Dreiundzwanzig

2.4K 130 32
                                    

media: Savage Garden - To The Moon And Back


[CHARLES]

Chciałem by Oliver mnie znienawidził. Naprawdę tego chciałem. Próbowałem go do siebie zniechęcić. Jego wrogość wobec mnie, była ukojeniem, bo wiedziałem, że wtedy nie przywiąże się do tego szczyla, że nie będę musiał cierpieć po tym jak odejdzie. W takim razie, w którym momencie, nastolatek w jakiś sposób stał się dla mnie ważny? I nie, nie mam tu na myśli żadnego romantycznego podtekstu – lubię go i tyle – nie sądzę, że mógłbym zakochać się, akurat w tym gówniarzu! Tym przełomowym momentem, była ta rozmowa na cmentarzu. Po prostu nie mogłem być obojętny, kiedy on zadręcza się tym, że jest podobny do gościa, którego nigdy na oczy nie widział? To jeszcze dzieciak! Ale dzięki temu między nami powstała niewidzialna nić. Obojgu nas prześladują demony przeszłości. Jak mógłbym być obojętny w stosunku do kogoś takiego?

- E, Charles, nie wykitowałeś przypadkiem? - Oliver szturcha mną, a ja mrugam kilka razy chcąc wrócić do rzeczywistości. Spoglądam na nastolatka, który przygląda mi się w taki sposób, jakby chciał za wszelką cenę dowiedzieć się o czym myślałem.

- Miałeś zgasić silnik, a ty całkowicie odleciałeś – mówi nieprzejęty.

Cholera! Nie jestem maszyną, nie potrafię kontrolować powracających wspomnień. Nie, ja nie potrafię się od nich uwolnić; pozwalam by wracały.

- Wybacz – mówię – Po prostu... przypomniałem sobie coś, co wolałbym już zapomnieć – dodaję, Oliver tylko kiwa głową. Nie zadaje zbędnych pytań, jakby zaczął domyślać się, że nie będę chciał z nim rozmawiać na ten temat.

Przynajmniej od tego, chcę go trzymać z daleka – moja przeszłość to nic ciekawego.

Gaszę silnik i biorę głęboki wdech i liczę do dziesięciu. Tyle wystarcza by wyciszyć myśli.

Idę za Oliverem, który zdaje się czuć w kawiarni jak u siebie, bez problemowy manewruje między stolikami na sam koniec lokalu, gdzie siada na skórzanej kanapie. Zajmuję miejsce naprzeciw nastolatka.

- Za dużo myślisz – mówi brązowowłosy, a ja unoszę brew w pytającym geście.

- Wrzuć czasem na luz, co? Bo inaczej sobie nikogo nie znajdziesz – śmieje się. No bardzo zabawne! Sugeruje mi, że dotychczas, prowadziłem życie jebanego samotnika? Okej, może od ostatniego związku minął jakiś rok, ale to nie znaczy, że, oprócz Saszy, nie spotykam się z nikim! No dobra, może gówniarz ma trochę racji, że od kilku miesięcy moje życie towarzyskie zdechło, ale na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że nikt przychylnie nie patrzyłby na mnie, a w szczególności ten zjebany urzędnik, gdybym zostawiał Olivera sam na całe noce, ponieważ mi zachciało się iść do klubu, by z jakimś przypadkowym gościem spędzić upojną noc? Normalne, że nie mogłem sobie pozwolić na tyle swobody!

Na końcu języka miałem już zgryźliwy komentarz, ale pojawienie się kogoś z obsługi.

- Witaj Oliverze – odezwał się typ. Okej, okej, łapię gówniarz często tu przychodzi, ale żeby być na „ty" z jakimś typem, który mógłby spokojnie być jego ojcem? Gościu ma co najmniej czterdziestkę na karku i nawet przystojna twarz nie sprawi, że ta sytuacja nie przestanie wydawać mi się dziwna.

- My się jeszcze nie znamy – typ zwrócił się w moją stronę – Tobias White-Black, jeden z ojców, Williama – oznajmia i wyciąga w moją stronę dłoń. No, gówniarz ma szczęście, bo zrobiłbym mu takie przesłuchanie, że popamiętałby!

Promised LandOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz