraz powiedz mi czy go znam.
Słyszę jak kilka osób zaczyna się cicho śmiać.
- Oj znasz.
- Nie wierzę. Wróciliście do siebie!
- Nie długo po twoim wyjeździe - mówi Luke stając przy dziewczynie.
- Gratulacje - szepczę.
- Cześć Carrie - przechodzę do kolejnej osoby.
- Cześć Liam - ściskam go.
Po odsunięciu się, witam się z pozostałymi.
Znowu wracam do Louisa.
- Zaraz ci zajebie - mówię.
- Co? Niby czemu? - pyta ze śmiechem.
- Bo mnie okłamałeś - pokazuję na niego oskarżycielsko palcem - Co on tutaj robi? - pytam patrząc przed siebie.
Tomo odwraca się w stronę obiektu wszystkich moich problemów.
- Muszę wyjść - mówię odwracając się od niego.
Słyszę tylko jego westchnięcie. Rozumie mnie. Wie, że tego potrzebuję i jestem mu za to bardzo wdzięczna. Kto go tu zaprosił?
Cały czas na mnie patrzył.. Teraz gdy wychodzę z pokoju nadal to robi. Czuję to.
- Carrie gdzie ty idziesz? - przy drzwiach pojawia się zmartwiony Tom.
- Na zewnątrz - zakładam kurtkę.
- Coś się stało? - łapie mnie za rękę, żebym na niego spojrzała.
- Nie - wyrywam u się lekko - Po prostu chcę pobyć chwilę sama - mówię po czym wychodzę z mieszkania.
Wychodzę na zewnątrz. Powietrze jest chłodne i orzeźwiające.
Siadam na ławce i głośno wzdycham.
Ludzie przechodzą obok, nie świadomi, że są obserwowani.
Mam ochotę płakać dlaczego on tu przyjechał? Dlaczego niszczy moje w miarę, ale z wielkim trudem poukładane życie.
- Cześć - nie muszę odwracać się, żeby wiedzieć kto to jest.
Zbyt dobrze znam ten głos, mimo, że teraz jest niższy i bardziej zachrypnięty.
Patrzę przed siebie, kiedy on siada po drugiej stronie ławki, pozostawiając między nami przestrzeń.
Wstaję z zamiarem odejścia, ale łapie mnie za rękę.
Wyrywam się jak poparzona.
- Nie dotykaj mnie - mówię ostro.
- Przepraszam, ale nie odchodź. Proszę - spuszcza wzrok na palce, którymi zaczyna się bawić
Siadam z powrotem, choć umysł mówi mi, żebym siebie poszła i nie słuchała tego co mam mi do powiedzenia, bo to i tak niczego nie zmieni.
- Przepraszam - mówi po kilku minutach ciszy.
Czy on naprawdę myśli, że jebane przepraszam coś zmieni?
- Daruj sobie - mój ton jest chłodny.
- Zachowałem się jak kutas - nie da się ukryć, że nie - Przez każdy dzień od twojego wyjazdu, coraz bardziej zdaję sobie sprawę jak bardzo spierdoliłem sprawę.
Łzy napływają mi do oczu. Proszę nie teraz. Nie przy nim.
- Ten zakład...
- Przestań! - podnoszę głos - Przestań do kurwy nędzy. Nie rozumiesz, że nie chcę o tym rozmawiać? Spierdoliłeś sprawę po całości, zaczynając to całe gówno. Jake myślisz, że przepraszam wystarczy!? - wstaję - Ten za...
- Carrie?
Tom? Co on tutaj robi?
- Wszystko w porządku?
- Tak, albo nie. Idę do domu - ostatni raz spoglądam na Coltona.
Ma łzy o oczach.
- Jak to? Przecież przyszłaś pół godziny temu.
- Powiedz, że źle się czuję, czy coś. Luke, Louis, Jane i ewentualnie Liam mogą tu przenocować, a reszta niech się zwija. Klucze raczej mas - podchodzę do niego - Do jutra i dziękuję, że ich tu zaprosiłeś - całuję go w policzek.
Uśmiecham się na ile mogę w tym momencie mogę i odchodzę.
Z okazji moich urodzin, które są jutro, w tym tygodniu dodaję dwa rozdziały. Jeden teraz, drugi jutro. Mam nadzieję, że cieszycie się z tego powodu.
CZYTASZ
Zakład/✔️
RomanceNAJPIERW PRZECZYTAJ ROZDZIAŁ "UWAGA" i "UWAGA 2" Dużo przekleństw, oraz nadmierna ilość cringe'u🙂 ©️_just_my_story_