Sechzig

2.1K 113 16
                                    

media: Beyond The Black - Songs Of Love And Death 


[CHARLES]

– Mogę wiedzieć po co mnie ciągniesz w stronę jakiegoś lasu? Chcesz mnie upić, zgwałcić i pozbawić organów by je sprzedać? – niby protestuje, ale w ciągu dalszym idzie obok mnie, wiedziony ciekawością tego co dla niego przygotowałem, z niewielką pomocą Stelli. Wciąż mi głupio za tę sytuację z Cainem.

– Mówiłem to niespodzianka.

– A coś więcej?

– Na miejscu – odpowiadam. Chcę mu to wynagrodzić, chcę mu pokazać, że liczy  się on. Tylko o n. Chociaż obiecał, że nie chcę wracać do tego poranka, ja nie mogę tak po prostu go tak wyrzucić z pamięci; a ten widok będzie jeszcze długo mnie prześladował.

Oliver i tak zrobił wystarczająco za dużo w tej sprawie, puszczając ją w niepamięć. Bądź co bądź prawie dopuściłem się zdrady – nawet jeśli w tamtej chwili nie mogłem nic zrobić, bo byłem sparaliżowany, zdrada to zdrada.

Dla Olivera byłbym w stanie znieść wszystko. Jednakże on nie zasługuje na to co j a mógłbym dla niego zrobić, nawet w połowie. On zasługuje na wieczne szczęście, nie cierpienie.

Zabawne, bo nastolatek myśli podobnie. Mógłbym się uprzeć, że ten związek mógłby okazać się totalną klapą, skoro oboje pragniemy dla siebie tych samych rzeczy, ale tak nie jest... Właściwie to czuję, że uzupełniamy się, nawet jeśli nasze pragnienia są zbliżone do siebie.

– Daleko jeszcze? – jęczy żałośnie, a ja wywracam oczyma musząc słuchać jego zawodzenia od kilku minut.

– Jeszcze kawałek.

– Pięć minut mówiłeś to samo! – krzyczy oburzony. Spinam się słysząc krzyk, ale Oliver mało sobie robi z tego, że właśnie podniósł głos w mojej obecności, z czego nawet się cieszę, bo brązowowłosy w końcu zaczyna traktować mnie jak kogoś normalnego i przestaje zwracać uwagę na to, że powinien być ostrożny. Zdaje sobie sprawę, że nawet  teraz obserwuje mnie, by dowiedzieć się, czy nie przesadził.

– Jeszcze kawałek, naprawdę – mówię i mocniej ściskam dłoń mojego ukochanego Maluszka.

– Piknik? – pyta z niedowierzaniem kiedy docieramy na miejsce.

– Yhym – kiwam głową i całuje go w skroń, Oli rumieni się.

– Kiedy ty... to? – ruchem głowy wskazuje na rozłożony koc pośrodku polany.

– Stella mi pomogła – uśmiecham się; moja kochana siostra zadała o wszystko, nawet o jedzenie, a ja cieszyłem się, że miejscówka jest słabo znana i nikt nie wpadł na podobny pomysł co ja, bo byłoby nieciekawie.

– Ładnie tu – oznajmia z zachwytem, a ja prowadzę go do rozłożonego koca. Najpierw siadam ja, a później ciągnę Olivera w dół, tak by siedział na moich kolanach. Mój chłopiec ufnie wtula się w moją klatkę piersiową.

– Nie musiałeś tak się starać – oznajmia cicho.

– Musiałem, Maluszku... Dla ciebie wszystko – całuję go w czubek głowy.

– Charlie – uwielbiam jego ton głosu kiedy zdrabnia moje imię – Rozmawialiśmy o tym... Pamiętasz? Zapominamy o całej akcji z Cainem – przypomina mi.

– Wiem, kochany, ale... Ja nadal czuję się okropnie, nawet nie wiem co bym zrobił gdybyś nie widział tego, albo co gorsza zobaczył to co widzieć nie powinieneś. Jest mi z tym źle. I tak, wystarczająco cię zawiodłem, Maluszku, pozwól mi chociaż w ten sposób przeprosić – mój głos brzmi słabo, brakuje tylko żebym się rozpłakał – Zresztą i tak planowałem zabrać cię tu na randkę, więc już nie narzekaj – mówię próbując zabrzmieć beztrosko.

– Ja? Narzekam? Kurwa, Charlie, lepiej być nie może, a wiesz czemu? Bo jesteś tu ze mną – mówi i całuje mnie delikatnie.

Bez pośpiechu odwzajemniam jego pieszczotę. Pozwalam mu na to, by to on kontrolował przebieg pocałunku. Zarzucam mu dłonie na kark i przyciągam bliżej siebie, jednocześnie, powoli, przewracając się na plecy.

Zachodzące słońce roztacza wokół mojego Maluszka przyjemną aureole, sprawiając, że stał się jeszcze piękniejszy niż przed dziesięcioma sekundami.

– Charlie – znów zdrabnia moje imię, czuję rozlewające się ciepło po moim ciele. Tak strasznie go pragnę. Dłonią muskam jego policzek i łapię jego dłoń.

Wciąż patrząc mu prosto w oczy całuję go w dłoń, zdaje sobie sprawę, że Oli ma słabość do tego gestu.

– Kocham cię. Ich liebe dich – oznajmiam czule. Mam ochotę zapewniać go o swojej miłości każdego, pierdolonego, dnia.

Każdej godziny, minuty, a nawet sekundy. Mógłbym mówić mu to tak długo dopóki nie zwątpił w znaczenie tego słowa, a nawet wtedy powtarzałbym mu to, ponieważ na to zasługuje.

Zasługuje na bycie kochanym tak mocno, że aż będzie brakować mi tchu.

Tak mocno, żeby stało się to niepojęte dla niego, że mogę tak go kochać.

Oliver uśmiecha się szeroko.

– Głodny jestem – mówi w końcu, a ja parskam śmiechem. Czy ta głupia Floh właśnie zniszczyła cały romantyczny nastrój?

Nastolatek siada obok i zaczyna grzebać w koszyku, który zostawiła tu niedługo przed naszym przyjściem Stella. Przewracam się tylko na bok i przyglądam się mojemu chłopcu. Nigdy nie będę miał dość wpatrywania się w niego. Cholera! Jest zbyt uroczy...

Podnoszę się do siadu i obejmuję mojego chłopca.

– Ej! Gnojku, łamiesz mi kręgosłup – syczy tylko. Uśmiecham się szeroko.

Już nigdy nie chcę go puścić.

Chcę go zamknąć w swoich ramionach i nigdy nie puszczać.


Promised LandOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz