Eins

8.2K 206 83
                                    

media: Cher - Strong Enough


Przypatrywałem się swojemu odbiciu w lustrze, raz za razem poprawiając swoje brązowe włosy. Dziś miałem zacząć całkowicie inne życie. A przynajmniej tak sobie to tłumaczę. Inne życie? Brzmi tandetnie, ale jak moje dotychczasowe życie odeszło w zapomnienie.

Ktoś uderza o drzwi łazienki, w której akurat się znajduję.

- Oliverze! Pośpiesz się, pan Richard na ciebie czeka! - słyszę głos jednej z opiekunek sierocińca, w którym spędziłem ostatnie miesiące po śmierci mojej mamy. Nie miałem żadnej bliskiej rodziny, która mogłaby się mną zająć, aż do ukończenia osiemnastu lat – ojca nie znałem, moja mama zaszła w młodym wieku, bo miała szesnaście lat ( czyli tyle samo co ja teraz ), a  tatuś na wieść o ciąży spierdolił, zostawiając moją mamę samą w ciąży. Dziadkowie? Tak szczerze to nie wiem, czy jeszcze żyją. Mama tylko powtarzała, że przyniosła im tylko wstyd zachodząc w ciążę.

             Jedyną bliską osobą mojej matce, był jej przyjaciel z dzieciństwa, nijaki Charles Richard i to właśnie on, zaraz po dowiedzeniu się o śmierci mojej mamy, postanowił mnie przygarnąć. Trochę to trwało, no bo kto powiedział, że adopcja jest prosta? W końcu to dla mnie obcy typ!

Mama często mi o nim wspominała, ale nie pamiętam by kiedykolwiek mi go przedstawiła.

Wychodzę z łazienki i wzdycham głośno widząc mężczyznę o jasnych włosach; niemalże białych, które w rzeczywistości są szare.

Kiedy mnie widzi uśmiecha się delikatnie.

- Gotów? - pyta, a ja niepewnie kiwam głową.

         Nie wiem czy będę w stanie zaakceptować to nowe życie. Nie wyobrażam sobie, że kolejne dwa lata muszę spędzić z obcym typem, którego nigdy nie widziałem na oczy! To jest głupie! Już wolałbym zostać w tym sierocińcu...

- Ej, młody, masz klucze do auta... - szarowłosy rzuca w moją stronę klucze, które bez problemu łapię – Ja jeszcze muszę porozmawiać – dodaje.

Chwytam torbę i zaczynam się kierować do wyjścia.

          Nie żegnam się z nikim, bo z nikim się nie zaprzyjaźniłem, nawet jeśli ostatnie trzy miesiące spędziłem w tym ośrodku. Nie chciałem nikogo poznawać, ani tym bardziej zaprzyjaźniać się, skoro już po kilku dniach wiedziałem, że to kwestia czasu aż stąd się wyrwę?

Rzuciłem swoją torbę na tylne siedzenie, a sam zająłem to z przodu.

          Kluczyki położyłem na desce rozdzielczej. I czekam, czekam aż mój opiekun przyjdzie i zabierze mnie stąd. Z drugiej strony; gdzieś w głębi wiem, że moja mama by się cieszyła z takiego obrotu sprawy. Na pewno by nie chciała bym spędził te dwa lata w jakimś sierocińcu z dala od swoich znajomych.

- Och, jesteś już – burczę pod nosem kiedy mężczyzna w końcu siada za kółkiem. Jak na moje oko nie ma jeszcze skończonej trzydziestki, a może po prostu ma dobre geny? Ja nie powiedziałbym, że moja mama miała te trzydzieści dwa lata, wyglądała na co najmniej dziesięć lat młodszą. Może z nim także jest?

Charles włącza radio i po chwili rozbrzmiewa jakiś kawałek Cher.

-I don't need your sympathy. There's nothing you can say or do for me – zaczyna śpiewać, jednocześnie pogłaśniając - And I don't want a miracle. You'll never change for no one - śpiewa dalej co jakiś czas zerkając na mnie.

No świr! Po prostu świr!

- 'Cos I'm strong enough to live without you (1)- śpiewa, a ja mam ochotę uciec z tej pułapki zażenowania. Owszem zdarza mi się śpiewać – nie raz śpiewałem ze swoim znajomymi podczas wygłupiania się, ale żeby tak przy obcym typie? Nie...

- No dalej, Oli! - zachęca mnie, a ja tylko prycham – Nie znasz tekstu, czy co?

- Patrz na drogę – syczę w jego stronę. Twarz Charlesa stygnie w bezruchu, po czym przycisza dźwięk i skupia się na drogę.

- Wybacz – mówi cicho.

Oczywiście, że bałem  się w jaki sposób prowadził – w ogóle nie zwracał uwagi na drogę i o wypadek nie trudno! Czy w taki sposób moja mama mogła stracić życie? Przez nieuwagę...?

- Nadal nie potrafię przyjąć do wiadomości, że Monica nie żyje – mówi.

W tym jednym mogę się z nim zgodzić. Mi też jest trudno w to uwierzyć, to chyba normalne? Miałem tylko ją, nikt nie będzie mi w stanie jej zastąpić, nawet ten świr, najwidoczniej lubujący się w muzyce Cher! Nikt!

           W mniej więcej połowie drogi do domu, Charles zjeżdża na stację benzynową. Odwraca się w moją stronę i posyła mi uśmiech. Mam ochotę już rzygać tymi jego uśmiechami.

- Głodny? - pyta, a ja tylko delikatnie kiwam głową. Prawdy powiedziawszy to od rana nic nie jadłem. Stresowałem się dzisiejszym dniem. A kto by się nie stresował?!

- To idź zamów coś, a ja zatankuję, dobra? - ponownie kiwam głową.

Wysiadam z auta, trzaskając drzwiami. Richard tylko mruczy coś pod nosem, po czym znów przybiera ten swój firmowy uśmiech.

- Jakieś specjalne życzenie? - pytam.

- Nie... Masz tu pieniądze – mówi i podaje mi plik banknotów, które od razu chowam do kieszeni.

           Czekając na zamówienie, jak i szarowłosego, przecieram dłonią powieki. Oprócz pominiętego posiłku, nie spałem też za dobrze i chyba zmęczenie zaczyna dawać mi znać o sobie.

- Śpiący? - prawie podskakuję kiedy słyszę głos Charlesa. W odpowiedzi tylko prycham.

- Możesz się przespać w aucie, mamy jeszcze trochę trasy do pokonania - po tych słowach następuję krótki wywód o tym, dlaczego nie mogło być bliżej tego sierocińca. Kiedy kelnerka przynosi nasze zamówienie prawie wzdycham z ulgą. Może się zamknie w końcu!

- Umm... Właściwie to jak mam do ciebie mówić? -pytam od niechcenia.

- Charles, Charlie, nie wiem wybierz sobie... Słuchaj, Oliver, możesz sobie i mnie nawet nie lubić, nie gadać ze mną, nie interesuje mnie to, ale przynajmniej staraj się nie robić żadnych problemów czy głupstw, dobra? Tylko tyle chcę w zamian. Dobra cena, nie uważasz?

Przytakuję mu tylko i wracam do jedzenia swoich frytek.

Mi to odpowiada. To tylko dwa lata! Wystarczy, że będę grzeczny.

Tylko... W takim razie, po co mnie przygarnął skoro właściwie, to nie chce mnie?

Spoglądam na mężczyznę, który pochłania swoją porcję frytek. Nie łapię tego.

Zresztą, to ważne? Za dwa lata uwolnię się od gościa raz na zawsze.

Szarowłosy musiał zauważyć, że od jakiegoś czasu muszę przyglądam mu się, bo podniósł głowę znad swojego talerza i posłał mi kolejny raz ten swój firmowy uśmiech. Szybko, speszony, odwróciłem wzrok, rozglądając się po knajpce.

Świr... 


(1) fragment piosenki Cher - Strong Enough


Silverthorn przybywa z całkowicie świeżym opowiadaniem, które jest nijako powiązana z moimi dwiema książkami Moonlight Shadow i White Perarl, Black Oceans, jednak tą można czytać bez znajomości dwóch poprzednich :) 



Promised LandOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz