Vierzehn

2.4K 131 48
                                    

media: Elvenking - What's Left Of Me


Wiem, że Charles kłamał w sprawie napadu – żadnego nie było – powiedział tak bo mu było wygodniej. W takim razie co się takiego stało, że skończył z podbitym okiem? Cóż chyba nie dowiem się, bo Gnojek nie powie mi, chociażbym siłą miał to z niego wyciągnąć. Skoro wolał skłamać, to chyba miał swoje powody, nie? A może Will z Dylanem mogą mieć racje... Boże!

Charles i mafia? Przecież to się wyklucza! A może jednak...?

- Znowu się gapisz, Maluszku, nie nudzi cię już podziwianie mojego ryja? - odzywa się szarowłosy, a w tonie jego głosu można wyczuć znudzenie.

- Na gapię się na ciebie, Gnojku – warczę w jego stronę – Upaćkałeś się sosem. W ogóle nie umiesz jeść – w przeciwieństwie do niego nie muszę uciekać się do kłamstwa, bo naprawdę upaćkał się sosem, a dzięki temu mogłem ukryć to, że naprawdę gapiłem się na niego.

Charles sięga po jedną z serwetek, które otrzymaliśmy, tak jakby przewidzieli, że jakiś głupek ujebie sobie cały ryj sosem.

- Jednak to nie zmienia faktu, że gapiłeś się na mnie – no proszę! Ma zamiar dalej ciągnąć tę farsę? Gapiłem się, czy nie; nie jego interes!

- Zastanawiałem się czy powiedzieć ci, czy nie... Wiesz byłoby śmiesznie gdybyś tak wyszedł

- Jaki złośliwy! - komentuje i więcej się nie odzywa, co przyjmuję ze zbytnim spokojem. Martwiłbym się, gdyby w jakiś sposób chciałby podtrzymać tę rozmowę, a raczej coś co miało ją przypominać. Nie mamy żadnych tematów do rozmów, a nasza relacja opiera się na wymienieniu złośliwości. Właściwie... to dlaczego mielibyśmy rozmawiać. Chyba jasno nasza sytuacja została określona? Wraz z osiągnięciem przeze mnie pełnoletności, nie będę nic już znaczył i Charles nie będzie miał obowiązku mną się opiekować, wtedy też zniknę mu z oczu, pozwalając mu odetchnąć. Do tego czasu, mam jeszcze dwa lata – nie wliczając tego czasu do moich siedemnastych urodzin, które przypadają na dwudziestego czwartego grudnia – może wszystko się zdarzyć, ale na pewno nie polubię go.

- Idę się uczyć – mówię i odchodzę od stołu, za który robi wyspa kuchenna. Nie kłopoczę się nawet z posprzątaniem po sobie.

Charles unosi jedną brew, jakby nie wierzył w moje słowa, ale nie komentuje tego w żaden sposób – naprawdę idę się uczyć – nadal mam zaległości, chociaż nie takie jak miesiąc temu, ale koniec kwietnia jest już bliski, co oznacza jeszcze mniej czasu, a przecież oprócz zaległego materiału mam jeszcze obecny. Nie żebym się palił jakoś do nauki i zostania pilnym uczniem – tak jak Will – to jednak nie chce powtarzać roku, to by oznaczało, że Will zostałby skazany na obecność Matt'a i kto niby będzie się o niego troszczyć? Nie jestem w stanie zrozumieć tego uczucia. Wątpię bym mógł w jaki sposób pojąć to, samemu nigdy nie będąc zakochanym, więc nie będę wpływać na jego uczucia, w końcu mógł ulokować je w każdym, a to, że padło na Matt'a, to po prostu jakiś... przypadek? Czy jak tam ktoś woli, przeznaczenie.

***

Drzwi do mojego pokoju otwierają się, a w progu staje Charles – nie muszę się odwracać, by wiedzieć kto przyszedł – w końcu czy nie mieszkamy tylko my tu we dwójkę? Nie słyszę żadnych kroków, więc nie odwracam się, skupiam się tylko na tekście, chociaż słabo mi to idzie, kiedy czuję na sobie wzrok mężczyzny. Ah? Czyli to odwet za tamto?

- O ulubiony kwiatek Saszy zwiądł – zauważa, prawie parskam śmiechem. To jakiś podstęp? Przyszedł powiedzieć mi, że jakiś tam badyl zwiądł?
- Zapukać to już nie łaska, co? Rodzice cię tego nie nauczyli? - mówię nieco ostrzej niż chciałem. Charles w końcu przestaje stać w miejscu i kieruje się w moją stronę, słyszę odbijające się kroki od parkietu.

Promised LandOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz