Dreiundfünfzig

2.4K 107 27
                                    

media: Saltatio Mortis - Amo Lem Ad Nauseam


Leżałem na łóżku bokiem, w stronę okna, i przypatrywałem się Charlesowi, który stał przy oknie z kubkiem kawy i wpatrywał się w ciemne niebo, które co jakiś czas było przecinane piorunami, deszcz dudnił o szybę.

   Zapanował spokój, żadne z nas nie wracało do tematu Adama. Mężczyzna nie chciał o nim słuchać, a ja tak naprawdę nie widziałem potrzeby by musieć rozmawiać o nim. Zresztą gadać ze swoim chłopakiem o jego byłym jest dość słabe...

     Szarowłosy odwraca głowę i spogląda na mnie tymi swoimi niebieskimi ślepiami, które są przepełnione bezgraniczną miłością do mnie. Przypatruje mi się tak dłuższą chwilę, kąciki ust unoszą się ku górze; później znów wraca do obserwowania szalejącej burzy za oknem. Upija łyk kawy i dopiero wtedy postanawia wykonać jakikolwiek ruch w moją stronę.

     Siada na skraju łóżka i wolną dłonią gładzi mój policzek; przymykam oczy i całkowicie oddaję się tej pieszczocie, mimowolnie się uśmiechając. Nim Charles przewraca mnie na plecy, słyszę jak kładzie kubek – chyba na podłogę.

     Dopiero kiedy czuję gorący oddech na swoje twarzy i bijące ciepło od jego ciała, otwieram oczy, by móc utonąć w jego spojrzeniu i barwie oczu, które z daleka są niebieskie, ale z naprawdę bliska widać, że niebieski miesza się z szarością. Szary przecież nie jest jakimś wyjątkowym kolorem, jest wręcz nijaki? A przecież Charles w jakiś sposób identyfikuje się z tym kolorem, a to nie prawda, że Charles jest nijaki. Jest najbardziej barwną osobą jaką mogłem spotkać.

     Ujmuję jego twarz w swoje dłonie i zmuszam go do pocałunku, który ochoczo oddaje, nie żeby kiedyś nie oddawał, w końcu to Charles. Jego usta smakują kawą, przesłodzoną kawą.

      Temperatura wokół nas robi się gorętsza, a my przecież – na chwilę – obecną całujemy się. Wsuwam dłoń w jego farbowane włosy i – prawie z czcią – zaczynam je głaskać, podobają mi się, bo są zawsze takie miękkie, przyjemne w dotyku.

– Charles – szepczę cicho kiedy przegryza skórę na moim obojczyku. Mój oddech jest przyśpieszony.

– Tak, Maluszku? – pyta szeptem tuż przy moim uchu, które po chwili przegryza delikatnie. Krzyczę krótko, zaskoczony tym nagłym, aczkolwiek przyjemnym, gestem. Gorący oddech pieści okolice mojego ucha, kątem oka dostrzegam, że usta Charlesa wygięły się w uśmiechu.

– Już nic... kontynuuj – mój głos brzmi bardziej żałośniej niż zwykle.

       Mojemu facetowi powtarzać też nie trzeba dwa razy; momentalnie wpija się w moje wargi, co jakiś czas zasysając i przegryzając dolną wargę. O ile wcześniej miałem wrażenie, że jest gorąco, tak teraz czuję się jakby ktoś zamknął nas w czeluściach piekła... Dłońmi błądzę na oślep po ciele Charlesa, raz za razem zahaczając o skrawek jego koszuli, dopiero po chwili wślizgają się pod materiał i gładząc jego brzuch, na którym szło wyczuć rysujące się mięśnie,

Szarowłosy jęknął mi prosto w usta, co uznałem za dobry znak i pozwalałem sobie na coraz to śmielsze badanie jego ciała.

Ich liebe dich – oznajmia czułym głosem. Przyjemne ciepło rozlewa się po moim sercu, więc obejmuję go mocno – wciąż mając dłonie pod jego koszulką; jego mięśnie napinają się kiedy kładę dłonie na jego plecach. Nie upomina mnie – jak ma to w zwyczaju – co odbieram z jeszcze większą radością. Zabliźnione plecy to słaby punkt Charlesa, więc jestem zaskoczony kiedy bez słowa sprzeciwu pozwala mi na tyle.

Promised LandOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz